czwartek, 5 listopada 2020

Czy jesteś przegrywem życiowym?




Kim jest przegryw życiowy? Czy to ktoś, komu nie udało się stracić dziewictwa przed dwudziestką? Ktoś bez najnowszego modelu Ajfona? Ktoś bez towarzyskich planów na najbliższy weekend? Ktoś nieatrakcyjny fizycznie (choć to akurat jest rzecz względna)? Ktoś, kto nigdy nie był w Warszawie czy za granicą? Ktoś biedny? Ktoś bez pracy z gatunku tych, którymi można się wszem i wobec chwalić? Ta lista nigdy się nie kończy. Czy jest sens w ogóle taką tworzyć?

Dawniej odnośnie przegranego życia słyszałam o osobach w co najmniej średnim wieku. Dajmy na to, ktoś ostro harował, by jego dziecko miało te same modne i wypasione rzeczy, co jego rówieśnicy. Wiązało się to z ciągłymi nieobecnościami w domu. Teraz to dziecko nie chce go znać. Albo kogoś innego przerosła sytuacja, w której się znalazł. W rezultacie zaczął pić i po jakimś czasie stał się bezdomny.

W którymś momencie dowiedziałam się, że za przegrywów uważają się również ludzie znacznie młodsi. Oczywiście zaraz znalazł się ktoś uważający, że w dupie im się poprzewracało. Przed nimi w końcu całe życie, więc nie mają prawa tak twierdzić, czy to mają lat 15, czy nawet 30.  Ale czy na pewno?

Wszystkim przecież życie rozdaje po równo, czyż nie?

Jeśli cofniemy się wstecz, do czasów szkolnych, na pewno przypomnimy sobie o kimś, kogo nie było na żadnej lub prawie żadnej wycieczce. Do tego noszone przez niego ciuchy w stanie gorszym niż szmata do podłogi, liczne rodzeństwo, bieda, patologia, w domu brak warunków do nauki i samorozwoju. Ten ktoś mógł nie puszczać informacji o swojej sytuacji "w świat", ale ludzie i tak coś niecoś wiedzieli, zwłaszcza jeśli mowa o takiej typowej prowincji, gdzie wszyscy się znali lub przynajmniej tak im się wydawało. Inne dzieciaki od kogoś takiego się separowały, bądź uprzykrzały mu życie. Czy ktoś reagował, starał się pomóc? A gdzie tam! Totalna wyjebka. No cudowny start w życie, nie ma co!

Większość z nas jednak pochodzi z przynajmniej trochę lepiej sytuowanych rodzin. Także porządne najedzenie się było czymś normalnym. Nie musieliśmy gnieździć się w pięć lub więcej osób w jednym pomieszczeniu, więc warunki do nauki jako tako były. Ciuchy niekoniecznie markowe, ale i tak całkiem w porządku. Co niektórzy nawet mieli całkiem niezłe telefony, jak na tamte czasy. Nie byliśmy na ogół wykluczeni ze szkolnych wycieczek, a i na wypad do kina czy jakiejś tam tańszej restauracji ze znajomymi trochę grosza się czasem znalazło. Czyli takie podstawy, które powinny być czymś powszechnym. Nie oznacza to jednak, że w każdym domu było idealnie. Ciężko to jednak było dostrzec, jeśli nasz wygląd i zachowanie nie odbiegały od powszechnie uznanej "normalności". 

W wielu przypadkach nasi rodzice zwyczajnie w świecie zjebali. Nawet jeśli jakimś cudem nie stosowali przemocy fizycznej (w co śmiem wątpić), to zawsze zostawały słowa. Słowa, które niszczyły. Które nas blokowały i nadal blokują nawet  kilkanaście/kilkadziesiąt lat po ich usłyszeniu. 

Niekoniecznie chcieli źle. Może zbyt mocno przesiąknęli czasami PRL-u, w których dorastali (i które według opowieści ich czy dziadków musiały być mocno chujowe) i nie wierzyli, że można mieć w miarę fajne życie. Może od swoich rodziców słyszeli niezbyt pozytywne przekonania o sobie, świecie, życiu i potem przenosili je na nas. Może nie wiedzieli, że da się inaczej. Nie mieli w końcu tak szerokiego dostępu do wiedzy, jaki my mamy obecnie. No ale zjebali. 

Oczywiście słyszymy, że jak tak można zwalać na rodziców winę za własne życiowe niepowodzenia. Najlepiej jest użalać się nad sobą i szukać wymówek, by nic nie robić ze swoim życiem! A przecież zazwyczaj jednak coś robimy, bo musimy. Bo nie mamy, kurwa, nastu lat już od dawna, a piniądz z nieba nie spadnie. Nie trzeba jednak być magistrem psychologii czy kimś w ten deseń, by w którymś momencie móc zczaić, że przeszłość ma wpływ na teraźniejszość (no shit, Sherlock!). 

Życie często samo w sobie jest chujowe, zwłaszcza żyjąc w Polsce, także nawet co niektórych ludzi wychowanych w zdrowych, wspierających rodzinach pewne sytuacje przerosną, ale ci od toksycznych rodziców dźwigają dodatkowy bagaż. I potem się słyszy o depresji, nerwicy, lęku przed ludźmi i życiem, zaburzeniach odżywiania, nadmiernym perfekcjonizmie i wielu innych atrakcjach. O ile ktoś czuje się w miarę na siłach, podejmuje walkę o siebie, wyprowadza się, idzie na terapię, ale nie ma gwarancji, że wyjdzie z tej walki zwycięsko. 

No dobra, niech będzie, ktoś powie, ale co w takim razie z nastolatkami, których głównym zmartwieniem jest brak dziewczyny/chłopaka czy butów z Adidasa? Albo niedostateczna ilość polubień pod zdjęciami na Instagramie. W dupach się poprzewracało! Za parę lat zobaczą, co to prawdziwe problemy! A skąd niby wiadomo, że to ich jedyne problemy?

Jakże łatwo nam zapomnieć, że też to przerabialiśmy. W tym wieku potrzeba akceptacji ze strony innych jest spora. Też nie chcieliśmy być gorsi, stawać w rzędzie z jakimś dziwakami. A wykluczenie boli. Co niektórzy w pogoni za byciem cool narobili trochę głupot. I kłamali, jakiego to zajebistego życia nie prowadzili poza szkołą. I zazdrościli tej czy tamtemu zagranicznych podróży, powodzenia u płci przeciwnej, modnych w tamtych czasach ciuchów... Been there, done that. 

Po latach zdajemy sobie sprawę, że to wszystko niekoniecznie musiało decydować o dalszym życiu, a przynajmniej nie w aż tak wielkim stopniu. Zresztą zmieniają nam się priorytety, a dawne szkolne dramy rozmywają się coraz bardziej w naszej pamięci. Z obecnymi nastolatkami być może też tak będzie, a teraz dajmy im żyć. 

No dobra, nie ma co się oszukiwać: w czasie koronawirusa wszyscy mamy mniej lub bardziej przejebane!














11 komentarzy:

  1. Miałam kiepski start w dorosłość. Rodzice po prostu zastopowali mnie, nie byłam zdolna finansowo, nie mogłam się wyprowadzić ani zainwestować w siebie, wykwalifikować zawodowo, cokolwiek. Jako dziedzic potwornych długów, dopiero teraz coś ruszyło, dopiero teraz macki przeszłości zaczęły puszczać. Mam 33 lata i startuję w samodzielność. Dopiero teraz. Można się czuć jak przegrany, prawda? Kosztowało mnie to dużo cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam Twoją siłę do walki z tak trudną sytuacją. Niejeden by się poddał.

      Usuń
    2. Podpisuję się pod słowami Eweliny, podziwiam!

      Usuń
    3. Nauczyło mnie to pokory i zupełnie innego patrzenia na życie. Dziś się cieszę z tego wszystkiego, bo – sytuacja, choć lekką nie była, wychowała mnie na człowieka, który ma inne cele w życiu niż zarobek, posiadanie, konsumpcja. Tak wyszło, że zanim spadło mi to wszystko na łeb, zarobiłam jakieś tam pierwsze pieniądze i rozpieprzyłam je, bo taka dziołcha pusta ze mnie była. Dziś mogę spokojnie iść do pracy, a potem pomyśleć na co przeznaczyć pieniądze i żyć jak na człowieka przystało. Bo tak naprawdę niewiele w życiu potrzeba, żeby po prostu przetrwać. Kawałek chleba i błękitnego nieba nad głową. ;)
      A dziś startuję z zadowoleniem jako dojrzała osoba. Jest to dla mnie właściwy czas. Wtedy widocznie nie był.

      Usuń
    4. Osobiście nie dążę do aż takiego minimum w życiu, jednak również łapię się za głowę, gdy przypomnę sobie, na co zdarzało mi się w przeszłości wydawać pieniądze.

      Usuń
  2. Myślę, że kluczem tu jest zawsze świadomość. Tego, że było ciężko, "bo...". Bo było. Niekiedy i na tych wycieczkach i spotkaniach z przyjaciółmi, w pozornej normalności. A niekiedy mimo braku poczucia wykluczenia, choć tego wszystkiego nie było. I smutna rzeczywistość jest taka, że "przegrywem" (co to w ogóle jest za słowo) czują się częściej ci, którzy w domu mieli "normalną" sytuację...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wiele w życiu osiągnąłem naukowo, ale nie przełożyło się to na dobrobyt finansowy. Dziś mam 39 lat i kiepsko zarabiam. Jak się zapewne domyślacie, nie założyłem też własnej rodziny. Powód? Brak znajomości z ludźmi, którzy mogliby mi pomóc znaleźć dobrą pracę. Mój przykład dowodzi, że można mieć fenomenalną wiedzę i być biednym. PS Fajny ten blog.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też czasem czytam, jacy to ci młodzi dziwni, że nie wiedzą, co to prawdziwe problemy, że przejmują się lajkami na fejsie itd. Ja jednak myślę w ten sposób: czemu ktoś aż tak bardzo przejmuje się lajkami na fejsie? Czy brakuje mu poczucia bycia akceptowanym w życiu codziennym? Jest aż tak samotny, że musi dla równowagi wyróżnić się czymś na facebooku i być tam zauważonym? Z pozoru głupi problem, ale może się kryć za nim drugie dno, już nie tak głupie. Czasami mniejszy problem "przykrywa" ten większy i poważniejszy. Młody człowiek czuje się nieakceptowany, a później wyrasta na nieakceptowanego dorosłego człowieka i wtedy zaczynają się schody. Terapia, jak to terapia: może pomóc, może trochę zmienić myślenie, ale cudów nie uczyni i przeszłości nie zwróci.

    OdpowiedzUsuń
  5. W obecnej sytuacji mamy więcej czasu, by myśleć o tym co w życiu zrobiliśmy. Część osób może uznać, że przegrało, a część może pomyśleć ile może jeszcze osiągnąć. To kwestia podejścia. Nie mniej do końca nie wiadomo kiedy to wszystko się skończy i jakie będą następstwa. Może okazać się, że nasze plany na nic się nie zdadzą w nowej rzeczywistości.

    Miejmy nadzieję, że niedługo będzie można już gdzieś pojechać, tak zwyczajnie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh, przegrywem życiowym czułam się jakiś pierdyliard trylionów razy, od szkoły począwszy, po dorosłe życie. Czuję się tak wciąż i to wcale nie rzadko i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie większość osób znających mnie pobieżnie pewnie w ogóle by o mnie nie pomyślała w ten sposób. Bo przecież nie mam złego życia, na pierwszy rzut oka. Dlatego też zawsze staram się powstrzymywać od oceniania innych, ich wrażliwości, podejścia do problemów, bo te które widzimy, to często wierzchołek góry lodowej. Kilka lat w życiu przepracowałam też z młodszymi i starszymi dzieciakami i absolutnie nie sądzę, aby młodzież teraz była gorsza, czy głupsza niż kiedyś. Żyją w innych czasach. Po prostu.

    Ale jakby na to nie patrzeć - obecnie, w czasach koronawirusa każdy ma pewnie powody do narzekania ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przegryw to taki mem oznaczający chłopca, który pragnie ale nie jest w stanie zdobyć pięknej dziewczyny. Sytuacja nader częsta i powszechna. Prawdziwymi przegrywami jednak, nie takimi memicznymi, są osoby chore i niepełnosprawne.

    OdpowiedzUsuń