sobota, 25 lutego 2017

No jak tak można nie lubić imprez?


Imprezy. Wszędzie imprezy. Zdjęcia z imprez na Twarzoksiążce i Instagramie. Memy o imprezach. Teksty na blogach o imprezach. Sranie imprezami w każdy weekend. A gdzie w tym wszystkim ktoś, kto ich zwyczajnie nie lubi?

Wielu z nas ma taki okres w życiu (i to niezależnie od tego, czy jest się introwertykiem, ekstrawertykiem, cholerykiem itp.), kiedy to wie, że jednym z wyznaczników zajebistości jest imprezowanie. Nie imprezujesz? Nie żyjesz. Znowu zamulasz przed tym kompem lub z książką? W takim wypadku -100 do fejmu. I tak, przejmujemy się tym. Niektórzy naprawdę świetnie się bawią, inni udają. Część z tych ostatnich robi to jednak mniej przekonująco i wtedy wysłuchuje kolejnej porcji wrednych uwag. A nie każdy w tym wieku jest mistrzem ciętej riposty. Zdarzają się też indywidualiści, którzy mają zwyczajnie wyjebane, ale to raczej rzadkość.

Po jakimś czasie można jednak przemyśleć sprawę i uznać, że nie trzeba non stop podążać za stadem. Oczywiście są też niestety wyjątki. Głupio jest tak się wymigać od tych wszystkich wesel, osiemnastek czy komunii, jeśli dotyczą one najbliższej rodziny i istnieje spore prawdopodobieństwo, że byłoby się jedyną nieobecną osobą. I na dodatek zwyczajnie zależy nam na dobrych kontaktach z tymi ludźmi (przynajmniej niektórymi z nich, wiadomo, jak to czasem z rodziną bywa).
Jak tak można nie lubić tych imprez? Normalnie.

Siedzisz przy sporym stole i nie możesz spokojnie jeść (a dania na ogół są super), bo nie dość, że co chwilę są podawane kolejne posiłki, to jeszcze muzyka napierdala na cały regulator, w związku z czym ludzie dookoła krzyczą do siebie nawzajem. Nie lubisz tańczyć przy Ona czuje we mnie piniądz i podobnych hitach? O ile jest możliwość wybycia do łazienki, korzystasz z niej. Ale oczywiście nie da się tam spokojnie posiedzieć, bo zaraz w kolejce ustawia się kilka osób. W końcu wracasz do stołu i może się zdarzyć, że ktoś nie może patrzeć na taki podobno żałosny widok, jak ty sam przy stole i prosi do tańca. I zachowuje się tak, jakby znał cię od dawna, co jest krępujące. Ogólnie narusza twoją prywatną strefę.

Jeśli impreza jest bez tańców, bardziej słyszysz pierdyliard głosów nadających jednocześnie. Pierdyliard donośnych głosów. Wybywasz myślami daleko i nagle słyszysz typowe pytanie: Co nic nie mówisz? A niby co mówić? Lepiej skupić się na wpieprzaniu dobrego jedzenia. Oczywiście padają jeszcze pytania o życie osobiste, a nie każdy należy do tych osób, które szybko odpowiedzą w zabawny sposób. I w tym przypadku po jakimś czasie pozostaje ewakuacja do łazienki, i znów na krótko.

Najlepiej byłoby chyba wyprowadzić się na drugą półkulę i mieć spokój :D

Twarzoksiążka.

sobota, 11 lutego 2017

Różnorodność jest spoko


Nie odkryję Ameryki twierdząc, że ten blog składa się ze sprzeczności. Z jednej strony jest czarny kolor, który mógłby wskazywać na takie jakby dystansowanie się od reszty. Z drugiej niektóre teksty są dość głośne, prowokujące do długich dyskusji. Komuś nawet zdarzyło się je nazwać kontrowersyjnymi, choć nie sądzę, by to określenie faktycznie tu pasowało. Jest dobrze, tak jak lubię.

Są ludzie, którzy wolą ograniczać się do jednego zagadnienia. Szczerze mówiąc, rzadko zaglądam na blogi tego typu. Wolę różnorodność i ten moment, kiedy nie wiem, o czym dany bloger napisze następnym razem. Pewnie dlatego u mnie jest podobnie. Nikt nie wie, kiedy zrzucę bombę, czyli po prostu tekst na jakiś trudny temat, a kiedy walnę coś lekkiego/śmiechowego. I nadal tych zapisków jako ogół nie da się włożyć do konkretnej szufladki. I dobrze.

Paradoksalnie moje życie jest bardziej przewidywalne i to też jest ok.

Twarzoksiążka.

piątek, 3 lutego 2017

Pisz ten tekst, kobieto!


Dawno temu pisałam tekst na bloga od razu po pojawieniu się pomysłu. Nieważne, czy chodziło o zawartość mojej szafy czy jakiś ważny ogólnospołeczny problem. Obecnie mam sporo nierozwiniętych tematów. Gdzieś czają się w różnych zeszytach. Czy kiedykolwiek ujrzą światło dzienne? Nie wiem.

Bo zdania wyszły jak u jakiejś gówniary z podstawówki, która dopiero rozpoczyna przygodę z pisaniem. Albo są zbyt dojrzałe, a to do mnie niepodobne. Jeszcze temat niezbyt oryginalny, bo przewinął się przez pierdyliard innych blogów. I w ogóle kogokolwiek obchodzi to, co piszę?

Argumenty za tym, by wrócić do dawnego stanu rzeczy? Przede wszystkim nie zarabiam na tym blogu, więc nie wszystko musi być idealne. Nie jest on też zbytnio popularny, więc ewentualna wiocha nie będzie omawiana właściwie nigdzie. A najważniejsze jest to, że mimo wszystko nadal mam Was, małą grupkę wiernych czytelników, którzy jakoś wytrzymują te moje wypociny :)

Twarzoksiążka!