niedziela, 4 lipca 2021

Inność na wsi. Co ludzie powiedzą?


Jak powszechnie wiadomo, mieszkam na zadupiu. Przy czym nie jest to taka miejscowość, która równie dobrze mogłaby być małym miasteczkiem, a prawdziwie wsiowa wieś. Taka na może dwieście mieszkańców, gdzie przestrzeganie pewnych zwyczajów, tradycji, norm czy jak tam zwał wciąż ma się całkiem dobrze. Nie oznacza to jednak, że istnieje obowiązek życia według nich.

Ale i tak od najmłodszych lat mówiono mi, że opinia innych ludzi jest ważna. Że oni coś powiedzą, jeśli się w jakiś sposób wychylisz. I nikt nie wytłumaczył mi, dlaczego niby mam się tym przejmować. Zamiast tego groźbami, szantażami wmuszano we mnie konformizm. Bo tak to robię wstyd. Tak, wstyd był bardziej istotny od tego, jak się w danej sytuacji czułam (zresztą nikt mnie o to nie pytał) robiąc coś totalnie wbrew sobie. Nie zmieniało się to nawet, gdy osiągnęłam pełnoletność. Masz się dostosować i już!

No ale w końcu musi przyjść taki moment, kiedy ten dyskomfort związany z życiem życiem, które nie jest twoje jest jakoś bardziej odczuwalny. I zaczynasz, może z pewną dozą nieśmiałości i lęku, robić swoje. I robiłam. I jakoś świat się od tego nie zawalił. A pomyśleć, że lata temu uznawałam chociażby zaprzestanie pojawiania się w kościele za wielki akt odwagi. A co tu mówić o farbowaniu włosów na dziwne kolory i innych "skandalach" :D

W międzyczasie dotarło do mnie, że ludzie nie powiedzą nic. Są zbytnio zajęci własnymi problemami, by jeszcze myśleć o moich poczynaniach. Ogółem mają na mnie wyjebane. A jeśli jednak? No cóż, chyba nie mam obowiązku odpowiadania za zaściankowe myślenie innych. 

Chyba wielu z nas to przerabiało, prawda? Nawet niekoniecznie na wsiach, ale i w małych miasteczkach. Ten brak możliwości wyrażania siebie, bo "co ludzie powiedzą". 

Być może nasi bliscy chcieli dobrze, ale
finalne skutki były opłakane. Niejeden skończył z nerwicą czy depresją, bał się kontaktów społecznych i wyrażania własnego zdania, zrezygnował z pasji... A to wszystko z powodu jakichś tam ludzi, którzy może coś powiedzą. Ludzi, których prawdopodobnie nasi rodzice czy dziadkowie nawet nie lubili. Ale i tak mieliśmy nie robić wstydu.

Najgorsze, że pomimo lepszego dostępu do informacji (a tym samym możliwości otwarcia się na różnorodność) to się tak prędko nie skończy...