czwartek, 28 stycznia 2016

Podróż do grobu, rozdział 23


Hejeszki! Dziś są moje 23 15. urodziny po raz kolejny. W związku z tym jak co roku, musi być nudny, ewentualnie epicki wywód.

Mentalnie się nie starzeję. Czachy, glany, czerń, dziury, kraty, rock, metal, młody wygląd, wewnętrzny rozpiździel...Ups, to już było. Nic się nie zmieniłam.

Nadal nie jestem jedną z tych osób, które od progu opowiadają wszystkim całe swoje życie. Nie lubię tłumów i imprez na sto (i więcej) osób. Nie chleję do nieprzytomności. Nie palę, choć pewnie należę do mniejszości. Oglądanie telewizji jest dla mnie stratą czasu. Widząc kogoś w tiszercie z logo jednego z moich ulubionych zespołów nie przepytuję z dyskografii. Nie wytykam na ulicy blond dziuni spalonej na solarium, w różu, z mocnym mejkapem. Nie lubię większości hitów Eski i disco polo, ale uważam, że każdy ma prawo do własnego gustu muzycznego. Nie chcę mieć dzieci, ale nie najeżdżam na tych, dla których to największe szczęście. Ktoś zwierzy mi się z czegoś? Może mieć gwarancję, że nie rozpowiem jego tajemnicy dalej, nie wyląduje to też w Internetach. Żeby mieć znajomych, musiałabym zakładać pierdyliard masek. W takim razie pieprzę to, wybieram samotność. Zawsze jest jeszcze blog. I książki.

No dobra, na pewno wiem więcej o sobie niż rok temu, ale pewne rzeczy raczej nie nadają się do wspomnienia na publicznym blogu. Tak czy owak, w każde urodziny tworzę jakiegoś dziwnego posta. Normalnie jakby ta data decydująca o moim starzeniu się była jakimś przełomem. A tak naprawdę jest to dzień jak każdy inny.

PS. Twarzoksiążka! KLIK

poniedziałek, 18 stycznia 2016

"Normal is not the norm"

Zgodnie z tym, co poprzednio pisałam, ten post będzie się znacznie różnił od moich poprzednich (huehue) dokonań. Dziś będzie o tym, że mentalnie wciąż jestem w gimbazie. Przy okazji opowiem jeszcze o kilku posiłkach dziś zjedzonych i o kolorze skarpetek, które dziś miałam na sobie. A nie, wróć, od nowa!

Każdy ma jakąś tam swoją muzyczną obsesję i zdaję sobie sprawę z tego, że w tym przypadku jestem odosobniona, no ale inaczej nie byłabym sobą. Kiedyś wyskoczyli mi w propozycjach na Lans.fm. Niby olałam sprawę, ale nazwa zespołu nie dawała mi spokoju. Delain. W końcu, po paru miesiącach (i ujrzeniu po raz kolejny tej nazwy, tym razem na jakimś forum) dałam za wygraną.


Najfajniejszy band ever w składzie: Martijn - klawisze, Charlotte - wokal, Timo - gitara, Merel - kolejna gitara, Otto - bas, Ruben - perkusja

Przygodę z ich muzyką zaczęłam nadzwyczaj oryginalnie: weszłam na Jutuba i usłyszałam Frozen, bo to jako pierwsze mi wyskoczyło. Spodobało się i zaraz wywiało mnie do We Are The Others, i to tej najgorszej wersji, zalatującej jakąś techniawą. Ale nie zraziłam się, szperałam dalej. I okazało się, że znalazłam zajebisty zespół!

Pochodzą z Holandii, grają ostry, melodyjny, klimatyczny metal i mają teksty, których motywem przewodnim na ogół nie jest dupa maryśka. A przede wszystkim uważają, że inność jest super i nie trzeba się z nią kryć pokątnie. Mają na koncie cztery świetne płyty: Lucidity, April Rain, We Are The Others i The Human Contradiction. Oczywiście istnieje pierdyliard ostro grających zespołów z babkami na wokalu, ale głos Charlotte ciężko porównać z jakimkolwiek innym :)

I tak, dobrze wiem, że wielu osobników płci obojga zainteresowało się głównie liderką. W sumie trudno się dziwić: jest śliczna, inteligentna, oczytana, wszechstronnie utalentowana, wiecznie uśmiechnięta, i to ona jest aktualnie główną tekściarką kawałków Delain.



Tak, obserwuję Charly na Instagramie. Kocham to zdjęcie :D

W moim przypadku trudno o inny zespół, którego dosłownie żaden kawałek mnie nie odrzuca, choć oczywiście zdarzają się takie, których słucham rzadziej. Odkąd ich słucham, już kilka razy grali w Cebulandii i istnieje spore prawdopodobieństwo, że kiedyś tu wrócą. Powiedzcie, że kiedyś ich zobaczę na żywo, bo jak wieść gminna niesie, sami wychodzą do ludzi po koncertach :D

czwartek, 14 stycznia 2016

2 lata!


W chwili pisania tego posta okazuje się, że moje wypociny przeczytaliście 37305 razy, dowaliliście 3498 komentarzy, a obserwatorów jest 93. Stworzyłam 96 postów, z których najpopularniejszy został wyświetlony 453 razy. Ktoś powie, że to śmieszne liczby, jednak uważam, że nie jest tak źle - liczy się fakt, że moje słowa nie trafiają w próżnię.

Właśnie minęły dwa lata, odkąd wyemigrowałam z Onetu, na którym spędziłam dobre cztery lata. W pewnym sensie zapuściłam tam korzenie i ciężko było to rzucić, ale obecnie myślę, że to jednak była dobra decyzja. W końcu posty z czasów moich ostatnich lat nastoletnich tak się mają do obecnej mnie, jak Eska do metalu. Totalny mózgojeb.

To cud, że jeszcze tu wytrzymujecie, bo powiedzmy sobie szczerze: nie mam jakichś powalających, oryginalnych poglądów i w ogóle niczym szczególnym nie wyróżniam się w blogosferze. Ale gdzieś muszę coś napisać, bo lubię :)

Możliwe, że za jakiś czas na tym blogu nastąpią pewne zmiany (jest tu zbyt monotematycznie), ale jego stałym elementem pozostanie czarne tło, bo taki mam kaprys :D

Oby Fuckin Blog przetrwał kolejne lata!

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Co daje mi blogosfera?


Właśnie dziś minęło 6 lat, odkąd stworzyłam swojego pierwszego, nieistniejącego już, bloga na genialnym, legendarnym Onecie, gdzie wypowiadali się sami mądrzy ludzie, którzy wcale nie pragnęli polecenia na stronie głównej i nie wymieniali się komentarzami. W związku z tym jako ta doświadczona (huehue) i wybitnie inteligentna (huehuehuehue) blogerka opowiem o tym, czym przyciąga mnie ta konkretna, zajebista część Internetów.

1. Rozwijam się kulturalnie
Jestem cholernie otwarta na muzykę. Może i na moim Lansie królują zespoły rockowe i metalowe dla góra 18 - latków, ale chętnie klikam w linki, które blogerzy zostawiają nierzadko na końcu swych wpisów. Nie mogę więc powiedzieć, że nie mam czego słuchać, gdyby dotychczas ukochana kapela poszła do lamusa.
Poprzez blogi poznaję też książki choć trochę ambitniejsze niż Pisiąt twarzy Szarego. Jakiś opis mnie przyciągnie jak mało który? Obiekt pożądania ląduje na półce Chcę przeczytać. Czy nie wspominałam, gdzie jeszcze mam konto? :)

2. Dowiaduję się ciekawych rzeczy odnośnie interesującego mnie zagadnienia
Ostatnio, bardzo ambitnie, zależy mi na poprawie stanu moich włosów. Bez tego moje życie będzie niepełne :D

3.Tylko tutaj mam szerokie pole do popisu.
Nikt mi nie przerywa, nie mówi równo ze mną, nie prosi, bym mówiła głośniej/ciszej/wolniej. I nie muszę się do nikogo dostosowywać. Mało tego, nawet jakbym na pięć stron A4 opisała swoją ostatnią wycieczkę do kibla, i tak te moje wypociny czytałaby chociaż jedna osoba. Tylko tutaj moje słowa nie trafiają w próżnię.

4. Fajni ludzie
Mają do powiedzenia coś innego niż Słyszałaś, stara? Marek zerwał z Jolką. No, z tą blondyną, co sobie cycki zrobiła.. Nie rzucają też banalnych tekstów typu Weź się w garść. Otwarci, tolerancyjni, ogarnięci... Nie namawiają mnie do zmiany stylu pisania, czy starzenia się jak typowa kobieta po dwudziestce. Z niektórymi łączy mnie ulubiona muzyka, styl ubierania, podejście do życia... Inni z kolei tak bardzo się różnią ode mnie, ale to też jest super. Stałe pytanie brzmi: dlaczego tak daleko mieszkają?

Mówię Wam, tak szybko stąd nie odejdę :)

niedziela, 3 stycznia 2016

Weź wyłącz te Internety!


Powiedziała ta, która nie zerka co pięć minut na Instagrama, by sprawdzić, co tam u Charlotte z zespołu Delain. Która wcale nie przegląda przez pół dnia pierdyliarda blogów, oczywiście wcześniej prosząc o linki do nich, po czym stwierdza, że większość jest taka nudna i banalna i może znalazły się ze dwa godne uwagi. Która nie wchodzi ot tak na Twarzoksiążkę co sekundę, bo akurat dioda w Soniaczu migała na niebiesko. I nie zagląda na Demotywatory, bo od nich obniża się Aj Kju. No i co, droga Ewelino? Myślisz, że ktoś ci uwierzy?

Jestem chyba największą przeciwniczką postanowień noworocznych na tej nieszczęsnej planecie, w dodatku cierpiącą na słomiany zapał. Jednak uważam, że jest pewna rzecz do poprawy. W sumie można wystartować obojętnie kiedy (o ile jeszcze trochę pożyję), ale im wcześniej, tym lepiej. Mowa o Internetach, w które wsiąknęłam już wiele lat temu, na długo przed rozpoczęciem przygody z blogosferą i nawet nie posiadając czegoś takiego jak komputer: wystarczyło odwiedzić kuzynów. Może daruję sobie dalszą opowieść, wszak każdy wie, jak zachowuje się nastolatka "na głodzie", gdy rodzice na jakiś czas odłączają ją od "drugiego, fajniejszego życia".

Mogłoby się wydawać, że teraz nie jest aż tak źle, że dorosłam, ogarnęłam się i takie tam. Bullshit! Czytam książki? Owszem, przynajmniej kilkadziesiąt stron dziennie. Wychodzę z domu? Owszem, z wyjątkiem takich najgorszych mrozów. Interesuję się życiem domowników? Jak najbardziej. Dbam o porządek w domu? W sumie tak. Do tej listy mogę jeszcze dorzucić robienie notatek, z których może powstanie kolejny wpis na bloga. I wiele innych rzeczy, o których nie zamierzam jednak wspominać.
Ale cokolwiek by nie mówić/robić, w tle wciąż słychać ten sygnał powiadomienia i nieustannie miga ta wkurwiająca dioda.

W Nowy Rok wyłączyłam smartfona na jakieś 2 godziny. W tym czasie czytałam książkę. Powtórzyłam tą czynność ok. 1 w nocy, gdy położyłam się do łóżka. Usnęłam dopiero ok. 5. Smartfon cały czas był wyłączony. Aż tak bardzo brakuje mi Internetów?

PS. Nie trzeba zaraz kasować swych kont z wszelakich portali, ale taka długotrwała posiadówa nie wychodzi nikomu na zdrowie. Mi np. trzęsą się ręce.