wtorek, 31 grudnia 2019

O tym, że co niektórych mocno poniósł melanż...


...i do tej pory nie wytrzeźwieli. A przynajmniej jest to moja pierwsza myśl, gdy sprawdzam, cóż to takiego lud wpisywał w Google, by wylądować akurat tutaj. Owo lądowanie musiało nie być szczególnie przyjemne, gdyż nie znalazł on tego, po co naprawdę tu przyszedł. W końcu nie tworzę strony na wzór legendarnej wkurwiamnie.org [*], a już tym bardziej nie mam w planach takiej z pornosami (wtf). Najwyraźniej alkohol i narkotyki mocniejsze od marysi (bo marysia jest już zbyt lajtowa w liceum, jesteście tacy rebel) weszły za mocno. Ewentualnie mamusia nie zdążyła jakiemuś mocno nieletniemu osobnikowi zablokować dostępu do pewnych treści. Ale nie oszukujmy się, i tak by to jakoś obszedł. Młodzież nie jest aż tak głupia, jak nam się wydaje, nawet w czasach tego cholernego Tik Toka.

Huehuehue. Ewelina, serio? Naprawdę myślisz, że ktoś jeszcze może się nabrać na to całe starcze pierdolenie? Przecież ten blog pachnie wolnością. Wręcz tak nią zajeżdża, że dla pewnych osób ten zapach jest nie do zniesienia i co jakiś czas ci o tym przypominają. No bo co ludzie powiedzą? Jak tak można w ogóle. I w ogóle przeproś za to, że ktoś coś zinterpretował nie tak, jak faktycznie miałaś w zamyśle. Skończ w końcu z pisaniem tych głupot.

Lubię ten moment, kiedy sprawdzam statystyki, a tam jakieś niecodzienne hasła-niektóre zabawne, inne z gatunku facepalm, a jeszcze innym nie jestem w stanie przydzielić żadnej szuflady. W każdym razie w końcu coś się dzieje.

Dawno tego nie robiłam. W jakichś tam zamierzchłych czasach zdarzało mi się komentować hasła wszelakie, ale to było jednak bezsensowne. Chociażby przypierdalanie się do literówek, a nie o to tu chodzi. I za często ruszałam z kolejnymi postami tego typu. A najlepiej jest poczekać na większą liczbę uzbieranych fraz. A gdy będzie ich już tak z kilkaset, można w nich przebierać i szaleć! Najbardziej zaszaleli jednak ci, którzy tutaj zabłądzili. Cóż takiego wpisali w wyszukiwarkę w kończącym się już roku? Co wrażliwszych ostrzegam, że może pojawić się więcej wulgaryzmów niż zwykle. No to jazda!

w pewną upalną sobotę

I co było dalej?

zryta psychika

Ło panie, a kto w dzisiejszych czasach takiej nie ma? Łączmy się, zryci!

nikt nie wie jak mi jest chujowo

Co się dzieje? I czy mogę jakoś pomóc?

najlepiej robić swoje

I tego się trzymajmy!

pierdyliard

Słowo nadużywane przeze mnie swego czasu, a przynajmniej tutaj.

memy o sraniu

Moment, w którym naprawdę porządnie zwątpiłam w ludzkość.

ale dupencja

Miała być inteligencja?

najwspanialszy mężczyzna na świecie

Gdzie mogę takiego znaleźć?

ciemna strona człowieka

Toż to skomplikowany labirynt pełen przeszkód i nie każdy chce do niego wejść.

chuj mnie to obchodzi

Czasem takie podejście pomaga w życiu. Czasem.

walenie tynków

To już całkiem niedługo. Głupie amerykańskie święto, a w ogóle to miłość powinno się wyznawać przez cały rok!!!!!11111 Tak będzie.

nigdy nie patrz na to co ludzie powiedza

Tak!

pieprzyć się

I oby wam to wyszło na zdrowie!

imprezowiczka

W sumie powszechnie wiadomo, że moim marzeniem jest porządne schlanie się do zgona, to ma sens!

wiocha w lesie

Wyobraźnia podsunęła mi przeróżne obrazy tego, co mogło się tam zadziać.

o dupie marynie

- Hej, Karyna!
- Hej, Dżesika!
- Co tam u ciebie?
- Wszystko dobrze. A u ciebie?
- Też dobrze.
- U was też padało?
- Też. Ale jutro ma być ładna pogoda.
- To dobrze. To pa.
- Pa.

spierdoliłaś mi 20 lat życia

To co tak długo z nią robiłeś?

chwytliwy tytuł

Influęserki jej nienawidzo [ZOBACZ DLACZEGO]

umyj okna dla jezusa

Czyli jednak zrobi on ten test białej rękawiczki?

cycki gimnazjum

Halo! Policja! Łapać pedofila!

messy room aesthetic

Tak trzeba żyć. Szanuję mocno!

wpadki celebrytek

Takie rzeczy to raczej na Pudelku bądź innym Labradorze.

bruder schwester porn

Lepiej może nie wnikać w te jakże głębokie rodzinne relacje...

dziunia wiocha

Moje pierwsze skojarzenie to taka stereotypowa stała bywalczyni lokalnego klubu na literę P.

żona nimfomanka

I jak się z tym czujesz?

przypalowe zdjęcia

Naprawdę nie chcesz ich widzieć :D

no tak chuj mi w dupe

Skoro tak lubisz...

żyj tak aby twoje imprezy

No i co dalej?

poprzewracało się komuś w głowie

A szczególnie pewnym zbłąkanym wędrowcom, którzy tu wylądowali.

tatuaże napisy damskie cytaty



I w tym miejscu kończę ten zbiór wszelkich bzdur. I oby Wasz 2020 rok był taki, jaki chcecie żeby był! 





niedziela, 22 grudnia 2019

Ta od czarnego bloga #2


Drobna postać, cała na czarno, choć sporadycznie zdarzają się momenty bez tego koloru. Bladość skóry zachowana przez cały rok, choć nie da się każdego upalnego dnia spędzić w domu. Oczy niewątpliwie zielone. I śmieje się gdy po raz któryś słyszy, że to taki rzadki kolor. Raczej pospolity, powszechny. A włosy nieco rozjaśnione, lecz żaden to blond. I dobrze. I wciąż słyszy, że nie wygląda na dobiegającą trzydziestki, choć przecież widzi w lustrze zmarszczki.

Wciąż lubi wiejskie widoczki i częste przebywanie na łonie natury, lecz coraz bardziej ciągnie ją do miasta. Nie tylko jako miejsca, w którym się na przykład pracuje, robi zakupy czy załatwia sprawy niecierpiące zwłoki, ale przede wszystkim miejsca do życia po prostu. Bo życie na wsi z wielu względów tylko wkurwia. Bo czym tu się dostać gdziekolwiek? A w mieście można trochę poszaleć.

W dalszym ciągu nie widzi siebie jako tej największej atencjuszki w Internetach, co to musi zdradzić o sobie wszystko, pokazać wszystko. Jaki to ma w ogóle sens? Ale paradoksalnie nie zamierza nawet próbować zabraniać tego innym. Każdy ma inne potrzeby i tyle. Przecież zawsze można scrollować dalej lub nawet dać unfollow, jeśli coś/ktoś tak bardzo nas irytuje lub nawet i w skrajnych przypadkach wkurwia.

I w dalszym ciągu dużo pisze, najczęściej tak tylko dla siebie w celu samopoznania w grubym zeszycie. Na bloga już mniej, choć pomysłów wciąż jest sporo, przez co czasem nie śpi. A na pisaniu o dziwo się nie kończy, bo co jakiś czas przypomina sobie też o innych, od dawna zarastających kurzem pasjach. Ale o tym na razie cicho w tej mniej popularnej części blogosfery.




sobota, 7 grudnia 2019

Poprawiam koronę i zasuwam dalej? A może nie?


Ah shit, here we go again. 

Powroty zawsze są trudne. Towarzyszy im niesamowity stres (bo w końcu to, co tutaj opublikujesz przeczytają nie tylko życzliwe ziomki), więc wciąż i wciąż ociągasz się z napisaniem czegoś nowego. A przecież nie chcesz wiecznie uciekać. 

Kończył się listopad i postanowiłam wrócić jakieś 2 miesiące po opublikowanych tu słowach.  Słowach, które spodobały się nawet tym większym ode mnie blogerom. Które dały wielu osobom do myślenia, choć nigdy nie uważałam się za jakiegoś guru w tej kwestii. Które okazały się przełomowe pod względem wyświetleń od wielu miesięcy, choć nie wydawało mi się, bym napisała coś szczególnie odkrywczego. Tymczasem zamiast wykorzystać moment, w którym przyszła ta namiastka fejmu (haha), by realizować te nawet najbardziej pokręcone pomysły (i obserwować, jak co niektórzy się potem zesrają z oburzenia, no bo jak tak można. Nie jest to wprawdzie moim celem, ale i tak się zesrają, nie czarujmy się), ucichłam na długie tygodnie. No brawo! 

A miałam wrócić w październiku. Wcześniej nie było takiej opcji. Niby. Bo pomimo paru rzeczy na głowie wciąż byłam mocno aktywna w internetach, szczególnie na fejsbukowym fanpejdżu, gdzie przyznałam się, że czasem posłucham czegoś naprawdę wieśniackiego. Albo wspomniałam, że równe 3 miesiące przed świętami usłyszałam Last Christmas w najbliższym Media Markcie. Typowe. A chwilę wcześniej kupiłam w końcu buty na najbliższą imprezę. Szpilki, by choć przez chwilę połudzić się, że nie będę najniższą osobą na parkiecie (huehue). Potem znowu trochę internetów. Na przykład na pewnej fejsbukowej grupie zasadziłam post, który rozbawił wiele osób. Czyli wciąż miałam tę moc! Ale nie, skąd, wcale nie miałam czasu na bloga! 

I wesele, na które wcale nie chciałam iść, o czym zresztą znacznie wcześniej tu wspomniałam. Bo pewnie znów zdarzy się coś skutkującego traumą lub chociaż jeszcze większym zniechęceniem do tego typu imprez. Jednak nie tym razem. Zaczęło się od tego, że w końcu nawet przy takiej okazji, gdy wszyscy pod względem ubioru wciąż trzymali się utartych z pincet lat temu ścieżek, ja wyglądałam inaczej. Cała na czarno, z bordową szminką na ustach, smokey eyes... Taka tam wampirzyca, bo oczywiście do tego staram się zachować bladość przez cały rok, choć to też niby nie wypada. Ale czy na "starość" muszę zwracać na to zbytnią uwagę? I nawet bawiłam się nieźle jak na skrajną introwertyczkę, trochę aspołeczną, HSP itd. Nikt nie ciągnął mnie siłą na parkiet, gdy wolałam posiedzieć. Nie byłam też zmuszana do odgrywania roli gwiazdy (a raczej błazna) na oczepinach, co spotkało parę osób. Innymi słowy, impreza w miarę udana, co nie oznacza, że zaraz zacznę gloryfikować tego typu spędy, bo w końcu następna może okazać się chujowa. 

A po imprezie miałam wrócić na bloga. Oczywiście nie tak od razu, bo przecież odpoczynek się po czymś takim należy, byleby nie trwał za długo. Taka tam równowaga. Stąd październik. Tymczasem przyszedł ten miesiąc i oprócz ogarniania bieżących spraw nie robiłam kompletnie nic. No dobra, prawie, bo jednak notowałam kolejne pomysły na teksty poważne i śmiechowe. I zdecydowanie za dużo czasu spędzałam w Internetach. Gdybym nie miała co robić ze swoim życiem, niestety siedziałabym tak 24/7. Powrót po jakichś stu latach na Twittera, choć miałam tego nie robić (ale parę osób z pewnej fejsbukowej grupy może znać powód, haha). Powrót na pewne dawno nieodwiedzane forum, które o dziwo wciąż ma się dobrze. 

Nadal ogarnianie bieżących spraw i w końcu też moment olśnienia. Ciekawy pomysł na nowy tekst! Naprawdę ciekawy. Kolejne zdania pięknie się układały. Ale nie wiedzieć czemu, czaiłam się z publikacją. A przecież to było naprawdę dobre! Dobra, to góra za parę dni.
W międzyczasie były wybory i mało brakowało, a w ogóle bym się nie stawiła przy urnie. Bo musiałam dostać wiadomość, która rozjebała mi dzień, i to tak porządnie. W pierwszym momencie uznałam, że źle coś zrozumiałam, ale jednak nie. Ostatecznie ruszyłam tłusty tyłek, choć uznałam, że mój głos i tak nic nie zmieni. Jednak kto zapierdala do urny, ten ma potem prawo wyrazić swoje ewentualne niezadowolenie z wyników wyborów. Chyba nigdzie na Fejsie nie zdradziłam, jak ostatecznie zagłosowałam, choć zastanawiałam się, kto wie poza moją mamą. Nie zamierzałam dokładać swojej cegiełki do politycznych dram. 

Tymczasem mijały dni i miałam wątpliwości, czy w ogóle opublikować na blogu to, co wówczas chciałam. Bo pewnie nowa drama będzie. A przecież to nie byłaby pierwsza. Przez wiele lat przedstawiania "światu" swojego stanowiska odnośnie wielu poważnych i błahych kwestii trochę ich było. Ale nie miałam ochoty po raz kolejny się tłumaczyć, bo ktoś coś źle zrozumie jak zwykle. Albo wyciągnie jakieś naprawdę absurdalne wnioski. Nie miałam ochoty się kłócić, dorzucać sobie kolejnych problemów do tych już zaistniałych. 

Blogerka na cenzurowanym. Czarna owca. Hora curka. Jakieś kurwy i chuje w kolejnych tekstach? No jak tak można? No można. Piszę głupoty? Może tak, może nie. W każdym razie jakaś garstka ludu te moje głupoty lubi. Za jakiś czas usłyszę pewnie, że przynoszę wstyd nawet całemu powiatowi piotrkowskiemu. Sęk w tym, że większość jego mieszkańców prawdopodobnie ma wyjebane na te moje wysrywy wrzucane w internety. Wielu nawet mnie nie zna, a nawet i nie kojarzy znikąd. I dobrze. A pewnego dnia odważę się opublikować wcześniej wspomniany tekst. I popatrzę, jak świat płonie.
To ci skandalistka, atencjuszka, w dodatku z syndromem płatka śniegu!

Znów mijały dni, znów nie robiłam nic prócz tego, co musiałam. No dobra, zdarzały się wycieczki rowerowe z okazji pięknej wiosny tej jesieni. Mocno zaniedbałam wyłapywanie własnego głosu spośród miliona innych. Słowa pisane tylko dla siebie często nie zajmowały nawet jednej strony dziennie. Od niekomfortowych myśli uciekałam w internety. A przecież na dłuższą metę uciec się nie da. Nie ucieknę przed samą sobą. W końcu na całe trzy dni odcięłam się kompletnie od wirtualnego świata. I znów pisałam więcej z tych myśli, których nie zamierzałam pokazywać nikomu. Jednak na bloga w dalszym ciągu nie stworzyłam niczego.

Im dłużej człowiek zwleka z napisaniem czegoś, tym gorzej. A przyszedł listopad. Piękna wiosna tej jesieni póki co przechodziła do historii, co nie przeszkodziło mi od czasu do czasu jeszcze jeździć rowerem po okolicznych zadupiach. Nijaki był to dla mnie miesiąc. Nic szczególnego się nie działo. Ale w końcu zaczęłam się naprawdę zabierać za powrót tutaj. I napisałam kilka pierwszych zdań! Jednak jeszcze nie. To nie był ten moment.

Początek grudnia nie był dobry. Ciągle chciało mi się spać i faktycznie spałam, o ile mogłam. Ale to tylko dwa takie dni. Trzeciego już normalnie funkcjonowałam i w mojej głowie rodziły się nowe plany odnośnie tego, co mogłabym robić ze swoim życiem prócz tego, co było dotychczas. Wyszła spora lista, a niektóre jej punkty były naprawdę szalone. Takie, których nikt, ale to NIKT nie powiązałby w ogóle ze mną. I pomyślałam, że może by tak w końcu zacząć działać w tym kierunku? A gdyby coś wyszło, wspomniałabym o tym w swoich social mediach i oczywiście tutaj. Tylko jeszcze muszę wymyślić naprawdę oryginalny hasztag, którym oznaczałabym posty odnośnie tego wyzwania. Trzyletniego wyzwania. Start w moje urodziny nr 27 (to już za parę tygodni!), koniec w trzydzieste. Będzie zabawa, będzie się działo! Ale na razie wracam na bloga. 

Nie będzie pierdyliarda tekstów miesięcznie, bo po co pierdolić bez sensu, byleby tylko statystyki się zgadzały. Trudno. Nie każdy musi być fejmem (ktoś w ogóle jeszcze tego słowa używa?). Ale nie chcę też robić aż tak długich przerw. Bo stęskniłam się za blogosferą mocno.

Czy komuś w ogóle chciało się przeczytać to coś długości przeciętnej książki? Czy ktoś tu jeszcze w ogóle zagląda? Oficjalnie ogłaszam powrót!