Ach, co to był za rok! Czy mogę w ogóle tak go określić? No chyba nie do końca. Przesadą jednak byłoby stwierdzenie, jakoby był to całkowicie zmarnowany, bądź najgorszy okres w moim życiu, bo nie. Jak więc podsumuję swój 2019?
Tradycyjnie nie robiłam żadnych postanowień, bo po co sobie narzucać presję, brać udział w jakimś cholernym wyścigu i jeszcze potem denerwować się, że coś z tego nie wyszło? Ale fakt, chciałam, by 2019 rok był lepszy od poprzednich.
Było trochę wycieczek, raczej bliższych niż dalszych, bo głównie w obrębie mojego województwa łódzkiego (w tym zaledwie trzy wizyty w Łodzi, choć miało być ich ciut więcej). Zahaczyłam też raz o Śląsk (nie tak daleko, bo Częstochowa, ale zawsze coś).
Jak zawsze, i w 2019 w mojej głowie roiło się od wielu pomysłów, i to nie tylko na bloga. Często jednak nie notowałam ich nawet w zeszycie, ot tak dla siebie tylko. Zwyczajnie wstydziłam się, że w ogóle o czymś takim mogłam pomyśleć. Ale w końcu gdzieś w połowie roku zabrałam się za spisywanie owych. Pewnego dnia mogą się przydać, gdy już będę się wstydziła mniej lub wcale.
Odkrywałam na nowo tę swoją bardziej szaloną stronę, co czasem mnie przerażało.
Odrobinę rozjaśniłam włosy, w związku z czym już nie są czarne, ani nawet ciemnobrązowe. I na tym się nie skończy!
Przeczytałam bardzo mało książek, nad czym ubolewam, ale już zaczyna być lepiej pod tym względem.
Za rzadko widywałam się z ludźmi, z którymi faktycznie chciałam się widywać, ale to jeszcze da się nadrobić.
Wulgaryzmy z moich ust padały chyba częściej niż przez całe moje dotychczasowe życie (szczególnie w ostatnich miesiącach roku), bo się kurwa nie dało inaczej.
Gdzieś na początku grudnia zabrałam się po raz kolejny za pozbywanie się zbędnych rzeczy, by w nowy rok wejść już bez zbędnego balastu. Jak nietrudno się domyślić, nie wyrobiłam się w czasie i sprzątanie nadal trwa :D
Zaliczyłam rekordową przerwę na blogu i mam nadzieję, że już nie będzie powtórki.
Na jednej z tych nielicznych grup na Fejsie, które prawie są wolne od dram, wyjątkowo często wyrażałam własne niecodzienne poglądy i nie spotykałam się przy tym z hejtem. Jest więc jeszcze jakaś nadzieja dla tych polskich internetów.
Mało tego, nawet w pewnym momencie zaczęłam zostawiać swoje komentarze na tych nielicznych spośród popularnych blogów, które sobie cenię oraz na jeszcze bardziej popularniejszych fanpejdżach na Fejsie. A miałam przed tym spore opory, bo w końcu nie jestem anonimowa (a w tym ostatnim przypadku również rodzina i znajomi zobaczą, cóż takiego śmiałam napisać tym razem). Ale raz się żyje!
2020 rok chyba będzie mocno pokręcony...