czwartek, 28 września 2017

Offline



Ostatnio podjęłam się jednej z mniej hardkorowych form przekraczania strefy komfortu (choć to też jest sprawą mocno dyskusyjną w dzisiejszych czasach), czyli ograniczenia ilości czasu spędzanego w Internetach. No, szczerze mówiąc jest to już moje kolejne podejście. Potraktowałam to w kategorii rozwoju. Byłam ciekawa, co się stanie. Czego dowiedziałam się przez ostatnie dwa tygodnie, które upłynęły na próbach realizacji tego planu?

Przede wszystkim nie przewidziałam, że przez większość tego czasu niefajna pogoda wręcz popchnie mnie w wirtualny świat. O dziwo, w żaden dzień nie było to więcej niż kilka godzin, a to już jest jakiś sukces :) No, w sumie nie jedyny - ponadto udaje mi się nie odpalać Internetów zaraz po przebudzeniu i co najmniej na godzinę przed pójściem spać.

Tak to właściwie wszystko jest po staremu. Nie mam wcale więcej energii i nie polubiłam bardziej ludzi. Co jakiś czas spałam. Nie robiłam większej ilości rzeczy niż dotychczas. Ot, przeczytałam dwie książki i odpisałam na parę zaległych listów. I skupiłam się bardziej na myślach pojawiających się w głowie zamiast ucieczki od nich. Jednak pozwolę sobie tutaj ich nie wyjawiać :D

Zauważyłam, że już po jakichś dwóch godzinach w Internetach jestem porządnie przebodźcowana. Ale nic dziwnego, skoro co chwilę próbuję być na bieżąco z wszelkimi powiadomieniami na Twarzoksiążce czy zdjęciami obserwowanych przeze mnie osób na Instagramie. Trudno będzie z tym walczyć.
Czas w końcu określić, bez czego nie obejdę się każdego dnia, a co choć na chwilę mogę sobie odpuścić.

Cały dzień totalnie offline? To niestety nierealne w dzisiejszych czasach :)

Twarzoksiążka.

poniedziałek, 11 września 2017

Moja Wielka Łódzka Przygoda - podsumowanie

Instagram. Na nim pierdyliard zdjęć znad morza, z gór i zagranicznych terenów. A ja poznawałam na nowo Łódź. Właściwie aż Łódź. W końcu jest to jedno z największych polskich miast. Pod względem liczby mieszkańców jest na wysokim 3. miejscu. Przynajmniej tak twierdzi ciocia Wikipedia. Brzmi to trochę przerażająco.



Dlaczego akurat Łódź? Bo to najbliższe duże miasto. Nie musiałam więc tracić całego dnia na dojazd w obie strony. I zwyczajnie chciałam sobie przypomnieć parę miejsc. Skończyło się jednak jedynie na Manufakturze, a reszta była dla mnie całkiem nowa :D
Nie myślcie, że pojechałam sobie ot tak i nagle stałam się wielce podekscytowaną, zapaloną podróżniczką. Było to tak naprawdę spore wyzwanie, znaczne przekroczenie strefy komfortu i chyba nie do końca byłam na nie gotowa. I nadal nie jestem.



Początek zwiedzania Łodzi zaplanowałam na kwiecień, ale pewnie jak dobrze pamiętacie, nie był to szczególnie udany miesiąc pod względem pogody. Za to kolejne miesiące były mniej lub bardziej łaskawe. W sumie było to kilka kilkugodzinnych wizyt. Od maja do sierpnia. Dwie w samotności i trzy w kilkuosobowym gronie introwertyków. Miałam więc okazję poznać to miasto nie tylko od hałaśliwej strony, ale też tej znacznie spokojniejszej. Oczywiście preferuję tę ostatnią.



Dotychczas największe wrażenie zrobił na mnie wystrój naleśnikarni Manekin. I oczywiście póki co również do jedzenia nie jestem w stanie się przyczepić. Szkoda tylko, że zawsze jest tu tak tłoczno. Ale w sumie to nic dziwnego, w końcu to bliskie sąsiedztwo ulicy Piotrkowskiej.



Co jakiś czas na terenie całego miasta powstają piękne murale. Dotychczas widziałam kilkanaście z nich, a wszystkich jest co najmniej kilkakrotnie więcej. Murale to jedne z pierwszych rzeczy, na które zwróciłam uwagę parę miesięcy temu. Zdecydowanie dodają uroku Łodzi.



Oczywiście najwięcej przeróżnych miejsc zwiedziłam z wyżej wspomnianymi ludźmi. Wiadomo, że lepiej zdać się na kogoś, kto zna to miasto choć trochę lepiej ode mnie, zwłaszcza że jest rodowitym łodzianinem. A ja kojarzę raptem parę ulic i to nie do końca.



Jakieś inne spostrzeżenia lub coś w ten deseń?

· Częste zwiedzanie Łodzi? No way. A zamieszkanie tu tym bardziej nie wchodzi w grę.

· Wciąż nie mogę znaleźć słów trafnie określających to miasto. Może jednym z nich jest różnorodność?

· Nie zrealizowałam paru planów związanych z Łodzią polegających na przekraczaniu strefy komfortu. Ale tak sobie myślę, że przynajmniej jeden z nich byłby niemalże samobójstwem.

· Kilka godzin pobytu w Łodzi równa się kilku dniom ładowania baterii, na co oczywiście nie zawsze mogę sobie pozwolić.

· Nie lubię wysiadać na Łodzi Fabrycznej.

· Póki co nie miałam okazji potwierdzić lub zaprzeczyć poniższemu stwierdzeniu. Wczesny wieczór to w końcu mój czas powrotu do domu :D #przegrywżyciowy



Twarzoksiążka.