środa, 24 lutego 2021

Żyć i dać żyć innym?

 


Być może jest tak, że niektórzy lubią być prowadzeni za rączkę. To takie znajome. W końcu w dzieciństwie (a nawet i później) stale słyszeliśmy od rodziców, co wolno, a czego nie. Nie możesz się przyjaźnić z Karoliną z IIIc, bo ta pali i przeklina. Nie możesz wyjść w tej bluzce do szkoły. Siedź prosto. Nie czytaj różowych stron z Bravo. Z seksem zaczekaj do ślubu. Blablabla.Wiecznie na uwięzi.

W pewnym momencie być może przestaje się to zauważać. I potem wybieramy rząd, który mocno wpieprza się w życie obywateli. A nawet jeśli nie, to sami uważamy, że mamy obowiązek mówienia innym, co mają ze sobą zrobić. Bo nasz sposób na życie jest przecież tym najwłaściwszym. Taa, nasz...

A może bliżej prawdy jest to, że jesteśmy mocno niezadowoleni ze swojego życia i stąd to wszystko? Przecież nikt nie może mieć lepiej, więc będziemy karmić innych trucizną. I to nie tyczy się tylko najbliższych krewnych, ale też na przykład przyjaciół, współpracowników. Ba, nawet przypadkowemu przechodniowi mijanemu na ulicy niejeden z nas wytknie, że ta fryzura to była modna z 10 lat temu, a teraz to wieś. 

Zaraz ktoś się zapyta, po co tak generalizuję. A czy nie jest tak, że siedzimy w tym wszyscy? Tak, wszyscy. Nawet ci bardziej postępowi, oczytani, pro choice (czy też za takowych się uważający) i tak dalej. Wręcz odnoszę wrażenie, że to się dzieje jakoś tak automatycznie, poza nami. A może to tylko taka wymówka i w rzeczywistości da się to okiełznać?