
Czasem to się zdarza. Nieważne, że musimy rano wstać i w ogóle mamy wiele rzeczy do ogarnięcia. Sen nie nadchodzi. Nie pomaga liczenie baranów czy innych stworzeń. Nic nie dają też próby myślenia wyłącznie o śnie. No cholery idzie dostać.
Ostatnio, jakieś parę dni temu, jak na złość sen nie chciał nadejść. Te godziny bezsensownego leżenia na łóżku nie byłyby takie najgorsze, gdyby nie fakt, że nagle stanęły mi przed oczyma wydarzenia z dość dalekiej przeszłości, o których zdawało mi się już nie pamiętać. Niestety podświadomość to podła bestia i przechowuje sobie nieszczęsne wspomnienia, by pewnego dnia znów dały o sobie znać. Te błędy, które się kiedyś popełniło. Te niekoniecznie mądre decyzje. Nie ogarniam, czemu tak jak wtedy moja twarz oblała się rumieńcem. No przecież to było pięć czy dziesięć lat temu, a czasu cofnąć się nie da.
Jednak ta moja nieszczęsna bezsenność miała też jakieś plusy. Noc w końcu sprzyja myśleniu, tworzeniu bzdetów na bloga. Także póki co zastój mi nie grozi, bo właśnie parę dni temu powstały kolejne tematy rozważań wszelakich, choć może niekoniecznie tak głębokich jak Rów Mariański :)
Za to za dnia z myśleniem i ogólnym ogarnięciem już gorzej...