
Czerń? Nad czym tu się rozwodzić? Wiadomo - gotyk, metal, rock, m(h)rok, bunt, pogrzeb, depresja, Rodzina Adamsów... Blablabla. Takie tam myślenie przeciętnego Kowalskiego. Sama nie jestem nieprzeciętną Kowalską, jednak uważam że (no Bodżeno, normalnie odkryłam Amerykę!) jest to kolor jak każdy inny i w mniejszym lub większym stopniu może nosić go każdy. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że właśnie walnęłam wstęp godny tych blogów trzynastolatek, gdzie zamieszczane są życiowe rady, ale ciągnę to dalej, bo Internety wszystko zniosą.
Osobiście tak gdzieś do 14. roku życia nie nosiłam zbyt wiele czerni. Może raz na ruski rok jakieś spodnie. Dresowe. W mojej szafie królowały pastele. Raz założyłam jakiś różowy tiszert w kwiatki, kiedy indziej bluzkę tegoż koloru (i to z cekinami!) + jasnozielone rurki. Nie był to jednak jeden z powodów, dla których prześladowała mnie spora część szkoły - w gimnazjum większość z nas robiła wieś ubiorem.
Pewnego dnia, zainspirowana pewnym ubiorem jakiejś laski w "13" (wbrew pozorom ciut starszym dziewczynom również zdarzało się to wybitne, pouczające czasopismo czytać), ewentualnie jakimś artykułem tamże postanowiłam nosić więcej czerni. Innymi słowy, w ogóle nie używałam mózgu. Na dodatek wkrótce zaczęłam słuchać Avril i oczywiście podziwiać jej image. Większość oczojebnych ciuchów powędrowała do rąk Młodej. Czerń pojawiła się już nie tylko w ubiorze, ale i na powiekach pod postacią krech XXL (huehue) i paznokciach. Po raz pierwszy rozjaśniłam też włosy :D Szkoda, że zdjęcia z tego okresu dawno przepadły, byłby niezły powód do śmiechu :D
Tak byłam sobie coraz starsza (wiekiem, bo co do mentalności mam pewne wątpliwości :)) i gdy już wydawało się, że po tylu miesiącach rodzina przyzwyczaiła się do "mojego" stylu, w Wigilię 2008 usłyszałam życzenia: Obyś przestała się malować na czarno. Jakby tego było mało, ktoś inny jakiś czas później stwierdził, że z czarnych ciuchów w końcu wyrosnę, bo też przez to przechodził. Mylili się. Wprawdzie po jakimś czasie krechy na oczach zmniejszyły się (uznałam, że tamte mnie oszpecały), ale czerń wciąż jest tym dominującym kolorem w ubiorze, ewentualnie chociaż jeden element zobowiązuje :D Jakby tego było mało, wkrótce odkryłam, że jest to jeden z nielicznych kolorów, w którym wyglądam w miarę dobrze.
Nigdy nie utożsamiałam się z żadną subkulturą, choć było to dla mnie dość ciekawe zjawisko. Zdarzało mi się nosić rzeczy, które mogły kojarzyć się z takowymi, bo...zwyczajnie mi się podobały, co prawdopodobnie irytowało pewne osoby. Dziś to pieprzę. I mało tego, bardzo podobają mi się kiecki tego typu. Osobiście jeszcze nie noszę, ale pewnie wszystko przede mną :D

Tak, to była nieudolna próba pisania od nowa najpopularniejszego postu. Bo tak.
Twarzoksiążka! KLIK