
Szybko, szybciej, najszybciej. Czas zapierdala, a my z nim. Szybko jemy, choć to niezdrowe. Zapieprzamy w pracy, bo nikogo nie obchodzi, że już po dwóch godzinach ktoś może paść z wyczerpania. Nawet szybko załatwiamy potrzeby fizjologiczne, bo pod kiblem pojawiła się spora kolejka.
Istnieją ludzie, którzy po prostu to lubią. Nie zamierzają tracić czasu na jakiś tam odpoczynek, bo na ten przyjdzie czas w grobie. Ale nie jest to jednak moja bajka. Wątpię, by udało mi się stuprocentowo w życiu zwolnić, ale istnieje przynajmniej kilka czynności, których wykonywania nie zamierzam przyspieszać. Jedną z nich jest pozbywanie się zbędnych rzeczy.
Najpierw muszę ustalić, czy aby na pewno są zbędne. I tak oto jestem w stanie po raz ostatni dokładnie przejrzeć daną książkę/czasopismo, zanim stwierdzę, że to jest wkurwiające/denne/obojętne mi/wciągające do tej pory/zawierające sporo mądrych przekazów. Tak, teraz pewnie się trochę pośmiejecie, bo nawet w Bravo próbowałam kiedyś doszukać się czegoś mądrego :D Tak samo było z wieloma płytami - musiałam je przesłuchać w całości, zanim stwierdziłam, że im już podziękuję. Za to nigdy nie pozbywam się zdjęć, pamiętników i listów.
Nie zamierzam być jedną z tych osób, które żalą się na forach, bo ileś tam miesięcy/lat temu wyrzuciły bez zastanowienia coś, co faktycznie mogło się jeszcze przydać.
Nie, nie mam problemu z wydostaniem się z łóżka, czy z pokoju, bo wbrew pozorom sporo rzeczy dotychczas wyrzuciłam.
Twarzoksiążka!