
Imprezy. Wszędzie imprezy. Zdjęcia z imprez na Twarzoksiążce i Instagramie. Memy o imprezach. Teksty na blogach o imprezach. Sranie imprezami w każdy weekend. A gdzie w tym wszystkim ktoś, kto ich zwyczajnie nie lubi?
Wielu z nas ma taki okres w życiu (i to niezależnie od tego, czy jest się introwertykiem, ekstrawertykiem, cholerykiem itp.), kiedy to wie, że jednym z wyznaczników zajebistości jest imprezowanie. Nie imprezujesz? Nie żyjesz. Znowu zamulasz przed tym kompem lub z książką? W takim wypadku -100 do fejmu. I tak, przejmujemy się tym. Niektórzy naprawdę świetnie się bawią, inni udają. Część z tych ostatnich robi to jednak mniej przekonująco i wtedy wysłuchuje kolejnej porcji wrednych uwag. A nie każdy w tym wieku jest mistrzem ciętej riposty. Zdarzają się też indywidualiści, którzy mają zwyczajnie wyjebane, ale to raczej rzadkość.
Po jakimś czasie można jednak przemyśleć sprawę i uznać, że nie trzeba non stop podążać za stadem. Oczywiście są też niestety wyjątki. Głupio jest tak się wymigać od tych wszystkich wesel, osiemnastek czy komunii, jeśli dotyczą one najbliższej rodziny i istnieje spore prawdopodobieństwo, że byłoby się jedyną nieobecną osobą. I na dodatek zwyczajnie zależy nam na dobrych kontaktach z tymi ludźmi (przynajmniej niektórymi z nich, wiadomo, jak to czasem z rodziną bywa).
Jak tak można nie lubić tych imprez? Normalnie.
Siedzisz przy sporym stole i nie możesz spokojnie jeść (a dania na ogół są super), bo nie dość, że co chwilę są podawane kolejne posiłki, to jeszcze muzyka napierdala na cały regulator, w związku z czym ludzie dookoła krzyczą do siebie nawzajem. Nie lubisz tańczyć przy Ona czuje we mnie piniądz i podobnych hitach? O ile jest możliwość wybycia do łazienki, korzystasz z niej. Ale oczywiście nie da się tam spokojnie posiedzieć, bo zaraz w kolejce ustawia się kilka osób. W końcu wracasz do stołu i może się zdarzyć, że ktoś nie może patrzeć na taki podobno żałosny widok, jak ty sam przy stole i prosi do tańca. I zachowuje się tak, jakby znał cię od dawna, co jest krępujące. Ogólnie narusza twoją prywatną strefę.
Jeśli impreza jest bez tańców, bardziej słyszysz pierdyliard głosów nadających jednocześnie. Pierdyliard donośnych głosów. Wybywasz myślami daleko i nagle słyszysz typowe pytanie: Co nic nie mówisz? A niby co mówić? Lepiej skupić się na wpieprzaniu dobrego jedzenia. Oczywiście padają jeszcze pytania o życie osobiste, a nie każdy należy do tych osób, które szybko odpowiedzą w zabawny sposób. I w tym przypadku po jakimś czasie pozostaje ewakuacja do łazienki, i znów na krótko.
Najlepiej byłoby chyba wyprowadzić się na drugą półkulę i mieć spokój :D
Twarzoksiążka.