niedziela, 10 października 2021

Upadek wartości w social mediach

Pochylmy się dziś nad obrazkiem, który, jak to się mówi, już z milion razy okrążył internety i został przeruchany bardziej niż niejedna gwiazda porno (z całym szacunkiem do gwiazd porno!).




Nie wiem, co Gigi, autorka, miała konkretnie na myśli w trakcie tworzenia tegoż, za to na pewnej fejsbukowej grupie od razu wydano wyrok: dziewczyna po prawej jest tą wartościową, a ta po lewej nic sobą nie reprezentuje i niesprawiedliwe jest, że tyle lajków otrzymała. Szybka ocena w miejscu, gdzie teoretycznie zebrali się ludzie zdolni do patrzenia nieco szerzej.

A przecież z tego obrazka da się wyciągnąć znacznie więcej. Pewnie nie odkryję Ameryki podczas wyłuszczania tego wszystkiego, ale trudno. No to zaczynajmy!

Tradycyjnie zacznę od tego, jak to za moich czasów było z tymi lajkami. Jedni mieli ich więcej, inni mniej, czyli tak jak dziś. Ale system promowania, udostępniania czego się da nie był jeszcze tak zaawansowany jak obecnie, także liczyło się, jak bardzo popularny w lokalnym środowisku (np. szkole) jesteś. Także miałeś to bogate życie towarzyskie, a na imprezach u swych ziomków poznawałeś dodatkowo kolejnych ludzi, co zwiększało szansę na kolejne lajki na fotoblogu, czy później także Facebooku. Oczywiście osoby popularne były też często atrakcyjne wizualnie, ale nawet jeśli fotka była rozmazana i przedstawiała gołębia srającego do Wisły, i tak lajki się sypały ot tak.  

Czasy się jednak zmieniły. Oczywiście lokalne "fejmy" (czy tak się jeszcze dzisiaj mówi w ogóle?) wciąż mają na start te sto polubień lub więcej, ale "przegrywy" bez znajomych, i to jeszcze w dobie Instagrama i TikToka, nie są dziś na straconej pozycji. Pytanie, czy ta dziewczyna po prawej w ogóle chce być influencerką lub kimś w ten deseń, bo sprawia wrażenie, jakby chciała się schować. Może dopiero nieśmiało zaczyna swoją przygodę z Instagramem i nie wie, z czym się to je. Może być też tak, że te 15 lajków ją zadowala. A jeśli jednak chce trochę atencji otrzymać, to są na to sposoby, niektóre jawne, inne pewnie zdradzone, gdy sypnie groszem jakiejś tam znanej personie.  I nie, nie musi się rozbierać. 

Ale co właściwie złego jest w odsłonięciu odrobiny ciała? Dlaczego wielu z nas aż tak bardzo to przeszkadza? Być może wzięło się to z wychowania. Nasze matki i babki były mistrzyniami w gruntowaniu cnót niewieścich, co miało swoje korzenie w katolicyzmie. Swoje doprawiały jeszcze koleżanki i nauczycielki, które podobne "nauki" odebrały. Zresztą po dziś dzień to głównie kobiety kobietom dopierdalają. I to nawet tym obcym, w internetach. Jakby nie mogły zabrać się za przepracowanie toksycznych przekonań, którymi nasiąkały od pierwszych chwil życia i w konsekwencji których ze sporym prawdopodobieństwem mają chujowe relacje z własnymi ciałami. 

Muszę przyznać, że w życiu nie kupiłabym obrazu przedstawiającego gówno (choć nie zdziwiłabym się, gdyby kogoś jednak on zaintrygował uznając, że jest to przejaw specyficznego poczucia humoru autorki), ale rany, jakie ta dziewczyna ma zajebiste włosy! No ale coś czuję, że to z tą po prawej mam więcej wspólnego. Innymi słowy, obie otrzymałyby ode mnie lajki na Instagramie.