sobota, 29 marca 2014

Anonimowość to bzdura


Dzisiejszy blog to taki współczesny pamiętnik. Opisujemy jakieś wydarzenia z życia czy inne pierdoły. Z tym, że ktoś to czyta. Nawet nie wiemy, kto. Może nawet tej osoby nie wtajemniczyliśmy w nasze zapiski.

Powiecie, że skądże znowu. Że takie wydarzenia, jakie opisaliście równie dobrze mogą się dziać w Chinach, a poza tym nie używacie swojego czy cudzego nazwiska pisząc o kimś. Pod nickiem czujecie się bezpieczni.

Jeszcze 2 i pół roku temu sama nie sądziłam, że ktoś z moich "znajomych" zechciałby czytać te moje wynurzenia z dupy. Jednak zechciało mi się opisać pewną szkolną sytuację. Jedna z dziewczyn w klasie stwierdziła, że cały post jest o niej. Tak naprawdę był to tylko jego początek, po prostu źle sprecyzowałam swoje myśli. Podejrzewam, że ktoś już wcześniej jakoś znalazł bloga. A nikomu nie podawałam adresu i nie wymieniałam żadnych nazwisk. Równie dobrze mogłabym teraz podpisywać się jako Ewelina J. , a nie Blacky. Jeden kij. Bo to ciągnie się do dziś.

Anonimowość nie istnieje. Jeśli jej potrzebujecie, piszcie sobie pamiętnik zamknięty na kłódkę. Nawet jeśli znajomi nie dają Wam do zrozumienia, że mieli styczność z tym, co tam tworzycie w Internetach, nie oznacza to, że faktycznie nie zajrzeli w Wasze miejsca w sieci. Ludzie to wścibskie bestie, serio. SERIO.

piątek, 21 marca 2014

Czy dwunastolatka może pisać bloga?

Tak mnie jakoś natchnęło, by właśnie taki temat teraz poruszyć. Właściwie to zainspirowało mnie takowe pytanie na pewnej twarzoksiążkowej grupie. Jak się bawić, to się bawić! Swoją drogą i tak wiadomo, że będzie to typowe pieprzenie o dupie marynie godne typowych/stereotypowych 12 - latek...
Kiedyś było inaczej. Dzieciaki wolały spędzanie czasu w gronie znajomych na placu zabaw od wielogodzinnej posiadówy w Internetach. A ja to chyba już stara jestem, skoro pamiętam te czasy. W wspomnianym wieku 12 lat tworzyłam jakieś bajdy w zeszytach, jednak o prywatność było trudno, więc z czasem rodzince się zdarzyło czytać to coś i był niezły dym. Tak więc jeden kij, gdzie swoje duperele zamieszczałam. Oczywiście mogłabym tą sytuację porównać do tego, co dzieje się teraz: ludzie uzewnętrzniają swoje dylematy i frustracje na blogach i czyta to coś grono osobników. I tu, i tam zero prywatności. Nasze życie jest własnością innych ludzi i mają do tego prawo.

To normalne, że świat idzie z postępem, więc sporo osób zamiast pamiętników ma blogi i to wszelakiego rodzaju, nie tylko typowe pamiętniki, ale też modowe czy lifestyle'owe. Nie rozumiem też, dlaczego niby 12 -latkom miałoby się zabronić prowadzenia blogów. To jakaś zbrodnia jest, czy jak? Może dzięki systematycznemu pisaniu po jakimś czasie wyrobią sobie swój własny, niepowtarzalny styl. Zresztą taki wiek nie wyklucza od razu dojrzałości. Sama kiedyś trafiłam na bloga chłopaka w takim wieku. Pisał on tak mądrze, dojrzale, że gdyby na początku już nie wspomniał o tym, ile ma lat, to dałabym mu co najmniej 16. Tak, takie przypadki się zdarzają. Ale wiem też jednak, że sporo osób w tym wieku powinna blogowanie porzucić, bo przydałby im się słownik ortograficzny, tudzież trochę rozumu.

To, że jakaś dziunia raczyła w końcu wykasować bloga, na którego wstawiała swoje żenujące słit focie, nie oznacza, że one za parę lat nie wypłyną. Skąd może wiedzieć, czy ktoś w trakcie istnienia bloga nie zapisał sobie tych zdjęć na kompie czy wypasionym smartfonie? A potem dziewczyna w płacz, bo fotki wylądowały na jakiejś stronie z "gorącymi dupeczkami"...Myślenie nie boli, no. Także prowadźcie te swoje blogi, ale z głową.

poniedziałek, 17 marca 2014

Wiosno, na*****aj!

Lubię wiosnę. Jest wtedy tak ciepło, że nawet tak popieprzona domatorka jak ja rusza swe szlachetne cztery litery, wsiada na rower i jedzie chociażby na zakupy do pobliskiej Biedronki. Ostatnio jednak pogoda dostała pierdolca - tu zawieje, tam przyleje. A jeszcze kilka dni temu wychodziłam z domu w swej ukochanej skórzanej kurtce nałożonej jedynie na jakiegoś tiszerta...Mam jednak nadzieję, że nadchodzący pierwszy dzień kalendarzowej wiosny będzie lepszy od tego ubiegłorocznego, bo wtedy to niezły mróz był.
Wiosną jakoś mam lepszy humor niż zazwyczaj i nawet chętniej robię wszelakie porządki. Gdy słońce naprawdę mocno przygrzeje, rezygnuję z ciuchów w ulubionej czerni, choć nie noszę też tych wielce modniastych słitaśnych pasteli. Nie żebym była znowu taka oryginalna, ale po prostu za nimi nie przepadam no :) Ostatnimi czasy rozważam też zmianę koloru włosów. Czy wiosna nie jest najlepszą porą na drobne zmiany? 

Spodobała mi się akcja Bobika . Przeglądam jej bloga od dłuższego czasu, jednak jakimś cudem przegapiłam ubiegłoroczną edycję. Miały być wiosenne fotki, no to są. Choć musiałam skorzystać z pomocy wspaniałego wujka Google, bo normalnego aparatu to ja nie posiadam...







czwartek, 13 marca 2014

Znowu o muzie, a co!

Jak ten czas zapiernicza...Patrzę sobie na płyty zakupione wiele lat temu, tak dawno nie odtwarzane. W sumie mój gust muzyczny jest dość eklektyczny, jednak tak sobie myślę, że wtedy był on generalnie do dupy. Byłam pod wielkim wpływem Eski, przez co na jednej wąskiej półce specjalnie przeznaczonej na płyty znalazła się muzyczka rodzaju, który określam jako "łubudubu jeb jeb jeb" :D Dla niekumatych po prostu dance. Ale w sumie nie dziwię się, bo nie byłam tą szczęściarą, której rodzice do snu puszczali chociażby Nirvanę. Ciągle było jakieś disco polo i densik właśnie. Chociaż w sumie lubiłam jeszcze Blog 27 (haha ;d), Gwen Stefani, czy Rihannę (ale to wtedy, gdy nie gwiazdorzyła jeszcze). Jeszcze więcej bym tego wymieniła, ale mam lenia. Tak czy owak nie widzi mi się powrót do tamtej muzyczki, no chyba, że w ramach tak zwanej beki. Teraz mój gust kształtuje Last.fm do spółki z YouTube i jest generalnie git. Nie twierdzę jednak, że jest on oryginalny. Swoją drogą, mam nadzieję, że wyczuliście ironię, gdy wspomniałam o nim w notce o wirtualnych "miłościach"...

Czego aktualnie słucham? W sumie trochę tego jest. Lana Del Rey, Lady Gaga, Avril Lavigne (czasami), Halestorm, The Pretty Reckless (zaraz nowa płyta, jaram się!), Nickelback, Three Days Grace, Linkin Park, Green Day, Evanescence...Co jakiś czas trafia mi się kolejny zespół, którego songi męczę non stop. Tym razem padło na Delain. Aż się normalnie zdziwiłam, a gdy jakiś czas temu wyskoczyli mi w propozycjach na Lansie, to myślałam, że pewnie grają taką muzę do usypiania idealną, po spojrzeniu na tagi...Tymczasem jakiś tydzień temu wklepałam na Jutubie pierwszy lepszy song z brzegu, a tu...surprajs! Nie dość, że wytrzymałam, to chciałam słuchać dłużej. A z taką muzyką (jakiś gothic metal czy cuś) dotychczas miałam niewiele wspólnego...

Tak kończąc już to pieprzenie o dupie marynie (jak zawsze zresztą), to pojęcia zielonego nie mam o tym, co aktualnie w Esce puszczają. Rozważam odpalenie w najbliższym czasie Eski TV. Wszak jakieś pół godziny odmóżdżania wielkiej krzywdy człowiekowi nie czyni i może przy okazji będzie się z czego pośmiać...

środa, 5 marca 2014

Jestem po dwudziestce, więc czas umierać.

Wśród wielu osób panuje jakieś dziwne przekonanie o tym, że od pewnego wieku nie wypada robić tego czy tamtego. W końcu nie jesteśmy już dziećmi i czas pożegnać się ze wszystkim związanym z najbardziej beztroskim okresem w naszym życiu. To, co przejdzie jeszcze u szalonej, zbuntowanej gimnazjalistki, nie przystoi dorosłej kobiecie po dwudziestce. 

Słuchasz Avril Lavigne? Zapomnij! Toż to pozerka, co robi z siebie wieczną zbuntowaną nastolatkę, choć zaraz stuknie jej 30stka. Wiesz, jaki jest średni wiek jej fanów? Góra 15 lat! Najlepiej sobie Mozarta posłuchaj, bo w twoim wieku raczej nie wypada słuchać takiej wieśniackiej muzy. To samo zresztą tyczy się też Paramore czy Simple Plan. 

Nosisz koszulki z nadrukami, podarte dżinsy i trampki? No nieee...Co to za czacha na koszulce? W tym wieku jakieś nadruki? A te spodnie to ci pies porwał? I na co ci trampki? Teraz musisz nosić szpilki. I noś częściej sukienki i marynarki. Nie rób wiochy. 

Zedrzyj te plakaty ze ścian. Żeby jeszcze w tym wieku mieć jakichś idoli? Ile masz lat? I wywal te gazety, na co ci aż tyle?

Znacie to, prawda? Bo ja tak. Jednak nie zamierzam na siłę robić z siebie nie wiadomo kogo. Jak komuś coś się nie podoba, to jego problem. Ludzie, mamy XXI wiek. Tak, uwielbiam t- shirty z nadrukami, podarte dżinsy i trampki. Avril już nie znaczy dla mnie tyle, co kiedyś, ale jednak mam ochotę dalej jej słuchać. No i faktycznie mam w domu sporo gazet, ale pozbędę się tylko tych, do których nie zamierzam już wracać. A tak w ogóle, to pieprzyć ciemnogród!