sobota, 23 maja 2020

Jak się trzyma Piotrków w czasach zarazy?


Ostatni raz w Piotrkowie Trybunalskim byłam 9 marca, czyli w ostatnich momentach, kiedy to nikt jeszcze nie używał hasztagu #zostańwdomu czy jak mu tam, a życie toczyło się w miarę normalnie. A że 12 maja była już od jakiegoś czasu inna rzeczywistość, zastanawiałam się, co tam zastanę.

Piotrków przywitał mnie napisem FUCK CORONA na jednym z przystanków autobusowych. I słusznie, niech to spierdala łącznie z newsami napisanymi tak, by co podatniejsi ludzie żyli w strachu.

I zaczęła się nauka miasta na nowo. Najpierw poczta. Nie wiedziałam oczywiście, jak ona teraz funkcjonuje tutaj. Zapoznałam się z informacją na drzwiach, która właściwie nic nowego mi powiedziała. Ot, trzeba zachować dystans.
Dwóch panów stało przed wejściem. Czyżby kolejka? Na szczęście nie. No to zdecydowałam się wejść, po czym ktoś w rodzaju strażnika (?) zapytał, co chcę załatwić. Powiedziałam, po czym wskazał mi odpowiednie stanowisko.

Po wyjściu z poczty szłam w stronę rynku i okolic. Gdy już tam dotarłam, stwierdziłam, że w zasadzie niewiele się zmieniło. Księgarnia była już otwarta. Niedługo to samo miało się też stać z pubami i restauracjami. Pod Skyy Pubem widziałam kilka zaparkowanych aut. Trochę ludzi kręciło się po rynku. I miło było ponownie zobaczyć wszelkie urokliwe kamienice. Krótki spacer i w tył zwrot, bo niestety nie miałam zbyt wiele czasu. Ale niebawem tu wrócę.

Przyszedł czas na odwiedzenie Piotrkowskiego Centrum Lansu, czyli Focusa. Nie zamierzałam tu spędzić zbyt wiele czasu i tak też się stało. W końcu zamknęli (tymczasowo lub na stałe) Empik, więc po co miałam szlajać się dłużej?
W galerii nie było jakichś dzikich tłumów, co tłumaczę tym, że był wtorek, a nie sobota. W życiu nie uwierzę, że ludzie nagle przewartościowali swoje życie, czego następstwem miało być zaprzestanie nieskończonej konsumpcji. Kłamałabym jednak twierdząc, że to potępiam. Bo nie.
Niezbędne zakupy udało mi się ogarnąć szybko i obyło się bez zaglądania mi potem do torby, w dodatku z pytaniem, czy te rzeczy są mi naprawdę potrzebne. Zresztą nie wierzyłam, by takie incydenty faktycznie miały miejsce.

Gdziekolwiek bym nie była, jakoś policjanci nie czaili się na każdym rogu, choć zdarzali się nieliczni ludzie popitalający bez maseczek. Ale i to mnie nie zaskoczyło. Media (i nakręceni ludzie) lubią wyolbrzymiać sprawę. Ewentualnie żyję we własnej bańce.

Skoro już byłam w Piotrkowie (i niedługo będę ponownie), czy oznacza to dla mnie powrót do normalności? Chyba nie do końca. Jeszcze...








piątek, 1 maja 2020

Czas na dziwaków


Jestem dziwna. Gdybym taka nie była, ten blog nie miałby racji bytu. Żaden tekst tutaj nie powstał pod wpływem napojów procentowych, bo też ich nie potrzebuję do bycia popieprzoną. Chyba już taka się urodziłam. Przez znaczną część życia zastanawiałam się, czy to jest w ogóle okej.

Patrz na innych. Czy inni też tak robią? Nie bądź taka inna. Nie rób z siebie takiej dziwaczki. Bądź jak wszyscy. Jeśli będziesz tak wyglądała/się zachowywała, ludzie będą się z ciebie śmiali. Ponadto nie znajdziesz miłości ani pracy. Tego się tak nie robi, tylko tak. Kto normalny robi to i to? Przebierz się natychmiast w coś normalnego. Zachowaj swoje kontrowersyjne opinie dla siebie, bo po co się kłócić. Życie już takie jest, nic nie poradzisz. Nie rób nam wstydu. Można sobie mieć marzenia, ale trzeba myśleć realnie. Dorośnij.

I to tak od momentu pojawienia się na tym smutnym świecie do dnia dzisiejszego. Tak, przez całe 27 - letnie życie nasłuchałam się masy takich i wielu innych tekstów zresztą, z których spokojnie mogłaby powstać książka grubsza od mojego tyłka. I wiem, że nie jestem w tym odosobniona. A podobno my, Millenialsi, byliśmy wychowywani w poczuciu własnej zajebistości. Huehue.

A chuja tam. W większości przeciętności byliśmy uczeni. Wciąż jesteśmy (bo co niektórzy uważają, że mają monopol na wpieprzanie się nawet, gdy jesteśmy już w wieku głęboko dorosłym, czyli grubo powyżej tej niby magicznej osiemnastki i usiłujemy jakoś ogarnąć swoje życie). I co gorsza, uczymy jej też własne dzieci, o ile się na nie decydujemy. A one będą waliły takie teksty do własnych. Swoje dokłada jeszcze szkoła. I tak się kręci ta karuzela spierdolenia. Nie każdy w porę z niej zejdzie. Nie każdy w ogóle zejdzie.

Nie ma co się oszukiwać, wielu z nas w okresie dorastania przejmuje się owymi tekstami. Wiemy ponadto, że dziwacy na ogół łatwo nie mają. Bywa, że są prześladowani, izolowani, wyśmiewani.  Także staramy się, lepiej lub gorzej, wpasować w wąskie społeczności, których członkami jesteśmy. Bo kto chce być na  miejscu tych ofiar? I choć powszechnie mówi się, że z tego się po jakimś czasie wyrasta, wciąż można spotkać sporo starszych ludzi szukających u innych potwierdzenia, że są normalni. Którzy oczekują zgody na pójście za głosem serca. I choć co jakiś czas przyłapuję siebie na chęci zadania im pytania w stylu ile wy kurwa macie lat, to wiem, że to nie jest takie proste.

Dochodzenie do momentu, w którym uznaje się, że bycie dziwakiem jest w porządku często nie dzieje się ot tak na pstryknięcie palca. To długotrwały proces.
Także mówienie takiej osobie nie przejmuj się niekoniecznie zadziała. Sama przez większość życia nauczyłam się, że lepiej jest nie mieć świadków na robienie czegoś inaczej niż się powszechnie przyjęło, bo zaraz będą mnie ustawiać. Albo stanie się coś jeszcze gorszego. Często tak faktycznie było. Ale czy to naprawdę jest takie najlepsze rozwiązanie?

Z czasem odkryłam, że nawet wiele osób na wsi ma na codzień wyjebane na moje poczynania i ogólnie moją osobę, choć uczono mnie, że ich opinia jest ważna. Że w większości przypadków nie robię nic naprawdę złego. Że wiele tak zwanych norm jest z dupy wzięta. Że pomimo niespełniania ich wciąż istnieją ludzie, którzy chcą mieć ze mną kontakt. Że tych dziwaków jest więcej.

W tej historii nie ma jednak nabytej pewności siebie, przebojowości i jakiegoś takiego wewnętrznego luzu. Nie ma tak dobrze. Ale pozwalam sobie na pisanie o tym, o czym podobno nie wypada. Na wygląd niespełniający czyichś estetycznych wymogów. Na nieuznawanie czegoś za dobre dla mnie, choć funkcjonowało jakoś nawet przez setki lat. To już dużo. Reszta może przyjdzie z czasem.

Pisząc ten tekst, myślę też o dzieciakach i nastolatkach, których sytuacja z koronagównem zmusza do spędzania większej ilości czasu z tymi, którzy powinni wspierać, a tak naprawdę nie zgadzają się na poszukiwanie siebie, popełnianie błędów, zatracanie się w szeroko pojętej twórczości. Mają robić to, co im się każe, bo inaczej... A nie każdy z nich na wyjebce nadal będzie robił swoje. Potrzebują pomocy, bo wśród nich są ci, którzy mogą być kiedyś znani na cały kraj lub świat dzięki swojej nietuzinkowości. Nie każdy jednak pragnie sławy. Ale chyba każdy chce mieć komfort bycia sobą.

Swego czasu na pewnej fejsbukowej grupie, gdzie dość sporo osób mnie kojarzy, padło pytanie o to, jaką radę zostawiłoby się po sobie. Jaka była wówczas moja odpowiedź? Nie musisz wszędzie pasować. Ów wątek, jak i komentarz wciąż istnieją. I podtrzymuję swoje zdanie. Nie musisz wszędzie pasować. I nie musisz pasować każdemu.