niedziela, 29 marca 2015

Blogowe dylematy


Ostatnio coś mało udzielam się w blogosferze. Doby nie da się przedłużyć, ale z racji tego, że weekend się jeszcze nie skończył, postaram się do Was wpaść.
Podobnie jak wielu innych blogerów zastanawiam się nad tym, co począć z tym swoim kawałkiem Internetów.

Pozwoliłam na to, by cały świat tu wchodził. Czasem zastanawiam się, czy nie był to błąd. Jednak póki co nie napisałam tu czegoś, co poskutkowałoby jakimiś przykrymi konsekwencjami w przyszłości. Ale ogólnie jest szczerze, bo po co ściemniać? Zresztą pisanie dla wszystkich ma też pewną zaletę: mogę coś komuś uświadomić.

Pisać na siłę, bo dawno nowego wpisu nie było, czy odczekać? Wybieram czekanie i oczywiście zapisywanie pomysłów jakie mi wpadną do głowy. Przecież ci prawdziwi czytelnicy pewnie cierpliwie poczekają na mój powrót. Nic na siłę. Ale na wszelki wypadek w różne miejsca zabieram ze sobą zeszyt.

Czy nie jest tu zbyt monotematycznie? Może. Ale kolejny wpis na dany temat jest po prostu kontynuacją poprzedniego, a nie jego kopią, także dobrze jest.

Jakieś zmiany na blogu? Na razie nie, choć nie wiadomo, co mi tam odwali w przyszłości :)

A może tak dać sobie spokój z tym pierniczeniem o dupie marynie? Never!

niedziela, 22 marca 2015

Wujek Google, cz. 2


Ludzie znowu wykazali się niesamowitą pomysłowością odnośnie pytań kierowanych do wujka Google. Oto i one:

black is fucking blo.de
A to, co wyskakuje po wpisaniu tego hasła jako pierwsze...No comment :D

fuckin.plogspot.com
:D

pepek swiata ktos czytal
Nie czytał.

blog kryzys mam
Witaj w klubie :D

kata2 sindiran buat orang sombong
Przetłumaczy ktoś? :D

co 12 latka moze pisać na blogu
O tym, że życie jest takie ciężkie, bo jutro klasówka z "pszyry" :D

No to sprawdzam, czy coś nowego nie wyskoczyło :D

niedziela, 15 marca 2015

Skąd się bierze ta zaraza?


Tyle narzekałam do tej pory na ciemnogród, że pewnie już tym rzygacie. Tym postem nie odkryję Ameryki, ale co tam. Skąd to cholerstwo w ogóle się bierze?

Cała historia zaczyna się w domu rodzinnym. Wiadomo, małe dziecko łatwo jest odmóżdżyć, bo jeszcze wielu rzeczy nie ogarnia. Siedzi sobie taki osobnik przed TV, czy też w Internetach i widzi tam debili, czy też ludzi grających takowych. Uznaje, że też musi taki być. Jara się każdą reklamą, każdym reality show i tańcem z celebrytami. Chętnie sięga po tabloidy, siedzi na Pudelku. Słucha tylko popularnej stacji radiowej. Rodzice nic nie zauważają, ewentualnie wręcz zachęcają dziecko do wspólnego oglądania kolejnego show. Albo podrzucają mu kolejne tabloidy. Na tym sprawa się jednak nie kończy.

Podczas wspólnych posiłków, czy takich tam luźnych rozmów można dowiedzieć się ciekawych i pouczających rzeczy. A dziecko wchłania tą "wiedzę" jak gąbka. I to przez wiele lat. Dowiaduje się, że rudzi są wredni, bruneci fałszywi, a blondynki, które lubią róż, są puste. Ktoś ma od cholery kolczyków w różnych miejscach, lubi czerń i ostrą muzykę? Z pewnością jest jakimś nawiedzonym satanistą. Seks jest czymś świńskim, obrzydliwym. Chodzenie do kościoła sprawi, że będzie się dobrym człowiekiem. Nie można się wyróżniać. Było się tylko raz u kogoś w domu? Nieważne, i tak wie się wszystko o tej osobie. Trzeba realizować jedyny słuszny plan na życie. Nie chcesz mieć dzieci? Tylko tak mówisz, każdy w końcu chce.

Te i wiele innych rewelacji robią dzieciakowi niezłą siekę z mózgu. Idzie sobie taki osobnik do szkoły, a tam jest niemalże to samo. Widzi modnie ubranych, pierniczących o dupie marynie rówieśników, którzy chwalą się, czego to nie robili na ostatnim melanżu. Uznaje, że musi się dopasować do grupy, bo inaczej ta go zniszczy. Możliwe też, że szuka kozła ofiarnego, bo jak ktoś śmie się wyróżniać? Niektórzy nauczyciele wcale nie są lepsi. Widzą, że ktoś rzadziej rozmawia z ludźmi niż reszta, czy jest bardzo wrażliwy? Najlepiej jest wezwać rodziców, niech zrobią z dzieckiem porządek. Albo krzyczą, bo jak można było narysować coś o milimetr za krzywo. Albo w wypracowaniu użyć słów potocznych.
Toż to zbrodnia!

Dzieciak kiedyś dorośnie i to, czego się nauczył, przekaże następnemu pokoleniu. I wyrosną kolejni idioci. Ale może być też inaczej. Być może jako nastolatek, czy młody dorosły (przynajmniej formalnie) zacznie coś ogarniać. Dotrze w końcu do niego, że nie musi być jak wszyscy. Zdziwi się, skąd akurat takie ciuchy w szafie i taka muzyka w iPodzie. Przecież tak naprawdę go to nie kręci. A rodzice te swoje teksty mogą sobie wsadzić w cztery litery. Oczywiście będą wielce zszokowani tą metamorfozą. Prośbami, groźbami, czy szantażami będą usiłowali go do zmiany ciuchów, czy poglądów, bo robi im taki wstyd przy ludziach. I w ogóle jak można w tym wieku nosić glany? Już dwudziestka na karku i czas spoważnieć.
Znajomi? Ich grono pewnie się zmniejszy, gdy w końcu się ukaże w swojej prawdziwej postaci. Być może uzna nawet, że nie ma z nimi zbyt wiele wspólnego i znajdzie sobie inne towarzystwo. Może też od kogoś usłyszy propozycję "korków z dostosowania się do społeczeństwa" (autentyk!), bo tak to nie przetrwa w dzisiejszym świecie.

Myślenia ludzi się nie zmieni, ale możemy zmienić swoje podejście do życia, świata. Mamy też prawo do bycia sobą, choćby cały świat starał się nas zniszczyć. Różnorodność jest piękna, a że niektórzy tego nie rozumieją, to ich problem.

sobota, 7 marca 2015

Powrót do przeszłości

Tak mnie wzięło na jakieś dziwne rozkminy. Postanowiłam cofnąć się o dekadę. Kim była 12 - letnia Blacky?

Lubiłam pisać, ile wlezie. Szczerze do bólu. Było sporo "rzucania mięsem" i innych rzeczy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Ale jednak tak się stało. Już nie wspomnę, co tam konkretnie było, ale tak czy owak, nieszczęsny pamiętnik został spalony przez rodzicielkę. Może i dobrze? Ale i tak dalej pisałam, i znowu ktoś w końcu to odkrywał. Taki urok mieszkania z bardzo wścibską wtedy siostrą. Jeszcze nie wiedziałam, że za parę lat zacznę blogować :)

Słuchałam popu i dance. Generalnie tego, co tam w radiu leciało. W sumie nie miałam za bardzo wyboru: gdyby był w domu Internet, prawdopodobnie w końcu trafiłabym na rocka. Miałam kilka płyt, które odtwarzałam na discmanie. I nieźle sobie spieprzyłam słuch :D

Książki? Harry Potter po raz setny.

Włosy? Do ramion. Ciuchy? Te, które mama mi kupiła. Makijaż? Właśnie wtedy dostałam pierwszy błyszczyk. Cóż to była za radość :D

Pierwsze pryszcze, pierwsza miesiączka i pierwszy obiekt westchnień, który nawet nie wiedział o moim istnieniu :)

Chodziłam do kościoła z własnej woli :O

Zaczęłam malować paznokcie do szkoły i nikt się nie czepiał. Nie to, co później, w gimbazie :)

Znałam kogoś kilka dni i już nazywałam go swoim przyjacielem. Nieźle się na tym przejechałam.

W ogóle niewiele z tych rzeczy pasuje do dzisiejszej mnie. Czyli stwierdzenie, że człowiek zmienia się co ileś tam lat, z dupy się nie wzięło. Chociaż...myślę, by jeszcze w tym roku sobie odświeżyć Pottera :)

#gimbynieznajo

niedziela, 1 marca 2015

Czy to jakaś choroba?


W końcu poruszę ten wielce oryginalny (huehue) temat, a co!
Zacznę od tego, że jestem Ewelina, mam 22 lata i jestem Anonimowym Introwertykiem... Ups, nie tak miało być. No to lecę od nowa.

Czy kiedykolwiek słyszeliście skierowane do Was teksty typu "Co jesteś taki smutny?", "Czemu się nie odzywasz?", "Jesteś jakiś dziki", "Co tak ciągle siedzisz w tym domu?", "Musisz wychodzić do ludzi", "Musisz się wybrać do psychologa", "Jesteś jakiś upośledzony" itp.? Jeśli odpowiedź na to pytanie jest twierdząca, istnieje spore, czy też częściowe prawdopodobieństwo, że zaliczacie się do tej zajebistej, elitarnej grupy ludzi zwanej introwertykami. Różne źródła, z ciocią Wikipedią na czele podają, że takowych osobników jest 20 - 45 %, ale ja tam zbytnio nie wierzę statystykom, bo przecież te wszelakie badania/ankiety nie są przeprowadzane na kilku miliardach ludzi. No i jeszcze są introwertycy grający ekstrawertyków, bo uważają, że w dzisiejszym świecie inaczej się nie da.

Czy są nieśmiali? Niektórzy pewnie tak. Czy mają depresję? Bzdura. A jeśli jednak, to pewnie dlatego, bo ludzie im przez lata wmawiali, że coś jest z nimi nie tak. A nie każdy jest w stanie mieć na to od razu wyjebane. Nie lubią ludzi? Lubią, ale wolą spotkania w małym gronie znajomych i nie przepadają za tłumami ludzi. A, i są dobrymi słuchaczami, więc spokojnie można spróbować się z kimś takim zaprzyjaźnić. I przebywają sporo czasu w samotności, by odzyskać utraconą energię. Nie lubią rozmawiać? Odpowiedź byłaby twierdząca, gdyby do pytania dodać "o dupie marynie". Zresztą gadają wtedy, kiedy mają o czym. Czy są życiowymi pierdołami? Chyba nie, bo najpierw myślą, a potem coś mówią/robią, więc jakoś sobie radzą w życiu.

Ileś tam miesięcy temu ktoś powiedział mi, że jak tak czyta tego bloga, to wydaje się, jakbym była ekstrawertykiem. A prawda jest taka, że nie podałam tu nawet połowy rzeczy o sobie. Zresztą na ogół introwertycy więcej piszą niż mówią.
Przez lata myślałam, że coś jest ze mną nie tak. Nie da się ukryć, jestem jedynym takim egzemplarzem w rodzinie, a i wśród moich nielicznych znajomych trudno o kogoś takiego. Nie ogarniałam, czemu nie odnajduję się na imprezach i skąd te dziwne zachowania w szkole. Teraz wiem, że po prostu nie znoszę tłumów, hałasu i nie jestem w stanie gadać "bo tak". Gdy wracam do domu, w przeciwieństwie do mojej siostry, nie zdaję mamie szczegółowej relacji, tylko szukam jakiegoś miejsca, w którym choć przez chwilę mogę pobyć sama, by sobie wszystko przemyśleć. A potem może coś powiem, a może i nie. Na szczęście na to już tak nie naciska. Zdarza mi się robić nawet kilkudniowe przerwy od ludzi. Wtedy na spokojnie zajmuję się tym, czym chcę i nikt mi się nie wpierdala. No oprócz rodzinki niestety. Nie ogarniam, jak można znać kogoś kilka dni i już nazywać go swoim przyjacielem. Albo wyznawać sobie miłość po tym okresie czasu i po miesiącu zaraz seks. Jestem dziwna :D

Najdłuższy post na tym blogu ever, o ile się nie mylę. Temat o tyle mi bliski, że uznałam, że się wypowiem. Oczywiście co jakiś czas odkrywam coś nowego. Nie wiem, czy prawdą jest to, że introwertycy są bardziej podatni na działanie alkoholu. Dotychczas myślałam, że prędzej się upijam dlatego, bo jestem szczupła :D
Znając życie, jeszcze sporo takich kwiatków przede mną. Odnośnie tytułu postu, wpisałam go oczywiście dla beki :) To NIE jest choroba.