poniedziałek, 27 maja 2019

Czasem odechciewa mi się pisania bloga


Blog jest jednym z nielicznych miejsc, gdzie uczę się wyrażania siebie i pisania tego, co myślę. Czasem jednak zastanawiam się, czy sobie nie odpuścić. Bo ludzie wyciągają dziwne wnioski i jestem zmuszona się tłumaczyć, może nawet przepraszać za to, co napisałam.

Swego czasu aż za dużo miejsca na blogu poświęciłam ludziom ograniczonym, którzy pierdolą jakieś szkodliwe bzdety bez pomyślunku oraz nie interesują się niczym ponad to z telewizji czy radia. Swoją drogą, już nie czepiam się o to ostatnie, bo każdy ma prawo interesować się tym, czym chce. W każdym razie ktoś pewnego dnia dodał komentarz o takiej mniej więcej treści, że wszystkich ludzi wrzuciłam do wora z napisem ciemnogród. Prawda jednak jest taka, że wciąż wierzę, że ciemnogród to jednak mniejszość, a większość jednak myśli. Naiwna ja? Może.

Innym razem moja kochana rodzinka bardzo przeżyła tekst, który był dość stary i traktował o świętach Bożego Narodzenia. Tak, ci ludzie pomyśleli, że piszę właśnie o nich. Prawda jednak jest taka, że inspirowałam się powszechnym narzekaniem Polaków w Internetach. Może powinnam była to zaznaczyć na początku/końcu, mój błąd. Ale czy wszystko muszę podawać jak na tacy? A w świętach nie lubię wszechobecnego terroru porządków.

Tych sytuacji było oczywiście więcej, ale pozwolę ich sobie nie przytaczać, bo są zbyt osobiste.

czwartek, 9 maja 2019

"Wiem, już widziałem/am to na Facebooku"


Często zastanawiam się, gdzie leży granica prywatności w Internetach. Czy warto być otwartą księgą, czy lepiej być choć odrobinę tajemniczą? Co zdradzić, a co zachować dla siebie i/lub bliskich osób? Jakie konsekwencje będzie miało ujawnienie tego czy owego?

Bloguję od ponad 9 lat. Oczywiste jest więc, że nie da się w tak długim czasie przemilczeć wszystkiego o sobie. W końcu te moje zapiski w dużej mierze są inspirowane życiem. Nie oznacza to jednak, że mam obowiązek zdradzania o sobie każdego możliwego szczególiku tutaj lub w mediach społecznościowych.

Gdybym miała dziecko, prawdopodobnie nie publikowałabym jego zdjęć. Gdy ktoś mi się z czegoś zwierza, oczywiste jest, że nie ląduje to nigdzie w Internetach, no chyba, że ta osoba koniecznie chce zaistnieć. Nie wyobrażam sobie też ludzi omawiających np. szczegóły mojego związku czy życia erotycznego. Przykładów rzeczy, o których nie zamierzam trąbić znajdzie się w sumie jeszcze więcej. Zdarzyło mi się jednak w ubiegłym roku zdradzić, że wygrałam książkę w konkursie, bo to w sumie nic takiego.

Nie chcę przy opowiadaniu o czymś rodzinie lub znajomym słyszeć Wiem, widziałem/am to na Facebooku. 

sobota, 4 maja 2019

Rozkminy na 100000 wyświetleń


I stało się. Parę dni temu liczba wyświetleń bloga przekroczyła sto tysięcy. Myślałam, że nie dożyję tego momentu. Serio. Ale stało się. No dobra, tych wyświetleń w rzeczywistości jest pewnie mniej, bo Blogger lubi zawyżać statystyki, ale tak czy owak po komentarzach widać, że jestem czytana.

Sto tysięcy w ponad pięć lat nie jest jakąś oszałamiającą liczbą. Niektórzy blogerzy przez ten czas dochodzą do co najmniej miliona wyświetleń. Ba, znajdą się tacy, którzy ten milion osiągają w rok. Jednak za każdym razem, gdy nachodzą mnie takie myśli, przypominam sobie, że przecież z nikim się nie ścigam. Inni blogerzy nie są dla mnie konkurencją, tylko dobrymi ziomkami, z którymi miło jest powymieniać opinie na tematy wszelakie.

Za każdym razem, gdy ktoś nieznajomy pisze do mnie na Messengerze czy innym ustrojstwie, że mam ciekawy styl pisania, mam ochotę mu odpisać, by przestał pierdolić, bo ciekawy styl to miałam kiedyś, a teraz ginę w tłumie blogerów uważających, że mają coś ciekawego do przekazania. Nie dowierzam też, gdy ktoś twierdzi, że pomogłam mu coś zrozumieć lub zainspirowałam go do czegoś. Może czas w końcu się pogodzić z tym, że komuś moja pisanina może się podobać i jakby tego było mało, mam jakiś wpływ na garstkę ludzi?

Łącznie bloguję od ponad 9 lat. Zdarzają się dni, kiedy to myślę, że już się skończyłam. Że już nie jestem w stanie nic nowego napisać. Aż tu nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się pomysł na nowy tekst. I działam.