niedziela, 28 czerwca 2015

Jak ja wyglądam! Ratunku!


Chyba najbardziej osobisty wpis na tym blogu, ale co tam! Mam pierdyliard poważnych problemów, o których z wiadomych powodów tutaj nie wspomnę, ale przecież mogą znaleźć się kolejne, pozornie dość błahe. A może jednak faktycznie takie są? Tak czy owak dzisiaj będzie o tym, co zdecydowanie najgorzej mi wychodzi. No dobra, przesadziłam, ale na pewno to coś znajdzie się w czołówce rzeczy, które jestem w stanie spieprzyć. O co tym razem się rozchodzi? O wygląd, moi drodzy.

Jakim cudem tamte dziewczyny są w stanie nie tylko się umyć, ale też mieć świetny makijaż, idealnie zrobione paznokcie i ciuchy też nie jakieś przypadkowe? I włosy zawsze idealne, uczesane i bez żadnych odrostów. Okej, niby nie ma ludzi idealnych (może nawalają w czym innym?), ale nie mam na myśli tych dziuniek z Instagrama, których zdjęcia są mocno podrasowane, tylko realne osoby, z którymi na codzień stykam się w pracy, albo ot tak na ulicy, czy w galerii handlowej.

Ok, zawsze mam czyste włosy. Ale ileż to razy były potargane! I do niedawna od dłuuugiego czasu straszyły kilometrowymi odrostami.
Cery też nie mam najlepszej. Dieta i kosmetyki nic nie pomogły. Ale jakoś nie starcza mi czasu na to, by użyć chociaż pudru. A właściwie gdzieś mi zginął w tym bałaganie. W biegu wytuszuję rzęsy i to by było na tyle.
Ciuchy? Zależy, co tam się nawinie, byle były czyste.

Ale w sumie od niedawna nie jest aż tak źle. W końcu kupiłam spodnie, które nie spadają mi z tyłka i wiem, że przyda się też parę innych rzeczy. Nie chodzi o to, by były wielce modne, bo z 80 % takowych ciuchów mi się nie podoba.

Co do wcześniej wspomnianych ludzi - skoro oni dają radę, to czemu mi ma się nie udać? Jednak nie zamierzam non stop skupiać się na wyglądzie. Bo kiedy znajdę czas na ciekawą książkę?
Zresztą...Jeśli skończy się mój żywot singielki, to ukochany pewnego dnia też zobaczy mnie bez mejkapu i może nawet z przetłuszczonymi włosami :)

niedziela, 7 czerwca 2015

Może jakieś zmiany?


Jak widzicie, wróciłam na bloga. Nie wiem, po raz który już to piszę i pewnie macie dość. Tak czy owak uznałam, że w końcu muszą nastąpić jakieś zmiany, bo inaczej idzie ześwirować. To typowe dla introwertyka, prawda?

Zaczęłam od porządków na głowie, tzn. przefarbowałam włosy, które na chwilę obecną wyglądają mniej więcej tak:



Wiadomo, to tylko szamponetki trzymające się parę tygodni, ale co tam. Nie zamierzam wykańczać włosów, bo szkoda by było znacznie je skracać.

Normalnie odkryłam Amerykę twierdząc, że za mało śpię, przez co codziennie chodzę jak zombie, nic mi się nie chce, nie myślę. Czas to zmienić. Może wtedy po powrocie z pracy nie będę od razu zasypiała i znajdę czas na chociaż część z tych rzeczy, które sprawiają mi radość. W przeciwieństwie do wspomnianej pracy, no właściwie stażu.

Za dużo siedzę w Internetach. To musi się zmienić. W weekendy można zrobić tyle pożytecznych rzeczy, a tak szybko mijają. A gdzie je spędziłam? No na Instagramie!

A, i jeszcze zapomniałam o książkach, które czekają na przeczytanie. A konkretnie 15 sztuk! Chyba powoli się uwsteczniam i będę godnie reprezentowała nasz kochany ciemnogród...

O ile starczy mi czasu, przejrzę zaraz kilka blogów.