sobota, 27 maja 2017

To nie był spontan. Odwiedzenie po dość długim okresie czasu stolicy mojego województwa planowałam już kilka miesięcy temu. Termin? Jakoś wiosną. Może kwiecień. Ostatecznie udało się to dopiero w ubiegłym tygodniu. I po raz pierwszy pojechałam tam sama. Nie, nie żartuję, choć mieszkam niedaleko Piotrkowa. Pozdro. Takie tam przekraczanie granic strefy komfortu. Oczywiście nie obyło się bez mapy. I nadal żyję :D

Tak, jeszcze do niedawna myślałam, że młoda, drobna kobieta sama w wielkim mieście to niemalże samobójstwo. Pozdro.

O Łodzi mówi się, że menele, brzydkie budynki, ogólny syf, deprecha i tak dalej. Zobaczymy. Na razie postanowiłam jakoś na piechotę dostać się gdzieś, gdzie już zdarzyło mi się być. Padło na Manufakturę. A na razie na dzień dobry taki widok:



Część miasta, po której chodziłam nazywa się Stare Polesie. Zawiera jakieś kilkanaście czy dwadzieścia ulic, ale ja poruszałam się po zaledwie kilku z nich. Przez prawie całą drogę zaglądałam do mapy. Namierzyłam Biedrę, więc na chwilę zatrzymałam się w niej, by kupić coś na śniadanie. I ruszyłam dalej. Mijałam ciekawe budynki oraz te naprawdę brzydkie. Upał dał mi się porządnie we znaki, ale w końcu dotarłam do Manu.





Weszłam jedynie do galerii handlowej. Trochę się w niej gubiłam, dlatego też nie pobyłam tu zbyt długo. Typowa ja. Myślałam o zobaczeniu paru ciekawych miejsc w pobliżu, ale jednak ruszyłam w drogę powrotną na dworzec. W oczy rzuciły mi się ciekawe malunki. Zauważyłam też, że pokonałam dłuższy dystans do Manu niż musiałam. Pozdro :D





Na razie nie wiem, co myśleć o Łodzi. Dopiero odkrywam to miasto na nowo. Kiedy kontynuacja? Nie wiem, ale myślę, że na bank jeszcze w tym roku :D

Twarzoksiążka.