piątek, 30 maja 2014

Plany na najbliższe miesiące

Moje życie jest żałosne, nie będę tego ukrywać. Ale żeby nie było jeszcze gorsze, zaplanowałam parę rzeczy do zrobienia na najbliższe miesiące. Może i nie są to jakieś wielkie rewolucje, ale co tam.

Więcej siedzieć nad matmą
Jak niektórzy z Was wiedzą, w sierpniu po raz czwarty (!) piszę maturę z tego cholerstwa. Żeby już ostatecznie pokonać tą sukę, uznałam, że będę siedziała w książkach kilka godzin dziennie. Pieprzyć gadanie rodziny, że i tak nie zdam!

Szlifować angielski
Wiem już, że tłumaczką nie zostanę, ale co mi szkodzi nadrobić pewne braki powstałe w wyniku lenistwa czy innych niesprzyjających czynników. Zresztą jeśli kiedyś wyjechałabym za granicę, to chyba głupio byłoby nie móc się porozumieć?

Czytać więcej książek
Tak, pisze to osoba, której od najmłodszych lat życia nie trzeba było zmuszać do męczenia grubych tomideł, no może poza niektórymi lekturami szkolnymi, których za cholerę nie dało się zrozumieć. No jakiegoś lenia złapałam ostatnio. Ale skoro ostatnio ściągnęłam kilka "pedeefów" (na normalne książki rzadko mnie stać), pretekst do czytania mam idealny.

Częściej wychodzić z domu
A nie, że będę wynajdywała jakieś preteksty. Bo mieszkam na zadupiu, gdzie gówno jest. Bo nie spotkam kogoś znajomego. Bo nie mam jakiegoś konkretnego celu wyjścia. A poprawa samopoczucia czy kondycji? No to jakiś cel się znalazł.

Tych postanowień, planów czy czego tam jest jeszcze więcej, ale na resztę potrzebuję znacznie więcej czasu.

A przed Wami nikt inny tylko Blacky :)



sobota, 24 maja 2014

Ale się zmieniłam!


Zebrało mi się na wspomnienia. Chyba każdy tak czasem ma, co nie? Może i w ciągu ostatnich kilku lat moje życie się nie zmieniło, ale ja owszem.

Ci, co śledzą moje durnowate zapiski od czasów poprzedniego bloga, wiedzą, że jeszcze kilka lat temu byłam zapatrzona w Avril Lavigne i to do tego stopnia, że rozjaśniłam włosy, a oczy podkreślałam grubymi krechami. Poza tym w szafie pojawiło się więcej czarnych ciuchów. Oczywiście miałam jej wszystkie płyty i kupowałam też każdą gazetę, w której była choćby najmniejsza wzmianka na temat mojej idolki. W sumie nie żałuję tych kilku lat, bo to właśnie Avril zawdzięczam szersze zainteresowanie rockowymi brzmieniami, no i wciąż uwielbiam czerń. Jednak kopiowanie do bólu kogoś z moich muzycznych ulubieńców jest obecnie dla mnie czymś śmiesznym, głupim.

Próbowałam zrobić z siebie kogoś innego, kogo szkolni znajomi by zaakceptowali. Za wszelką cenę starałam się zwrócić na siebie uwagę fajnymi ciuchami czy jakimiś durnymi tekstami o chlaniu w ostatni weekend. W sumie nie ogarniam, jak mogłam chcieć zaimponować ludziom, z którymi tak naprawdę niewiele mnie łączyło.

Bardziej dbam o porządek. No nie stałam się nagle jakąś pedantką, jednak w okolicach mojego łóżka trudne do znalezienia są jakieś papierki po cukierkach. Jakoś z miesiąc temu pozbyłam się także chyba ze stu gazet. Wiadomo, darzyłam je pewnym sentymentem, bo wiązały się ze wspomnieniami najbardziej porąbanego okresu w moim życiu, jednak uznałam, że najwyższa pora pozbyć się ich, bo i tak do niczego już mi się nie przydadzą, tym bardziej, że już dawno nie bawiłam się w wymiany artykułów czy plakatów. Jednak nie wywaliłam wszystkich gazet, które posiadam. Może kiedyś?

Słuchałam w kółko Avril, Paramore czy Sum 41. Nie stroniłam też od tej durnej Eski. Teraz lubię poznawać nowych wykonawców/zespoły. Jestem naprawdę otwarta na muzykę i nie twierdzę tak jak kiedyś, że czegoś na pewno nie polubię. No z wyjątkiem disco polo czy techno. I muszę stwierdzić, że więcej niż połowy tego, czego aktualnie słucham, jeszcze rok czy dwa lata temu nie mogłabym znieść.

Może i te zmiany nie są widoczne gołym okiem dla ludzi, którzy mnie nie znają, jednak jestem z nich zadowolona.

wtorek, 20 maja 2014

O moich bzdetach


Odkąd pamiętam, lubiłam pisać różne duperele. Po obejrzeniu któregoś z kolei odcinka jakiegoś serialu zdarzało mi się na kartkach zeszytu napisać wymyślony przez siebie jego ciąg dalszy. Innym razem wyobrażałam sobie jakieś wydarzenie, które mogłoby mieć miejsce gdzieś nieopodal mojego zadupia i opisywałam je tak, jakby był to artykuł w jakiejś gazecie. Potem były różne opowiadania, no i zaczęłam pisać pamiętnik. Nic dobrego z tego nie było, nagrabiłam sobie nieźle u rodzinki. Mimo to, skoro od zawsze potrzebowałam wyrzucić z siebie ten cały rozpiździel kumulujący się w mojej nieszczęsnej głowie, założenie bloga było tylko kwestią czasu.

Zaczęło się ponad cztery lata temu. Oczywiście nie wiedziałam, na czym cała zabawa polega. Podejrzewam, że moje ówczesne wpisy były na jeszcze gorszym poziomie niż te z blogów co niektórych dzisiejszych dwunastolatek, które aspirują do zdobycia tysiąca obserwatorów i kilku komentarzy pod każdą notką, które zawierają linki do blogów osób komentujących. Jednak nie mam jak tego sprawdzić, bo ten blog już nie istnieje. Potem były jeszcze inne, aż w końcu niby na stałe, to znaczy niecałe trzy lata, zadomowiłam się w jednym miejscu. Miało być bardziej na poważnie, żadnych tekstów o ilości kanapek zjedzonych na śniadanie, ale no, kuźwa, znowu nie wyszło.

Teraz jestem tutaj i podoba mi się to. Widzę, że ktoś czyta, komentuje nawet, a kiedyś mogłam o tym tylko pomarzyć. Sęk w tym, że nie chce mi się lizać tyłków tysiącu blogerów dziennie w ramach zdobycia zajebistej popularności. Ja się normalnie chyba starzeję...

środa, 14 maja 2014

Czego nie rozumiem w ludziach?


Znowu sobie ponarzekam. To już normalnie taka moja tradycja. Tak serio to chyba każdy z nas nie może czegoś znieść u pewnych osób. Mimo, że pewnie wielu z nas uważa się za wielce tolerancyjnych, to jednak wszystkiego tolerować się nie da. I ja nie jestem tu jakimś wyjątkiem. No więc co sprawia, że z niektórymi osobnikami nie chcę mieć do czynienia przez jakiś czas lub najlepiej całe życie?

"Muzyka"
Jadę sobie autobusem, a na najdalszych siedzeniach znajduje się kilkoro chłopaków, którzy w pewnym momencie wyciągają swoje wypasione smartfony, z których puszczają łubudubu jeb jeb jeb techno, dance, czy inne disco z pola. I to najlepiej na cały regulator. Nosz kurwa, chyba w dzisiejszych czasach istnieje coś takiego jak słuchawki i w czterech literach mam fakt, że może was na nie nie stać. Na zajebiste telefony jakoś was było stać.

Smród
Czekam sobie na dworcu na autobus powrotny, a od co niektórych osobników tamże przebywających porządnie jebie już z daleka. A już myślałam, że w XXI wieku każdy obywatel Cebulandii ma dostęp do czegoś takiego jak chociażby najzwyklejsze, szare mydło. Może coś przeoczyłam?

Papierosy
Nie ma dnia, bym nie czuła dymu pochodzącego od tego gówna. Nie dość, że mój ojciec pali, to jeszcze idąc którąkolwiek ulicą pobliskiego miasta muszę zawsze minąć jakiegoś palacza. Jak chcecie mieć raka, to proszę bardzo, ale nie wciągajcie w to innych.

Narzucanie gustów
Możecie mi polecić jakiś fajny zespół, książkę czy film, ale nie mam ochoty na to, byście usiłowali nakazać mi zmianę upodobań na takie, jakie będą wam pasowały, no bo przecież to, czego słucham/czytam/oglądam musi być jakimś gównem. Jak to się powszechnie mówi, gust jest jak dupa - każdy ma swoją.

Wścibstwo
Są ludzie, którzy chcieliby wiedzieć o mnie jak najwięcej. Już pomijam fakt, że co niektóre osobniki w jakiś magiczny sposób dostały się na tego bloga. Ale co kogoś może obchodzić, z kim się bzykam albo co takiego ukrywam za łóżkiem? Uważam, że mam prawo do tajemnic i nie mam potrzeby mówienia o sobie wszystkiego.

Mogłabym wymienić tego jeszcze więcej, ale daruję sobie. Już i tak się nieźle rozpisałam.

środa, 7 maja 2014

Co ja tu do cholery robię?


W końcu wróciłam. Co było, że mnie nie było? Miałam nieco utrudniony dostęp do Internetów. Poza tym jeszcze robiłam ostatnie powtórki do którejś z kolei matury z matmy, którą i tak spieprzyłam, co okazało się przy sprawdzaniu odpowiedzi. Następne starcie z tą suką będzie w sierpniu...

Za chwilę być może dowiecie się o mnie czegoś więcej, choć pewnie nie będzie to wielce fascynujące. No ale po prostu muszę to napisać, bo dość długo chodzi mi po głowie.

Często odnoszę wrażenie, że nie pasuję do tego świata. Bardzo nie pasuję.

Ostatnio oglądałam sobie ciuchy w galerii. Oczywiście w każdym sklepie pierwsze rzucały się w oczy jakieś bluzki w pastelowych kolorkach, a takowych nie cierpię. A że nie ocenia się książki po okładce, zaglądałam też w dalsze zakamarki sklepów i szczerze mogłabym na palcach jednej ręki wymienić to, co mi się podobało. W ogóle jestem stałą bywalczynią lumpeksów, bo tam już prędzej znajdę coś dla siebie. No prócz spodni.

Za bardzo nie orientuję się w hitach Eski czy innej popularnej stacji radiowej. Gdy już zdarza mi się puścić to coś, zwykle szybko wyłączam. No bo jak na dziesięć piosenek może dwie są w miarę strawne, to po co się męczyć. Zresztą wolę coś znaleźć na Laście czy YT.

Nie widzę sensu w paleniu, ćpaniu, schlaniu się do zgona. A to są często elementy imprez wszelakich. Może i czasem fajnie byłoby potańczyć, ale nie mam ochoty wspomagać się używkami. Uważam, że jak mam już przesadzić z alkoholem, to najlepiej w domowym zaciszu. Mniejsze ryzyko, że zrobię czy powiem coś tak głupiego, że ludzie jeszcze po mojej śmierci będą o tym pamiętać. Zresztą imprezy w ogóle chyba nie są dla mnie, bo nie umiem być tak wyluzowana jak reszta bawiących się osobników. A zresztą ludzie nie składają mi propozycji wspólnej zabawy. Może to i dobrze?

Pomimo wielu prób nie udało mi się pozbyć nieśmiałości. Na dodatek krzywo chodzę (właściwie kuleję) i mam zeza.

Chociaż to wszystko z pewnością nie przysparza mi popularności, a nawet nie mam gdzie z kimkolwiek wyjść, nie zamierzam na siłę stawać się kimś innym. Trudno, nie wszyscy muszą mnie kochać i dawać dwustu lajków pod shit fociami na Twarzoksiążce...