czwartek, 31 grudnia 2015

Szczery post w Sylwka


Spędzasz Sylwestra samotnie? Pewnie Sylwester z dwójką? Ale z ciebie frajer, nieudacznik życiowy.
Nie, nigdy nie słyszałam tego tekstu. Ludzie zwyczajnie mają na mnie wyjebane. Od zawsze. Jestem introwertyczką, a nawet nie mam komu odmówić przyjścia na imprezę, gdyby pewna opcja mi nie odpowiadała. Forever alone. Dużo rozmyślam, analizuję i wciąż nie doszłam do tego, dlaczego tak jest.

Podobno jestem piękna i inteligentna. Nie, to nie jest moja opinia. Podobno przynajmniej kilka osób uwielbia wchodzić na tego bloga. Ludzie lubią tą ironię, sarkazm i to nieodsłanianie się do końca. I szczerość. Nawet ten pojazd po ludzkiej głupocie jakoś zdzierżyli. Ciekawa jednak jestem, czy w ogóle chcieliby mieć ze mną do czynienia w realu. Może chociaż oni powiedzieliby w końcu, co takiego odpycha ode mnie ludzi? Może dostrzegliby coś, co mi na codzień umyka?

Gdyby to chodziło tylko o Sylwester...
Swoją drogą, nie ogarniam siebie, bo w sumie nie przepadam za fajerwerkami i disco polo. Nie wyobrażam też sobie, by np. pójść do najbliższego klubu i tam schlać się do zgona. Wolałabym domówkę w małym gronie.

Nie wyobrażam sobie, by gdzieś się wpychać na chama, czy znaleźć sobie randomowego faceta do towarzystwa chociaż na tę noc. I nie ogarniam tego szału na odwalenie się jak na wesele.

Mówi się "wyjdź do ludzi". Do jakich ludzi? Wychodzę z domu tylko wtedy, kiedy muszę. Bo tak to po co? No, ewentualnie jakiś spacer. Lubię długotrwałe chwile samotności, ale w końcu i mi baterie się naładują.

Pieprzę to, że ktoś, z kim kiedykolwiek miałam do czynienia w realu, być może to przeczyta. Z pewnością nie odegrałam w życiu tego kogoś jakiejś ważnej roli.

Nie będę tu pieprzyć jakichś farmazonów, bo nie jestem pewna, czy na czyimkolwiek szczęściu w 2016 mi zależy. No dobra, Wy jesteście wyjątkiem.

wtorek, 29 grudnia 2015

2015 - podsumowanie


W sumie wszystko jedno, czy napiszę ten post dziś, czy w Sylwka. Raczej nie spodziewam się jakiejś życiowej rewolucji w ciągu najbliższych dwóch dni. Jaki był mój 2015 rok?

Zacznę od razu od pewności co do miejsca, z którym na stówę nie wiążę swojej przyszłości. Jest to dom pomocy społecznej, czyli niezbyt dobra opcja dla tak skrajnej introwertyczki, która w dodatku nie jest w stanie wszystkiego robić szybko. No i nie cierpię pracy grupowej i patrzenia mi się na ręce. I za dużo hałasu. I było wielkie halo, gdy próbowałam przez chwilę pobyć sama. O reszcie (z najdrobniejszymi szczegółami) nie wspomnę, ale to tylko ze względu na te kilka osób, które dobrze wspominam.

To był jedyny rok, w którym przeczytałam tyyyle książek. Konkretnie 42. Może to dla wielu z Was nie będzie oszałamiającą liczbą, ale tak czy owak póki co pożegnałam kryzys czytelniczy. I się nie uwsteczniam.

Próbowałam choć trochę mniej się wkurwiać na ludzi i świat ogółem. Na razie nic z tego, ale nie poddaję się :)

Jakieś 2 miesiące temu zakupiłam w końcu nowe okulary. Tak, wiem, że są fajne :) I w końcu coś widzę :)


Nie odbyłam jakichś dalekich podróży. Ale zobaczyłam most w Trzech Morgach :)


Co chwilę eksperymentowałam z kolorami włosów, byłam rudzielcem i brunetką. Obecnie trudno stwierdzić, co mam na głowie.

Moje życie towarzyskie nadal nie istnieje, nie poznałam też miłości swojego życia.

Zapisałam się do grupy korespondencyjnej na Twarzoksiążce. Po Nowym Roku wyślę pierwszy list od niepamiętnych czasów :)

Jakoś rzadziej udzielałam się w blogosferze. Ale poprawię się :)

środa, 23 grudnia 2015

Zawartość szafy mej


Niezaprzeczalnym faktem jest posiadanie przez moją skromną osobę pierdyliarda ciuchów, niczym jakaś słynna szafiarka, o której lubi wspomnieć portal zwany Pudlem, czy jak mu tam. Mimo to nie dość, że pamiętam, co mam w szafie i czego dawno się pozbyłam, to jeszcze szybko podejmuję decyzję odnośnie tego, co zamierzam założyć i to nieważne, czy chodzi o jakieś święta/imieniny, czy też po prostu uznałam, że muszę ruszyć swój szlachetny tyłek do miasta na małe zakupy. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o moją spontaniczność. Chociaż w sumie zdarzają się wyjątkowe sytuacje, gdy okazuje się, że np. ubrałam się za lekko, bo akurat pogoda musiała się spier... No popsuć się musiała. W każdym razie szykowanie się do wyjścia nie zajmuje mi tyle czasu, ile typowej/stereotypowej kobiecie.

Szafa w jakichś 80 % zawiera wszelakie czarne rzeczy, w związku z czym dałoby się wystroić kilka osób na pogrzeb. Znalazłoby się też coś dla trzynastoletniej gotki, fanki Biebera (huehue). Oczywiście nie brakuje tu miejsca dla innych kolorów, o ile nie są tymi pastelowymi, za którymi nie przepadam. Przeważają tiszerty z różnymi nadrukami, w tym czachami, na które ponoć jestem za stara (wszak zaraz wejdę w sędziwy wiek 23 lat). Dalej idą moje ukochane koszule w kratę i równie uwielbiane bluzeczki z koronką. Dżinsy z dziurami. Szorty. Trochę swetrów, w tym moje ulubione (te 2 rozmiary za duże). Dżinsowe kurtki. Czerwona ramoneska. Zniszczona czarna "skóra", którą zdarza mi się nosić. Kilka czapek, w tym dwie z napisami BAD HAIR DAY i FUCK YOU VERY MUCH :D Ulubiony czarny płaszcz. Najnowsza kurtka w kolorze khaki. Czarne bolerko z ćwiekami. Kiecki, które rzadko noszę. Kilka czarnych spódnic. Trochę par czarnych rajstop. Kilka par butów (serio!). Oraz parę innych, dość nietypowych rzeczy, które czekają na odpowiednią okazję :D

Można odnieść wrażenie, że jestem bogata, a tak naprawdę znam dobre lumpy. Chodzę też na wyprzedaże. Mało tego, niektóre ciuchy liczą sobie kilka lat :) I fakt, nie jestem jedną z tych lasencji, u których outfity się nie powtarzają :D

Ja pierniczę, wyszedł normalnie post lajfstajlowy :D

A tak już na koniec (podejrzewam, że to ostatni/jeden z ostatnich postów w tym roku) życzę Wam wesołych, albo chociaż znośnych świąt, zero problemów żołądkowych po zjedzeniu tyyylu potraw, no i żeby tak poszło w cycki :D

wtorek, 15 grudnia 2015

Dlaczego ten blog nigdy nie będzie fejmes?


Tak, już widzę te komentarze, że mam ból dupy jak stąd do Jueseja, ale pieprzyć to. I tak napiszę to, co chciałam. Bo w końcu brak fejmu = większe pole do popisu. No więc dlaczego nie zanosi się na popularność?

1) Brak białego tła
Nie wiem, czemu akurat białe, a nie zielone, czy fioletowe upodobali sobie ci choć trochę bardziej poczytni blogerzy. Jeśli dojdę do jakiegoś sensownego wniosku, chętnie o nim wspomnę za sto lat. Nie twierdzę, że ten kolor jest zły, ale mój czarny też jest super i póki co go nie zmienię.

2) Nie piszę za często
Ponoć jest to wymóg odnośnie bycia zapamiętanym przez tysiące osobników marnujących swe życie w Internetach. Tymczasem piszę wtedy, kiedy przyjdzie jakieś oświecenie. Oczywiście w razie czego mam przy sobie zeszyt, w którym coś notuję, ale raczej jest to zbyt osobiste, by ujrzało tutaj światło dzienne, a raczej w moim przypadku nocne.

3)Nie mam zajebistego życia
Nie chodzę na koncerty, nigdy nie byłam #zagranico, nie mam żadnych znajomych, faceta, #bff...W dodatku mieszkam na niezłym wypizdowie z dala od cywilizacji. I takie tam inne trudne sprawy :D

4) Ależ ze mnie ignorantka!
W związku z tym nie jestem upoważniona do tego, by dawać Wam rady odnośnie ciuchów, cery, włosów... Nie mogę być też autorytetem odnośnie diety, z którą sobie nie radzę, czy ćwiczeń, do których nie mam cierpliwości :D

5) "Fajny blog, zapraszam do mnie" No, thanks.
Zamiast takiego komentarza wolę napisać coś choć trochę mającego związek z postem danego blogera. Jak komuś faktycznie będzie się chciało czytać to moje pierdolenie, prędzej czy później tu trafi.

PS. Ależ tęsknię za dawnymi pamiętnikami na Onecie! :D

piątek, 4 grudnia 2015

Jak robić, by się nie narobić?


Jakoś tak mniej więcej w połowie listopada dowaliłam sobie cel dość ambitny. Uznałam, że świąteczne porządki mogę rozpocząć właśnie w tej chwili, jednocześnie zbytnio się nie przemęczając. Powoli, na spokojnie. Stopniowo. A w grudniu, w dzień Wigilii totalny opierdaling. A może nawet kilka dni wcześniej. I w dupie będę miała narzekanie i stres rodzicielki. Było nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę i nie gadaj, że się obijam :D A, i ty też, kobieto czasem odpocznij :D Poleżę w wannie, wywalę z szafy jakieś ciuchy i takie tam. Bo każdemu w końcu odpoczynek się należy.

Zaczęłam od łazienki. Byłam przerażona ilością kosmetyków przeterminowanych...kilka lat temu. Przy okazji umyłam wannę i zlew, a co mi tam :D Niby niewiele, a jednak szybko się zmęczyłam. Podobno to typowe dla introwertyków. I w sumie dlatego uznałam, że każdego dnia zrobię niewiele, ale powoli dojdę do celu.

Teraz jestem na etapie "niekończącej się opowieści", czyli zbyt ciasnego pokoju, który dzielę z Młodą. Niby już do tej pory wywaliłam z niego pierdyliard zbędnych rzeczy, ale coś mi tu nie tenteges. No tak, ciuchy. Nie mieszczą się w szafie również dzielonej z Młodą. Jakieś 2 tygodnie temu za ciężko zarobione pieniądze zakupiłam nową. Jeszcze niezłożona. Takie tam problemy pierwszego świata. Zbędne szmaty dawno wywaliłam, albo komuś dałam.

Co jeszcze można wyrzucić? Ten problem zgłębię za parę godzin :D

poniedziałek, 23 listopada 2015

Post o dupie maryśce


Ewelina, w styczniu już 23 - letnia, czyli innymi słowy stara dupencja. Mieszkająca w dziurze w powiecie piotrkowskim, w województwie uckim (pieprzyć poprawną pisownię!), co wiąże się z chujowymi dojazdami i powrotami najpóźniej o 16.00. I urodzona właśnie w Piotrkowie, gdzie uczyła się w "czwórce", odbywała staż w DPS - ie i wciąż robi drobne zakupy w Focusie, Biedrze i lumpach. Innymi słowy, wiadomo, gdzie można ją znaleźć (oczywiście nie codziennie, bo bilety musiały, kurwa, podrożeć dwa miesiące temu). Wielbicielka czerni, pierogów z kapustą i grzybami, jogurtów naturalnych, kotów, rockowych i metalowych zespołów dla gimbazy i oczywiście blogosfery. Introwertyczka, która, o dziwo czasem powie coś w nieodpowiednim momencie. I bywa szczera do bólu. Tyle o mnie chyba wystarczy i podejrzewam, że stracę jakże zaszczytny tytuł Jednej Z Najbardziej Tajemniczych Osób W Mało Popularnej Części Blogosfery. Jakoś to przeżyję. Ale...w sumie to wszystko już dawno wiecie.

Dlaczego bloguję? Bo lubię? Bo mam taki kaprys? Bo nie wiem, co zrobić ze swoim życiem, które jest żałosne? Przyjmijmy wersję namba łan. Chociaż dwie pozostałe nie do końca mijają się z prawdą.

Dawno, dawno temu, w prehistorycznych czasach, gdy swoje wypociny publikowałam jeszcze na Onecie, moje posty na ogół były o dupie marynie. Czasem robiłam od tego wyjątek, przez co ktoś mógł sobie pomyśleć, że jednak posiadam mózg. Ale tak to narzekałam. Ojej, jaka jestem brzydka! Ojej, chłopak, który mi się podoba, nie zwraca na mnie uwagi! Ojej, utopiłam telefon w kiblu! Ojej, nikt mnie nie lubi! Dzisiaj chciałoby się mieć takie problemy. Obgadywanie ludzi ze szkoły, nauczycieli, rodziny. I generalnie chwalenie się własną głupotą, bo inaczej tego nazwać nie można. Albo po prostu zwyczajny opis dnia jak w pamiętniku. I wciąż wracam do tych starych wpisów. Próba dostarczenia sobie kolejnej formy rozrywki, czy po prostu zwyczajny masochizm?

Nie wiem, co tym postem chciałam przekazać, no ale przynajmniej jest zgodny z tytułem, bo o niczym. I w końcu po kilku dniach mam znowu Internety :D

środa, 11 listopada 2015

Ale wiocha!


Na wsi jest fajnie. Wypady do lasu i nad rzekę. Nie brakuje pięknych widoków o każdej porze roku. Można napić się piwa na świeżym powietrzu i nikt się o to nie przypierdoli. Cisza, spokój, tym bardziej, że mieszkam przy najmniej ruchliwej drodze, więc problemy ze snem są rzadkością. Jakby tego było mało, ludzie nie plotkują na mój temat, bo prowadzę dość nudny żywot. Żyć nie umierać. Ale żeby nie było zbyt cukierkowato i ogólnie słitaśnie, trochę pouprawiam nasz ponoć sport narodowy - narzekanie. W końcu niczym się nie różnię od przeciętnego Kowalskiego.

Zacznę od dojazdów, które są po prostu chujowe. Ze szczególnym uwzględnieniem tych powrotnych. Co za debil wyjebał z rozkładu jedyny wczesnowieczorny autobus? Najlepsze, że figuruje w nim jak byk taki jeszcze późniejszy, po 22.00. Który tak naprawdę nie przyjeżdża, o czym miałam okazję się przekonać parę tygodni temu. Innymi słowy, muszę jakoś się wyrobić na tą cholerną 16.00. Czyli jak znajdę kolejną pracę, jej godziny prawdopodobnie nie zgrają się z najbliższym możliwym powrotem. Bo nie wyobrażam sobie ponownego wstawania o 4.00. Nawet teraz nie jestem w stanie załatwić wszystkiego w mieście do 16.00. Nienawidzę pośpiechu! I oczywiście udział w ewentualnym, interesującym mnie wydarzeniu kulturalnym odpada. Tak samo poznanie kogoś fajnego.

Mówi się, że na wsi mieszkańców łączy niesamowita więź. No chyba nie u nas. Jeśli faktycznie ludzie gdzieś się spotykają, nic mi o tym nie wiadomo. Ewentualnie wielu przez większość dnia zajmuje się swoimi sprawami. Albo tworzą jakieś zamknięte grupki niczym przeciętna klasa w gimbazjum. Nawet mi, dość skrajnej introwertyczce limit na przebywanie w samotności w końcu się wyczerpuje. Ale kogo to obchodzi...

Nie ma tu szpitala, więc jeśli coś ci się stanie, a nikogo nie ma w domu, masz przejebane. Brak też normalnej żywności, choć trochę przypominającej zdrową. W takim wypadku pozostaje Biedra oddalona o jakieś 5 km, ale nie w największy mróz.

Dobra, zaraz powiecie, że mam zrobić prawko i kupić auto, ale do tego jednak potrzeba predyspozycji...Dobra, nie truję już, bo pewnie zjebałam komuś dzień :D

środa, 4 listopada 2015

Całe to blogowanie


Prawie 6 lat. Kiedy to, kurna, zleciało? O ile spontaniczności nie można nazwać moim drugim imieniem (introwersja, bitch!), decyzja o rozpoczęciu przygody z blogowaniem właśnie taka była. Miałam niecałe 17 lat, rozjaśnione włosy i sraczkę we łbie. To był styczeń 2010. Adres pierwszego bloga po prostu wymiatał (tak, pamiętam go do dziś!) :
ewela-w-krainie-wariatow. blog.onet.pl
Tematyką była tak zwana dupa maryśka. Takie tam pitolenie o niczym, żadnych głębokich, egzystencjalnych rozważań i takich tam, które raczej nie obchodzą takiego najprzeciętniejszego w świecie Kowalskiego. Potem założyłam kilka podobnych blogów, i jeszcze jakiś inny, o Avril, wtedy mojej największej idolce (huehue), z którą materiały prasowe mam do dziś i za cholerę nie wiem, co z nimi zrobić. Chce ktoś?

Samą siebie przeszłam w lutym 2011. Blog pisany w wielkiej tajemnicy, bo przecież takowych są miliony i nikt niepowołany tu nie zajrzy. Pisałam o tym, jak to jestem nieszczęśliwie zakochana i jaki mam ból dupy, bo nie chodzę tak wystrojona jak te laski, które mijam w Focusie. I jaka jestem brzydka. Ale to niestety nie wszystko. Obnażyłam się z największych tajemnic. I pojechałam po paru osobach. I to wszystko jak najbardziej na trzeźwo. I chociaż chętnie wymazałabym te chwile z pamięci, to jednak z niektórych wpisów jest po prostu niezła beka. I dlatego czasem rzucam tu jakieś cytaty. Tam siedziałam najdłużej, więc trochę tego jest.

Aktualny blog, prowadzony prawie 2 lata. W jakim kierunku idzie ta moja pisanina? Ciężko powiedzieć. Z pewnością nie jest to już "mój drogi pamiętniczku", choć czasem dowiadujecie się paru rzeczy o mnie. Jednak nie jest tak osobiście jak kiedyś. To chyba kwestia doświadczenia, albo po prostu tak naturalnie to przyszło. Ciekawe, jak to będzie kiedyś...

sobota, 24 października 2015

Jestem po dwudziestce i nie mam życia


Permanentna samotność. Sytuacja, w której nikt nie chce się znaleźć. Tak, dotyczy to też skrajnych introwertyków, którzy po pewnym czasie wychodzą ze swojej pustelni. Bo jednak są jakieś granice nawet, jeśli twierdzisz, że w ogóle nie potrzebujesz ludzi.

Skończyłeś szkołę lub studia. I nagle okazuje się, że nie masz już znajomych. No, może czasem popiszesz przez chwilę z którymś z nich na Twarzoksiążce. Ale i to nie trwa wiecznie. Próbujesz umówić się na spotkanie. Okazuje się jednak, że tej osobie ciągle coś wypada. Dajesz sobie spokój. W końcu ludzie mają swoje życie, problemy, pracę, sporo nauki na studiach, być może zakładają rodziny. Potem dochodzisz do wniosku, że mają cię po prostu w dupie - jakby zależało im na kontakcie z tobą, pewnie odezwaliby się chociaż czasem pierwsi.
Z rodziną dobrze tylko na zdjęciu. Gdy próbujesz komuś z nich opowiedzieć o swoich problemach, słyszysz jakieś banalne rady typu "weź się w garść" lub "weź się za jakąś robotę, to problem zniknie".
Powiedzmy, że jeszcze się nie poddajesz. Myślisz, by skorzystać z różnych miejsc w Internetach, które podobno ułatwiają życie, także to towarzyskie. Zaczynasz więc siedzieć na różnych forach i portalach randkowych. Zakładasz też bloga. Po pewnym czasie okazuje się, że istnieją na tym świecie osoby, które cię rozumieją, bo mają lub miały podobne problemy. Całkiem możliwe, że łączy cię z kimś również gust muzyczny, czy filmowy, co wiąże się ze wspólnymi wypadami na koncerty i do kina. Jednak czar pryska, gdy okazuje się, że ten ktoś mieszka w odległości kilkuset kilometrów od ciebie.

Po iluś tam miesiącach/latach starań o posiadanie (ja pierniczę, co za słowo) chociaż jednej znajomej osoby, z którą możesz gdzieś wyjść, odpuszczasz. Zaszywasz się w domu. Wychodzisz z niego tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Wchodzisz na Twarzoksiążkę, gdzie widzisz różne zdjęcia z imprez, czy takich zwyczajnych spotkań i zastanawiasz się, czemu też tak nie możesz. Co z tobą jest nie tak? Przez pół dnia płaczesz. Drugie pół dnia usiłujesz zagłuszyć ból używkami. Coraz częściej masz myśli samobójcze. I gdy kończysz ze sobą, nagle na Twarzoksiążce pojawiają się pytania, dlaczego. Pojawia się lawina wirtualnych zniczy. A gdzie ci ludzie, do cholery, byli wcześniej?

piątek, 16 października 2015

Gdy sprawa się rypła, czyli "fejm"


Na dawnym blogu miałam w zwyczaju pisać za dużo. Nie tylko o sobie, lecz i o innych ludziach. Ze szczegółami opisywałam różne mocne rzeczy odnośnie sytuacji w domu i szkole. Poruszałam też tematy dotyczące np. tego, co działo się w kraju i na świecie, lecz postów tamtego rodzaju było zdecydowanie więcej. Oczywiście wszystko w wielkiej tajemnicy. No przecież nikomu nie podawałam adresu, a blogów są miliony, więc komu chciałoby się zadać sobie tyle trudu przy wyszukiwaniu? Ale jednak...Wystarczył jeden wpis źle zrozumiany przez pewną osobę i się zaczęło. Jednak nie uczyłam się na błędach, więc nic dziwnego, że kolejne zmiany nicków i adresów nic nie dały.
Aż w końcu, 2 lata temu chyba zaczęło coś do mnie docierać. Skończyłam dziecinną wojnę z hejterkami i na luzie prowadziłam dalej bloga. Prawdopodobnie zostałabym na nim, gdyby nie te problemy z Onetem.

Zaczęłam prowadzić tego bloga i było fajnie, miło, przybyło kilkoro nowych czytelników...Innymi słowy sielanka do porzygu. Pewnego dnia coś mnie podkusiło, by dołączyć do największej twarzoksiążkowej grupy zrzeszającej polskich blogerów. I zaczęłam spam linkiem. I jeszcze raz, i jeszcze... I nagle przyszedł post z pytaniem od pewnej blogerki w stylu "Czy moi znajomi widzą posty na tej grupie?" Odpowiedź była twierdząca. Tak, ta grupa była wtedy publiczna i to przeoczyłam. Ogarnięcie dziesięć! I nagle dotarło do mnie, że prawdopodobnie WSZYSCY mają ten cholerny adres bloga. Początkowo była mi tak jakoś dziwnie, gdy to sobie uzmysłowiłam, jednak po ochłonięciu uznałam, że pieprzę to. Może tu wchodzić cały powiat piotrkowski, a nawet cały świat.

Koniec historii jest taki, że aktualnie link do tego bloga widnieje na każdym portalu, na którym się udzielam, a nawet od kilku miesięcy prowadzę stronę na Twarzoksiążce. Kiedyś ją rozkręcę. A, i nie ma żadnych hejtów. Bo takie nudne rzeczy piszę :D

niedziela, 11 października 2015

Liebster Blog Award, cz. 4



Wow, chyba rok się w to nie bawiłam. A że lubię odpowiadać na przeróżne pytania, podziękowania idą do Zielonej Małpy. Zasad nie muszę przypominać, bo przez tyle lat chyba każdy z Was się z czymś takim zetknął. Ale zamiast jakiegoś pierdolenia miały być odpowiedzi.

1. Jakie miasto jest Twoim zdaniem najpiękniejsze?
Rzadko ruszam się bardzo daleko od domu, ale stawiam na Kraków.

Co zazwyczaj robisz w deszczowe dni?
To zależy. Na ogół słucham muzyki, czytam książki, marnuję czas w Internetach, albo po prostu śpię.

3. Dlaczego lubisz blogowanie (jeśli lubisz, różnie bywa)?
Lubię. A dlaczego? Bo pisanie jest dla mnie jak oddychanie, więc prędzej czy później i tak zaczęłabym przygodę z blogosferą. Bo widzę, jak ludzie reagują na moje słowa i dobrze jest wiedzieć, czy komuś się one podobają, czy też ktoś uważa, że ciągle pieprzę o jednym i tym samym. Albo w postach odnajdują cząstkę siebie. W ogóle blogosfera to taka namiastka rodziny, możemy się nawzajem wspierać i to jest wspaniałe.

4. Kawa z mlekiem czy bez? Z cukrem czy bez?
Z mlekiem i bez cukru.

5. Bez czego nie ruszasz się z domu?
Bez telefonu, słuchawek, szczotki do włosów, tuszu do rzęs, błyszczyka, portfela (chociaż z zawartością kilku dych), perfum i może jeszcze jakiejś książki (bo się łudzę, że poczytam w autobusie, a wychodzi jak zwykle :D)

6. Gdzie chcesz być za 10 lat?
Na pewno nie tu, gdzie teraz.

7. Jaka jest Twoja absolutnie ulubiona potrawa?
Pierogi z kapustą i grzybami! <3

8. Gdybyś mogła stać się mistrzem w jednej dziedzinie, to jaką dziedzinę byś wybrała?
W jednej? Jest kilka takich, za które bym się porządnie zabrała. Ale jeśli już mam wybierać, to dobrze byłoby podszkolić się w zarządzaniu czasem, żeby starczyło go zarówno na obowiązki, jak i przyjemności. I żebym nie odkładała danej czynności na ostatnią chwilę, bo wtedy jest stres i wkurwienie. Taka tam utopia :D

9. Jesteś introwertykiem czy ekstrawertykiem?
Introwertykiem.

10. Jakiej muzyki lubisz słuchać, gdy jest Ci smutno?
To zależy. Albo czegoś potwornie dołującego, albo szybkich rockowych lub metalowych kawałków. Zdarza się też, że puszczę coś kiczowatego :D

11. Jakich rzeczy nie jadasz?
Jajek, majonezu, cukierków czekoladowych i pewnie coś jeszcze się znajdzie, ale nie pamiętam :D

Tradycyjnie nikogo nie nominuję, ale jak chcecie, możecie odpowiedzieć na pytania z notki :)

wtorek, 6 października 2015

No to do dzieła!


Zacznę może od tego, po co piszę tego posta (ten post?). Piszę, bo akurat taki mam kaprys. Piszę, bo mam, kurwa, dość tego, że tak zaniedbuję ten swój mały zakątek Internetów. Że zaniedbuję Was. Czas przypomnieć sobie, jak się pisze zajebiste posty. Chociaż żeby dla mnie takie były. Bo dawno nie napisałam czegoś, z czego byłabym naprawdę zadowolona. Akurat mam w chuj czasu, bo odchorowuję staż. Zamierzam znów łapać szybko ulatujące słowa i przelać je na bloga, o ile to tylko możliwe. Bo jak na introwertyczkę przystało, mam po prostu sraczkę myśli i to w niekoniecznie odpowiednich momentach. Znaleźć jakieś spokojne miejsce, odprężyć się i po prostu pisać. To zamierzam. Albo pisać w nocy, gdy na sto procent nie przeszkodzi mi nikt i nic. Jeśli nic nie przyjdzie mi do głowy, przeczekam to. Ale i tak na wszelki wypadek zawsze będę miała przy sobie chociaż kartkę papieru. Chcę poczuć tą dawną magię. Chcę zobaczyć komentarze typu "mam tak samo", czy też zawierające konstruktywną krytykę.

Innymi słowy, bez dodatkowej porcji zbędnego pierdolenia, wracam do gry.

wtorek, 29 września 2015

Lekcja życia, cz. 2

Dalsza część moich "przygód" w DPS - ie. Coś o stażu, który niedawno się skończył. I dobrze.

Po skończeniu dwutygodniowego kursu zawodowego było jeszcze trochę zajęć, kilka dni przerwy, a potem zaczęła się harówa. No dobra, nie tak od razu. Pierwszy szok? Praca od 6 rano, co wiązało się ze wstawaniem o 4. Kolejne zaskoczenie? Okazało się, że nie zaczynamy pracy od razu i przez jakieś pół godziny możemy spokojnie zjeść śniadanie. No dobra, było tak w pierwszych dniach. Później trzeba było latać do pokoju mieszkańca, który włączył alarm, więc pierwszy posiłek już nie był na spokojnie. Oczywiście alarmy zdarzały się również w innych porach. Ależ mnie one wkurwiały!

Najpierw był tzw. obchód. Zmiana pościeli, pampersów,ubieranie, mycie mieszkańców, naczyń. A, i jeszcze kładło się brudne ubrania do toreb, które tak jak brudną pościel wrzucało się do wózka, z którym jechało się windą na parter (my byliśmy na II piętrze) do pralni.

Potem śniadanie i karmienie kilku mieszkańców. Roznoszenie jedzenia i picia po pokojach. I przerwa.

Potem kąpiele i kolejna zmiana pościeli. I kolejna przerwa.

Obiad, karmienie, i do pralni po torby z czystymi ciuchami. Roznoszenie ich po pokojach. Układanie w szafach. Zbieranie talerzy po obiedzie. Zmiana pampersów.

Dawno doszłam do wniosku, że ten zawód to nie opiekun, tylko ekspert ds. wszystkiego i wszystkich. Dosłownie. Kto kluczyk od szafy ma na półce? A kto pije gorzką herbatę, a kto słodką? Kto je zupę mleczną? U kogo po stoliku chodzą mrówki? Kto lubi uciekać z drugiego piętra? Kto sam przynosi talerz po posiłku? Kogo trzeba pilnować, by połknął tabletki? Tego oczywiście było duuużo więcej.

Niby były przerwy, ale w tym czasie zdarzał się alarm. Ciągły pośpiech, hałas. Praktycznie brak możliwości pobycia choć przez parę nieszczęsnych minut w samotności. I gdy myśli się, że o budynku i jego mieszkańcach wie się już wszystko, nawet po kilku miesiącach może nastąpić jakaś niespodzianka.
Ale było też trochę pozytywów. Na pewno dobrze zapamiętam wielu pracowników i niektórych mieszkańców. I nauczyłam się wielu rzeczy, które być może kiedyś mi się przydadzą w życiu. Wiem jednak też, że to zdecydowanie nie jest praca dla mnie. Trzeba naprawdę mieć sporo siły psychicznej, cierpliwości, empatii i w ogóle powołania do tej pracy. I być chyba jakimś skrajnym ekstrawertykiem :D Dobrze, że od niedawna to już historia.

Napisałabym coś więcej, lecz to raczej niezbyt pasuje do publicznego bloga. O tym, co tam się odpierdalało dałoby się napisać gruuubą powieść :)

czwartek, 17 września 2015

Lekcja życia

Jak powszechnie wiadomo, nie mam w zwyczaju aż takiego obnażania się w Internetach, a ten adres na dzień dzisiejszy mają już chyba WSZYSCY, ale pieprzyć to! Także opowiem Wam swoją historię tak bardzo pasującą do mojej skromnej osoby jak glany do disco polo. Ale jak już się w to wpakowałam, to co zrobisz? Nic nie zrobisz.

Ten cały cyrk zaczął się w jednym z ostatnich dni września ubiegłego roku. Akurat rozmawiałam z pedagożką z mojego byłego ogólniaka, która pracuje również jako doradca zawodowy. Zadzwoniła do OHP w sprawie kursów zawodowych, zanotowała potrzebne informacje i podała mi kartkę z adresem, pod którym miałam niedługo się stawić. Jednak dotarłam tam dopiero kilka dni później. Okazało się, że chodzi o projekt unijny. Musiałam wypełnić jakieś papiery, które można było o kant dupy potłuc, ale dowiedziałam się o tym dopiero później. Wiecie, niby wybór zajęć, na które miałam chodzić oraz kursu zawodowego, po którym miał być staż. Zostałam wpisana na listę osób ze starszej grupy. Wkrótce dostaliśmy plan zajęć na najbliższe dni i się zaczęły różne takie z doradcą zawodowym, psychologiem, prawnikiem...Pomiędzy nimi zdarzało się nawet kilka tygodni przerwy. Tak czy owak, chwilę po moich urodzinach przyszedł ten cholerny SMS od koordynatorki projektu.

Początkowe zaskoczenie ustąpiło miejsca wkurwieniu. Z SMS - a wynikało, że idę na kurs opiekuna osób starszych i niepełnosprawnych do domu pomocy społecznej. I ponoć to ze mną było uzgadniane. No chyba z jakimś moim klonem! Ja i coś takiego? Nie było na pierwszy rzut oka widać, że się do czegoś takiego kompletnie nie nadaję? Ale babka stwierdziła, że jak najbardziej się nadaję.

No to zaczął się ten cholerny dwutygodniowy kurs. Przez pierwsze kilka dni spóźniałam się, bo ciągle wsiadałam w złe emzetki. Ale Ok. Starałam się uważnie słuchać tego, co miała do powiedzenia dyrektorka DPS - u, ale nie było to nic odnośnie tego, co będziemy tutaj robić, raczej ja, dwie koleżanki i kolega dowiedzieliśmy się co nieco o życiu mieszkańców. Ale Ok. Dopiero od jednej pani przykutej do łóżka, częściowo ślepej, ale i ogarniętej szło dowiedzieć się, na czym polega praca opiekuna. Trochę tego jest. Ale Ok. Potem okazało się, że na kursie możemy się do woli opierniczać i tylko obserwować pracę opiekunów, ale jeśli chcemy, możemy w pewnym momencie się do nich przyłączyć. Ale Ok. Wyszło na to, że nawet jeśli coś robiliśmy, i tak mieliśmy długie przerwy, które najczęściej spędziliśmy w kawiarni na parterze. I jaki był zaciesz, gdy można było skorzystać z Wi - Fi :D Co robiliśmy na kursie? Pomagaliśmy przy kąpielach, układaliśmy ciuchy w szafach, rozlewaliśmy herbatę, karmiliśmy mieszkańców, rozmawialiśmy z nimi...Raz nawet trafiliśmy na ich śpiewy. Nazywa się to muzykoterapią. Innymi słowy lajcik w porównaniu z tym, co robiło się na stażu. Nigdy nie zapomnę szczerych rozmów z kolegą, który również jest introwertykiem, ale jakoś nie było tego po nim widać. W ogóle w naszej małej grupce prowadziło się fajne rozmowy. Kolega wymiksował się ze stażu, by dokończyć studia. Wiedział, co robi :D

Opowiedziałabym o stażu, ale to już w następnym poście. I zastanawiam się, czy nie napisałam zbyt wiele. Ale pieprzyć to! :D

sobota, 5 września 2015

Z życia dojrzałej, nastoletniej blogerki, cz. 3


Ja pierdolę. Po raz kolejny czytam różne wpisy z prehistorycznych czasów blogowania i znów jestem w szoku, że takie coś nabazgroliłam właśnie ja. Masakra i ubaw w jednym.


Szczerze? Nie dbam o statystykę. To nawet śmieszne, jak ktoś o nią dba, jak nic się dla niego nie liczy, tylko ta statystyka... A potem ten dreszcz podniecenia, gdy pojawił się pierwszy komentarz :D

Tu będą moje przemyślenia, a nie "dupa maryna" Czyli coś nadzwyczajnego? Jestem taka zajebista, ponad wszystkich blogerów :D

I postaram się nie przeklinać Prędzej przebiegniesz maraton :D

I wciąż zadaję sobie pytanie: kto nie pali? Myśl dorównująca rozkminom filozofów :D

Nie chcę podporządkowywać się żadnym regułom. Czyli będziesz zabijać i kraść? Bunt poziom ekspert :D

Może nie jest to spektakularny powrót na bloga, ale lepszy rydz niż nic :D Wkrótce "wpis życia", więc będę musiała baaardzo uważać na to, co piszę, bo ogólnie będę szczera. A nie, te dwie rzeczy się przynajmniej częściowo wykluczają, ale jakoś to będzie. I kiedyś tam rzucę kolejnymi cytatami. A, i gdzieś tam u góry jest link do blogowej Twarzoksiążki (szalona ja!). Możecie wchodzić, a nawet lajkować, nie mam nic przeciwko temu :D W tle jakże oryginalne (huehue) zdjęcie kota. A teraz zaglądam do Was.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Kim na pewno NIE będę?


Oczywiście zaraz odezwą się głosy, że przesadziłam z tym "przewidywaniem" przyszłości, bo istnieje spore prawdopodobieństwo, że jeszcze czeka mnie kilka lat życia na tym nieszczęsnym świecie i pewne poglądy mogą ulec zmianie. Ale co tam, zaryzykuję. No to nie będę:

1) Pseudoznawczynią psychologii/psychiatrii/chujwieczego twierdzącą, że na depresję od razu pomoże praca, na fobię społeczną wyjście do ludzi, a introwertycy są upośledzeni społecznie.

2) "Hej, kochaniutka, co słychać? (nie czekając na odpowiedź). A wiesz, że Marek niedawno się ochajtał? No wiesz, ten brat Zdzicha, który wraz z żoną prowadzi ten sklep w Wypizdowie Małym. W ogóle widziałaś tą kobitę? No jakie ma krzywe nogi! Na chuj jej te spódnice przed kolano?"

3) Osobą pewną siebie, trochę sukowatą, która w odpowiednim momencie jest w stanie walnąć ciętą ripostę. I nigdy nie waha się sięgnąć po to, czego pragnie.

4) Kimś inteligentnym. Z tym się trzeba urodzić niestety.

5) Wypindrzoną laską myślącą non stop o wyglądzie i podrywaniu facetów. No i najbliższym melanżu. I niczym poza tym.

6) Kimś, kto ma na wszystko i wszystkich wyjebane.

7) Ofiarą mody.

8) Anonimową hejterką. Bo cóż takiego zrobił mi np. Bieber? :D

9) Kimś, kto ma z kim wyjść w sobotę na spacer.

10) Kimś ciekawym.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Parę faktów o mnie, cz. 5

Dobra, tak raz jestem, raz mnie nie ma, czas trochę rozruszyć tego nieszczęsnego bloga. Taka tam rozgrzewka przed nieco normalniejszymi (huehue) wpisami, w tym takim, który rozpierdoli blogosferę. Albo raczej rozpętam nim niezłą aferę, więc będę musiała baaardzo uważać na to, co piszę. No to przed Wami kolejna porcja faktów o mojej skromnej osobie :D

Nienawidzę kupowania butów.

Uwielbiam koty.

Chcę wprowadzić do szafy więcej kolorów? I tak kupię coś czarnego.

Nie ogarniam fenomenu Gangu Albanii, czy jak to coś się nazywa.

Decyzję o tym, w co się ubrać podejmuję w kilka sekund.

Nie mam nic do chłopaków z zabawnymi grzywkami, chodzących w rurkach.

Nienawidzę wstawania o 4 rano.

Jedni ustawiali się w kolejce po urodę, inni po intelekt, a ja nigdzie nie pasuję :D

Lubię śpiewać, ale nie publicznie :)

Nie mam życia towarzyskiego.

Nie lubię się opalać.

A oto moja facjata:


piątek, 31 lipca 2015

Nie czytasz książek - jesteś debilem?


Podobno ten, kto sięga po książki, ma prawo wystąpić w roli naczelnego hejtera, o ile spotka się z osobnikiem nieczytającym. Bo co on wie o życiu? Pewnie jest tępym burakiem z jakiegoś Bździnowa Małego, który ledwo liczy do stu, słucha disco polo, myśli jedynie o dbaniu o wygląd oraz imprezach, na których zalicza kolejne ciacha/lachony i bierze udział w zawodach w chlaniu do oporu. I nigdy nie ma własnego zdania. Zawsze robi to, co wszyscy.
Jak jest naprawdę?

Możliwe, że znajdą się osoby jak ulał pasujące do powyższego stereotypu, ale nie uwierzę, że dotyczy to wszystkich nieczytających.
Może nie mają już tyle czasu, co kiedyś? Nie oszukujmy się, w tym kraju nie jest różowo i ludzie nieustannie walczą o byt. A może mają zwyczajnie inne zainteresowania? Albo przez szkolne lektury zrazili się do czytania? A w ogóle skąd pewność, że na sto procent nic innego nie czytają? Może sięgają po ebooki, czy zaglądają na ciekawe fora? A może gdzieś w zakątkach Internetów znajdują artykuł, który daje im do myślenia?

Żeby nie było, jak najbardziej zachęcam do sięgania po książki. Nawet może być ten epicki, wybitny bestseller z głębokim przesłaniem pt. "Pisiąt twarzy Greya". Przynajmniej można nauczyć się poprawnej pisowni jakiegoś słowa. I rozrywka czasem też jest potrzebna :)

PS. Od jakiegoś czasu istnieje sobie gdzieś blogowa Twarzoksiążka. Link gdzieś tam na górze. Jeszcze ją rozkręcę i będzie śmiechowo :D

niedziela, 26 lipca 2015

Powrót blogerki marnotrawnej


Hejeszki! No to wróciłam w końcu po rekordowo długiej przerwie. Tak, ta zła Blacky, która nie zaszczyciła swoich blogowych znajomych choćby jednym komentarzem, czy też innym znakiem bytności na tym dziwnym świecie.

W tym miejscu miał być porządny post na temat tak bardzo na czasie i w ogóle. Stwierdziłam jednak, że muszę go wypieprzyć, bo powstał tylko niepotrzebny bełkot, kompletnie bez ładu i składu. Póki co wspomniany temat idzie do rezerwowych, czekających na kontynuację za kiedyś tam.

W tym czasie nie zdarzyło się u mnie nic godnego opowieści. Jedynie zakupiłam w cholerę książek i znowu przefarbowałam włosy. Tym razem jest ciemny brąz, a miało wyjść coś znacznie innego. Ale nie jest źle :)

Spodziewajcie się sporej dawki dziwnych postów :)

niedziela, 28 czerwca 2015

Jak ja wyglądam! Ratunku!


Chyba najbardziej osobisty wpis na tym blogu, ale co tam! Mam pierdyliard poważnych problemów, o których z wiadomych powodów tutaj nie wspomnę, ale przecież mogą znaleźć się kolejne, pozornie dość błahe. A może jednak faktycznie takie są? Tak czy owak dzisiaj będzie o tym, co zdecydowanie najgorzej mi wychodzi. No dobra, przesadziłam, ale na pewno to coś znajdzie się w czołówce rzeczy, które jestem w stanie spieprzyć. O co tym razem się rozchodzi? O wygląd, moi drodzy.

Jakim cudem tamte dziewczyny są w stanie nie tylko się umyć, ale też mieć świetny makijaż, idealnie zrobione paznokcie i ciuchy też nie jakieś przypadkowe? I włosy zawsze idealne, uczesane i bez żadnych odrostów. Okej, niby nie ma ludzi idealnych (może nawalają w czym innym?), ale nie mam na myśli tych dziuniek z Instagrama, których zdjęcia są mocno podrasowane, tylko realne osoby, z którymi na codzień stykam się w pracy, albo ot tak na ulicy, czy w galerii handlowej.

Ok, zawsze mam czyste włosy. Ale ileż to razy były potargane! I do niedawna od dłuuugiego czasu straszyły kilometrowymi odrostami.
Cery też nie mam najlepszej. Dieta i kosmetyki nic nie pomogły. Ale jakoś nie starcza mi czasu na to, by użyć chociaż pudru. A właściwie gdzieś mi zginął w tym bałaganie. W biegu wytuszuję rzęsy i to by było na tyle.
Ciuchy? Zależy, co tam się nawinie, byle były czyste.

Ale w sumie od niedawna nie jest aż tak źle. W końcu kupiłam spodnie, które nie spadają mi z tyłka i wiem, że przyda się też parę innych rzeczy. Nie chodzi o to, by były wielce modne, bo z 80 % takowych ciuchów mi się nie podoba.

Co do wcześniej wspomnianych ludzi - skoro oni dają radę, to czemu mi ma się nie udać? Jednak nie zamierzam non stop skupiać się na wyglądzie. Bo kiedy znajdę czas na ciekawą książkę?
Zresztą...Jeśli skończy się mój żywot singielki, to ukochany pewnego dnia też zobaczy mnie bez mejkapu i może nawet z przetłuszczonymi włosami :)

niedziela, 7 czerwca 2015

Może jakieś zmiany?


Jak widzicie, wróciłam na bloga. Nie wiem, po raz który już to piszę i pewnie macie dość. Tak czy owak uznałam, że w końcu muszą nastąpić jakieś zmiany, bo inaczej idzie ześwirować. To typowe dla introwertyka, prawda?

Zaczęłam od porządków na głowie, tzn. przefarbowałam włosy, które na chwilę obecną wyglądają mniej więcej tak:



Wiadomo, to tylko szamponetki trzymające się parę tygodni, ale co tam. Nie zamierzam wykańczać włosów, bo szkoda by było znacznie je skracać.

Normalnie odkryłam Amerykę twierdząc, że za mało śpię, przez co codziennie chodzę jak zombie, nic mi się nie chce, nie myślę. Czas to zmienić. Może wtedy po powrocie z pracy nie będę od razu zasypiała i znajdę czas na chociaż część z tych rzeczy, które sprawiają mi radość. W przeciwieństwie do wspomnianej pracy, no właściwie stażu.

Za dużo siedzę w Internetach. To musi się zmienić. W weekendy można zrobić tyle pożytecznych rzeczy, a tak szybko mijają. A gdzie je spędziłam? No na Instagramie!

A, i jeszcze zapomniałam o książkach, które czekają na przeczytanie. A konkretnie 15 sztuk! Chyba powoli się uwsteczniam i będę godnie reprezentowała nasz kochany ciemnogród...

O ile starczy mi czasu, przejrzę zaraz kilka blogów.

niedziela, 24 maja 2015

Wujek Google, cz. 3


Brak weny jest naprawdę dobijający. Chociaż w sumie mam ostatnio o czym pisać, nie jestem pewna, czy ten blog jest idealnym miejscem do akurat takich rozważań. Póki co łapcie najlepsze hasła, które ludzie wpisali w Googlach. Enjoy! :D

wygladam jak gimbus
Ciesz się! :D

ludzie ktorzy maja wkurwiajaca gadke
Jaaa! :D

myślenie starszych ludzi to ciemnogród
Niektórych owszem :)

pamiętnik został spalony blog
True story :(

A na koniec prawdziwy hit:
jeb jeb disco polo lata 90

Także jest wesoło :D

sobota, 9 maja 2015

Przydałby się wehikuł czasu


Czasem przydałaby mi się przerwa od myślenia i analizowania czego tylko się da. Po raz pierdyliardowy w życiu rozmyślam o przeszłości, której przecież nie zmienię, ale wydaje mi się, że fajnie byłoby tak się cofnąć o te kilka, czy kilkanaście lat, jednocześnie posiadając tą wiedzę o sobie, co obecnie.

Nie dałabym sobie wmówić, że coś ze mną jest nie tak, bo nie mam ochoty przez większość dnia gadać z rówieśnikami o dupie marynie, czy chodzić na imprezy (a ponoć młodość jest od tego, by się bawić). Nie próbowałabym na siłę być głośna i dążyć do popularności, bo wiedziałabym, że to nie moja działka.
Nie miałabym do dziś takiej traumy po gimnazjum, bo znaczna część szkoły (!) znalazłaby sobie innego kozła ofiarnego. Bo nie pozwoliłabym, żeby tak mnie traktowano. Bywało, że nawet nie zauważałam, jak ktoś bawił się moim kosztem. Nie próbowałabym udowadniać pewnym osobom, że nie jestem taka, za jaką mnie mają (czyt. głupia, nieogarnięta, leniwa, upośledzona...). Nie dałabym się zaciągnąć do psychologów, którzy sprawiali wrażenie, jakby sami potrzebowali specjalistycznej pomocy. W ogóle większość moich ówczesnych problemów by nie istniała.

Teraz mogłabym w sumie śmiać się z tego wszystkiego, ale to jednak wciąż gdzieś we mnie tkwi i co jakiś czas daje o sobie znać. Nie da się tego jakoś zablokować?

Miał być comeback w wielkim stylu (huehue), ale tradycyjnie nie wyszło :D No to teraz sprawdzę, co tam u Was :)

niedziela, 26 kwietnia 2015

Kult głupoty


Żyjemy w czasach, kiedy to nie zawsze wymaga się od nas myślenia. Czasem wręcz nie jest ono wskazane. Tak, znowu ta śpiewka o dostosowaniu się do reszty społeczeństwa, jakkolwiek głupie i puste by ono nie było. Ale nie będzie pitolenia o introwertykach i ekstrawertykach, że ci pierwsi są super inteligentni, a ci drudzy w ogóle nie używają mózgu, bo takie szufladkowanie jest nieco krzywdzące. No dobra, ale o czym to ja...A, już wiem.

Taka sytuacja. Spotkanie w gronie rodziny lub znajomych. Przyjmijmy, że nie masz w zwyczaju chwalić się swoją wiedzą. Tak sobie siedzicie i gadacie. Nagle ot tak wyrywa ci się jakieś trudne słowo, którego twoi towarzysze doli i niedoli nigdy nie używają. Ewentualnie faktycznie chcesz opowiedzieć o czymś, czego się dowiedziałeś, a wydaje ci się ciekawe. Zaraz słyszysz teksty typu "Patrzcie, wyczytał coś w internecie i mądrego udaje", albo "Nie czytaj takich książek". Jakby chęć do zdobywania wiedzy była czymś złym.

Popularność reality show "Warsaw Whore" (czy jak to tam się nazywa). Zaglądanie pięćset razy na Kwejka i Pudelka. Czytanie Cosmopolitana. Jaranie się każdym aktualnie modnym ciuchem i każdym popularnym zespołem/piosenkarzem. Durny śmiech z chuj wie czego. Żadnego zadawania pytań. Myślenie jak większość. Dokonywanie takich życiowych wyborów jak większość. Żadnych przemyśleń odnośnie egzystencji, bo po co? Przecież zawsze będziemy piękni i młodzi, i będziemy żyli wiecznie.

Wiadomo, osoby urodzone w I połowie lat 90. i wcześniej nie miały zbytnio wyboru i od urodzenia stykały się głównie z tym, co powszechnie dostępne, no i ogólnie poddawały się powszechnemu praniu mózgu, choć oczywiście zdarzały się wyjątki. I do dziś walczą z tym, co im wpajano, o ile w pewnym momencie się obudzili. Teraz jednak każdy nastolatek może sobie siedzieć w Internetach i odkryć coś nowego. Jakiś ciekawy zespół, którego piosenek nie puszczają w Esce. Forum, na którym wypowiadają się mądrzy ludzie. Książkę, która nie była bestsellerem, ale niekoniecznie musi być gorsza. W sumie można tak wymieniać do rana. Czy komuś chce się szukać, wysilać? Mi się zachciało.

Tak, te teksty na początku są żywcem wyjęte z mojego życia.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Jedyny słuszny sposób na życie


Istnieją ludzie, którzy żyją według określonego schematu "bo tak", "bo tak się utarło", "bo nie może być inaczej". Ok, jak tak wolą...Są też tacy, co choć trochę wyłamują się z niego. I nieźle obrywa im się od tych pierwszych. Muszą wysłuchiwać zbędnego pierdolenia.

Nie chcesz mieć dzieci? Kiedyś na sto procent zmienisz zdanie. Każdy w końcu chce. A dotychczas myślałam, że co niektórzy wolą się wyspać, podróżować, imprezować, poczytać książkę, obejrzeć serial, wydawać zarobione pieniądze na własne przyjemności (niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać)... Całe życie w kłamstwie.

20, a może i 18 lat to idealny wiek do tego, by na dobre porzucić spodnie z dziurami, tiszerty z nadrukami, ćwieki, glany i wiele innych dziwnych rzeczy.
I w ogóle nie można się wyróżniać wyglądem, bo dawno nie masz 15 lat.
A gdy niby nam to wypadało, i tak rodzice pilnowali, by ciuchy były zwyczajne, no i zero mejkapu. I żadnych czerwonych włosów. Haha.

Trzeba się dobrze uczyć. Potem na bank będzie dobra praca i kupa kasy.
A sprzątaczki i kasjerki w Biedrze z wyższym wykształceniem z kosmosu przyleciały, prawda? :)

Trzeba być takim jak wszyscy. Np. ta stara śpiewka o przymusowym graniu ekstrawertyka, imprezowaniu, gadaniu o dupie marynie, byleby tylko cicho nie było...

Nie warto się tym zbytnio przejmować, wkurwiać. Każdy ma prawo do robienia tego, co chce ze swoim życiem. To ludzie mają problem, jeśli nie są w stanie tego zaakceptować, a nie my. Nie robimy przecież niczego złego, tylko to, co uważamy za słuszne. Będę to chyba powtarzać do znudzenia: pieprzyć ciemnogród!

Jak widzicie, wróciłam. Wstawanie od poniedziałku do piątku o 4 rano i staż zdecydowanie mnie wykańcza, więc po powrocie od razu kładę się do łóżka i kolejne wpisy nie powstają. Ale póki co nie kończę z blogiem :)

niedziela, 29 marca 2015

Blogowe dylematy


Ostatnio coś mało udzielam się w blogosferze. Doby nie da się przedłużyć, ale z racji tego, że weekend się jeszcze nie skończył, postaram się do Was wpaść.
Podobnie jak wielu innych blogerów zastanawiam się nad tym, co począć z tym swoim kawałkiem Internetów.

Pozwoliłam na to, by cały świat tu wchodził. Czasem zastanawiam się, czy nie był to błąd. Jednak póki co nie napisałam tu czegoś, co poskutkowałoby jakimiś przykrymi konsekwencjami w przyszłości. Ale ogólnie jest szczerze, bo po co ściemniać? Zresztą pisanie dla wszystkich ma też pewną zaletę: mogę coś komuś uświadomić.

Pisać na siłę, bo dawno nowego wpisu nie było, czy odczekać? Wybieram czekanie i oczywiście zapisywanie pomysłów jakie mi wpadną do głowy. Przecież ci prawdziwi czytelnicy pewnie cierpliwie poczekają na mój powrót. Nic na siłę. Ale na wszelki wypadek w różne miejsca zabieram ze sobą zeszyt.

Czy nie jest tu zbyt monotematycznie? Może. Ale kolejny wpis na dany temat jest po prostu kontynuacją poprzedniego, a nie jego kopią, także dobrze jest.

Jakieś zmiany na blogu? Na razie nie, choć nie wiadomo, co mi tam odwali w przyszłości :)

A może tak dać sobie spokój z tym pierniczeniem o dupie marynie? Never!

niedziela, 22 marca 2015

Wujek Google, cz. 2


Ludzie znowu wykazali się niesamowitą pomysłowością odnośnie pytań kierowanych do wujka Google. Oto i one:

black is fucking blo.de
A to, co wyskakuje po wpisaniu tego hasła jako pierwsze...No comment :D

fuckin.plogspot.com
:D

pepek swiata ktos czytal
Nie czytał.

blog kryzys mam
Witaj w klubie :D

kata2 sindiran buat orang sombong
Przetłumaczy ktoś? :D

co 12 latka moze pisać na blogu
O tym, że życie jest takie ciężkie, bo jutro klasówka z "pszyry" :D

No to sprawdzam, czy coś nowego nie wyskoczyło :D

niedziela, 15 marca 2015

Skąd się bierze ta zaraza?


Tyle narzekałam do tej pory na ciemnogród, że pewnie już tym rzygacie. Tym postem nie odkryję Ameryki, ale co tam. Skąd to cholerstwo w ogóle się bierze?

Cała historia zaczyna się w domu rodzinnym. Wiadomo, małe dziecko łatwo jest odmóżdżyć, bo jeszcze wielu rzeczy nie ogarnia. Siedzi sobie taki osobnik przed TV, czy też w Internetach i widzi tam debili, czy też ludzi grających takowych. Uznaje, że też musi taki być. Jara się każdą reklamą, każdym reality show i tańcem z celebrytami. Chętnie sięga po tabloidy, siedzi na Pudelku. Słucha tylko popularnej stacji radiowej. Rodzice nic nie zauważają, ewentualnie wręcz zachęcają dziecko do wspólnego oglądania kolejnego show. Albo podrzucają mu kolejne tabloidy. Na tym sprawa się jednak nie kończy.

Podczas wspólnych posiłków, czy takich tam luźnych rozmów można dowiedzieć się ciekawych i pouczających rzeczy. A dziecko wchłania tą "wiedzę" jak gąbka. I to przez wiele lat. Dowiaduje się, że rudzi są wredni, bruneci fałszywi, a blondynki, które lubią róż, są puste. Ktoś ma od cholery kolczyków w różnych miejscach, lubi czerń i ostrą muzykę? Z pewnością jest jakimś nawiedzonym satanistą. Seks jest czymś świńskim, obrzydliwym. Chodzenie do kościoła sprawi, że będzie się dobrym człowiekiem. Nie można się wyróżniać. Było się tylko raz u kogoś w domu? Nieważne, i tak wie się wszystko o tej osobie. Trzeba realizować jedyny słuszny plan na życie. Nie chcesz mieć dzieci? Tylko tak mówisz, każdy w końcu chce.

Te i wiele innych rewelacji robią dzieciakowi niezłą siekę z mózgu. Idzie sobie taki osobnik do szkoły, a tam jest niemalże to samo. Widzi modnie ubranych, pierniczących o dupie marynie rówieśników, którzy chwalą się, czego to nie robili na ostatnim melanżu. Uznaje, że musi się dopasować do grupy, bo inaczej ta go zniszczy. Możliwe też, że szuka kozła ofiarnego, bo jak ktoś śmie się wyróżniać? Niektórzy nauczyciele wcale nie są lepsi. Widzą, że ktoś rzadziej rozmawia z ludźmi niż reszta, czy jest bardzo wrażliwy? Najlepiej jest wezwać rodziców, niech zrobią z dzieckiem porządek. Albo krzyczą, bo jak można było narysować coś o milimetr za krzywo. Albo w wypracowaniu użyć słów potocznych.
Toż to zbrodnia!

Dzieciak kiedyś dorośnie i to, czego się nauczył, przekaże następnemu pokoleniu. I wyrosną kolejni idioci. Ale może być też inaczej. Być może jako nastolatek, czy młody dorosły (przynajmniej formalnie) zacznie coś ogarniać. Dotrze w końcu do niego, że nie musi być jak wszyscy. Zdziwi się, skąd akurat takie ciuchy w szafie i taka muzyka w iPodzie. Przecież tak naprawdę go to nie kręci. A rodzice te swoje teksty mogą sobie wsadzić w cztery litery. Oczywiście będą wielce zszokowani tą metamorfozą. Prośbami, groźbami, czy szantażami będą usiłowali go do zmiany ciuchów, czy poglądów, bo robi im taki wstyd przy ludziach. I w ogóle jak można w tym wieku nosić glany? Już dwudziestka na karku i czas spoważnieć.
Znajomi? Ich grono pewnie się zmniejszy, gdy w końcu się ukaże w swojej prawdziwej postaci. Być może uzna nawet, że nie ma z nimi zbyt wiele wspólnego i znajdzie sobie inne towarzystwo. Może też od kogoś usłyszy propozycję "korków z dostosowania się do społeczeństwa" (autentyk!), bo tak to nie przetrwa w dzisiejszym świecie.

Myślenia ludzi się nie zmieni, ale możemy zmienić swoje podejście do życia, świata. Mamy też prawo do bycia sobą, choćby cały świat starał się nas zniszczyć. Różnorodność jest piękna, a że niektórzy tego nie rozumieją, to ich problem.

sobota, 7 marca 2015

Powrót do przeszłości

Tak mnie wzięło na jakieś dziwne rozkminy. Postanowiłam cofnąć się o dekadę. Kim była 12 - letnia Blacky?

Lubiłam pisać, ile wlezie. Szczerze do bólu. Było sporo "rzucania mięsem" i innych rzeczy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Ale jednak tak się stało. Już nie wspomnę, co tam konkretnie było, ale tak czy owak, nieszczęsny pamiętnik został spalony przez rodzicielkę. Może i dobrze? Ale i tak dalej pisałam, i znowu ktoś w końcu to odkrywał. Taki urok mieszkania z bardzo wścibską wtedy siostrą. Jeszcze nie wiedziałam, że za parę lat zacznę blogować :)

Słuchałam popu i dance. Generalnie tego, co tam w radiu leciało. W sumie nie miałam za bardzo wyboru: gdyby był w domu Internet, prawdopodobnie w końcu trafiłabym na rocka. Miałam kilka płyt, które odtwarzałam na discmanie. I nieźle sobie spieprzyłam słuch :D

Książki? Harry Potter po raz setny.

Włosy? Do ramion. Ciuchy? Te, które mama mi kupiła. Makijaż? Właśnie wtedy dostałam pierwszy błyszczyk. Cóż to była za radość :D

Pierwsze pryszcze, pierwsza miesiączka i pierwszy obiekt westchnień, który nawet nie wiedział o moim istnieniu :)

Chodziłam do kościoła z własnej woli :O

Zaczęłam malować paznokcie do szkoły i nikt się nie czepiał. Nie to, co później, w gimbazie :)

Znałam kogoś kilka dni i już nazywałam go swoim przyjacielem. Nieźle się na tym przejechałam.

W ogóle niewiele z tych rzeczy pasuje do dzisiejszej mnie. Czyli stwierdzenie, że człowiek zmienia się co ileś tam lat, z dupy się nie wzięło. Chociaż...myślę, by jeszcze w tym roku sobie odświeżyć Pottera :)

#gimbynieznajo

niedziela, 1 marca 2015

Czy to jakaś choroba?


W końcu poruszę ten wielce oryginalny (huehue) temat, a co!
Zacznę od tego, że jestem Ewelina, mam 22 lata i jestem Anonimowym Introwertykiem... Ups, nie tak miało być. No to lecę od nowa.

Czy kiedykolwiek słyszeliście skierowane do Was teksty typu "Co jesteś taki smutny?", "Czemu się nie odzywasz?", "Jesteś jakiś dziki", "Co tak ciągle siedzisz w tym domu?", "Musisz wychodzić do ludzi", "Musisz się wybrać do psychologa", "Jesteś jakiś upośledzony" itp.? Jeśli odpowiedź na to pytanie jest twierdząca, istnieje spore, czy też częściowe prawdopodobieństwo, że zaliczacie się do tej zajebistej, elitarnej grupy ludzi zwanej introwertykami. Różne źródła, z ciocią Wikipedią na czele podają, że takowych osobników jest 20 - 45 %, ale ja tam zbytnio nie wierzę statystykom, bo przecież te wszelakie badania/ankiety nie są przeprowadzane na kilku miliardach ludzi. No i jeszcze są introwertycy grający ekstrawertyków, bo uważają, że w dzisiejszym świecie inaczej się nie da.

Czy są nieśmiali? Niektórzy pewnie tak. Czy mają depresję? Bzdura. A jeśli jednak, to pewnie dlatego, bo ludzie im przez lata wmawiali, że coś jest z nimi nie tak. A nie każdy jest w stanie mieć na to od razu wyjebane. Nie lubią ludzi? Lubią, ale wolą spotkania w małym gronie znajomych i nie przepadają za tłumami ludzi. A, i są dobrymi słuchaczami, więc spokojnie można spróbować się z kimś takim zaprzyjaźnić. I przebywają sporo czasu w samotności, by odzyskać utraconą energię. Nie lubią rozmawiać? Odpowiedź byłaby twierdząca, gdyby do pytania dodać "o dupie marynie". Zresztą gadają wtedy, kiedy mają o czym. Czy są życiowymi pierdołami? Chyba nie, bo najpierw myślą, a potem coś mówią/robią, więc jakoś sobie radzą w życiu.

Ileś tam miesięcy temu ktoś powiedział mi, że jak tak czyta tego bloga, to wydaje się, jakbym była ekstrawertykiem. A prawda jest taka, że nie podałam tu nawet połowy rzeczy o sobie. Zresztą na ogół introwertycy więcej piszą niż mówią.
Przez lata myślałam, że coś jest ze mną nie tak. Nie da się ukryć, jestem jedynym takim egzemplarzem w rodzinie, a i wśród moich nielicznych znajomych trudno o kogoś takiego. Nie ogarniałam, czemu nie odnajduję się na imprezach i skąd te dziwne zachowania w szkole. Teraz wiem, że po prostu nie znoszę tłumów, hałasu i nie jestem w stanie gadać "bo tak". Gdy wracam do domu, w przeciwieństwie do mojej siostry, nie zdaję mamie szczegółowej relacji, tylko szukam jakiegoś miejsca, w którym choć przez chwilę mogę pobyć sama, by sobie wszystko przemyśleć. A potem może coś powiem, a może i nie. Na szczęście na to już tak nie naciska. Zdarza mi się robić nawet kilkudniowe przerwy od ludzi. Wtedy na spokojnie zajmuję się tym, czym chcę i nikt mi się nie wpierdala. No oprócz rodzinki niestety. Nie ogarniam, jak można znać kogoś kilka dni i już nazywać go swoim przyjacielem. Albo wyznawać sobie miłość po tym okresie czasu i po miesiącu zaraz seks. Jestem dziwna :D

Najdłuższy post na tym blogu ever, o ile się nie mylę. Temat o tyle mi bliski, że uznałam, że się wypowiem. Oczywiście co jakiś czas odkrywam coś nowego. Nie wiem, czy prawdą jest to, że introwertycy są bardziej podatni na działanie alkoholu. Dotychczas myślałam, że prędzej się upijam dlatego, bo jestem szczupła :D
Znając życie, jeszcze sporo takich kwiatków przede mną. Odnośnie tytułu postu, wpisałam go oczywiście dla beki :) To NIE jest choroba.

niedziela, 22 lutego 2015

Żyję


Chwilowo jestem. W związku z tym, że ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na pisanie bloga, a już tym bardziej na zaglądanie na Wasze, daję znak życia teraz. Myślę, że za jakiś tydzień dam radę częściej się udzielać w tej zajebistej części Internetów, jaką niewątpliwie jest blogosfera :)

Mam gdzieś tam zapisane tematy nadchodzących wpisów i w sumie mam dylemat, od którego zacząć. Albo inaczej: zastanawiam się, czy jest w ogóle sens poruszania któregokolwiek z nich. Nie, nie podam ich teraz. Jakiś surprajs musi być :) Generalnie truuudneee spraaawyyy :D Jak już dojdę do rozwiązania tego jakże poważnego problemu, jakiś post w bliskiej przyszłości powstanie.

Odkąd parę dni temu opublikowałam najlepsze kwiatki wujka Google, pojawiły się kolejne cuda, także jeszcze wiele razy dam Wam się pośmiać. Wyobraźnia ludzi nie zna granic :D

W ramach pożytecznego spędzania weekendu robię większe porządki, czy też przynajmniej próbuję. Wczoraj na przykład zaczęłam od pozbycia się jakichś zeschniętych lakierów do paznokci. Niektóre chyba tak przeleżały parę lat :D Robię również porządki w Internetach, tzn. pozbywam się dawnych, kompromitujących wpisów z poprzedniego bloga. Nie, nie martwię się, że ktoś z dawnych "znajomych" tam sobie zerknie, bo co oni mnie obchodzą? Ale faktem jest, że są osoby, dla których przeczytanie co niektórych dyrdymałów będzie strasznym przeżyciem. Chodzi o rodzinę. Przed skasowaniem konkretnego wpisu, przepisuję go do zeszytu, także będę sobie utrudniać życie poprzez powrót do przeszłości :D

Tradycyjnie wpis o niczym, ale przynajmniej wiecie, że żyję :D

sobota, 14 lutego 2015

Wujek Google


Ten blog najwyraźniej robi się coraz bardziej "fejmes", bo ludzie znajdują go po ciekawych hasłach. Notuję je na bieżąco i mam niezły ubaw. Oto i kilka najlepszych!

pisanie z dwunastolatkami Z pewnością to to samo, co pisanie bloga przez dwunastolatkę.

gimnazjum to piekło blog Czyli nie tylko u mnie było.

lumpeksy wciaz popularne Ale i tak najlepsze ciuchy zgarniam ja :D

dlaczego słuchasz eski A dlatego, bo nie słucham.

jak mogę życie zmieniło się po fuck it A tak bardziej po polsku maybe?

bez czego nie wyobarzam sobie dnia No to poznałam nowe słowo :D

Pozdrawiam z podłogi :D

poniedziałek, 9 lutego 2015

Teksty ludzi, których nie ogarniam, cz. 2


A może w tytule lepiej byłoby napisać "opinie"? Tym razem rzucę cytatami z pewnego tekstu w Internetach, znajdującego się na mało popularnej stronie, jednej z tych, gdzie ludzie wylewają swoje żale. A gdy pod owymi żalami pojawiają się komentarze od jakiegoś Pana Mądralińskiego, robi się ciekawie. Można się pośmiać, czy też wkurwić. Ja osobiście bardziej mam bekę z tych bzdetów będących kolejnym dowodem na to, że ciemnogród wciąż ma się dobrze. A oto i one!

"Dziewczyna, która ma 20 lat i dotychczas nie miała chłopaka, musi być albo brzydka, albo przeciętnej urody"
A może po prostu czeka na tego jedynego? Albo ignoruje zaloty byle debila, co w kilkuwyrazowym słowie robi kilka błędów ortograficznych? Albo jest nieśmiała, czy introwersyjna.
Możliwe też, że wcale nie chce mieć chłopaka. Co do urody, to zdarza mi się widzieć na ulicy pary typu on przystojny, ona brzydka. I na odwrót. I co na to Pan Mądraliński? :D

"Zadawaj się z imprezowiczami, nawet jeśli ich nie lubisz."
Gdzie tu sens? Po co się męczyć? Lepiej już siedzieć w domowym zaciszu i oglądać jakieś "Rozmowy w Tłoku", czy czytać porno z wampirami. A nie na siłę robić z siebie niewiadomo kogo przy ludziach, na których i tak nam nie zależy. A, i jeszcze ci pozerzy przy swoich zajebistych, imprezowych znajomych są w stanie nie przyznawać się do znajomości z introwertykami, choć istnieje spore prawdopodobieństwo, że sami nimi są (to znaczy pozerzy). Buhahaha.

"Ubieranie się w lumpeksach to największa siara."
Ja bym raczej siarą nazwała nabijanie się z ludzi tam kupujących. I w ogóle ci, co głoszą takie poglądy, sporo tracą. Bo oprócz lumpów, w których większość ciuchów to zwyczajnie szmaty, które można prędzej założyć do sprzątania, czy prac w polu, są też te lepsze, z ładnymi ubraniami, często jakościowo lepszymi od tych z popularnych sieciówek. I do takich właśnie chodzę. Ale jak ktoś woli wydawać stówę, czy dwie na jakąś szmatę, co rozpieprzy się po pięciu praniach, to w sumie nie moja sprawa. I nie moja frustracja :)

Naprawdę ubawiłam się nieźle :D

sobota, 31 stycznia 2015

Parę faktów o mnie, cz. 4


Post tradycyjne na pełnym spontanie, a co tam! :D Znowu dowiecie się różnych rzeczy na temat mojej skromnej osoby :) No to jazda!

Mam 158 cm wzrostu.

Za każdym razem, jak jadę do miasta, jest bardzo prawdopodobne, że do domu wrócę z jakąś książką lub lakierem do paznokci.

Istnieje niewiele piosenek, których teksty znam idealnie na pamięć.

Do tej pory nie zrobiłam prawa jazdy. Nawet nie próbowałam :)

Wiele razy w życiu słyszałam, że jestem piękna i inteligentna :O

Podczas pobytu w galerii najwięcej czasu spędzam w Empiku i Media Markcie.

Rozwala mnie to, że ktoś może nie odróżniać słuchawek od głośników.

Staram się nie wypowiadać na tematy, o których mam niewielkie, czy zerowe pojęcie.

Mam taki zeszyt, który służy mi za pamiętnik, a z tyłu wypisuję hasła, po których ludzie znajdują ten blog w Googlach :)

Ciężko mi idzie wyjaśnianie czegoś komuś, choć wiem, o co chodzi.

Często piszę i publikuję posty ze smartfona.

Bloguję od 5 lat.

Uwielbiam pierogi i krokiety.

Od zawsze mam wstręt do jajek. Już sam ich zapach każe mi się ewakuować do innego pomieszczenia :D

Dobra, starczy na dziś i za jakiś czas pojawi się "normalny" post :D

czwartek, 29 stycznia 2015

Cały świat to czyta


Ale tytuł tym razem dojebałam. Po pierwsze nie jestem pępkiem świata. Po drugie, gdyby faktycznie tak było, pewnie statystyka wyglądałaby inaczej i pod postami byłoby nie tylko sporo pozytywnych komentarzy, ale też w cholerę hejtów. Chociaż teoretycznie może to się zdarzyć, bo to jednak blog publiczny.

Zdaję sobie sprawę z tego, że oprócz stałych czytelników, którzy tu się udzielają w komentarzach, wchodzi tu też sporo osób z mojego powiatu. Zresztą sama do tego doprowadziłam, bo niemalże rok temu, po dołączeniu do pewnej twarzoksiążkowej grupy dla blogerów, wrzuciłam tam linka. I musiało minąć trochę czasu, bym się skapnęła, że grupa jest ustawiona jako publiczna.

Ale w sumie mam to gdzieś. Dobrze się w sumie stało. Bo pewne myśli nie przechodzą mi przez gardło w realnym świecie, a ktoś znajomy pozna mój punkt widzenia odnośnie konkretnych tematów, czy zrozumie, dlaczego zachowuję się tak, a nie inaczej. No i mogę uwolnić ten nieliczny odsetek swojej ekstrawertycznej natury :)

niedziela, 25 stycznia 2015

Podróż do grobu, rozdział 22 (prawie)


Kiedy to zleciało? Już w środę moje urodziny, i to dwudzieste drugie. Fajna liczba, swoją drogą. Ale czy ten dzień coś zmieni? Nie sądzę.

Jakiś czas temu pisałam tu o zmianach, jakie się we mnie dokonały. Pamiętam, jak zobaczyłam pod tamtym postem komentarz "Starzejesz się". Ok, jest to nieuniknione, zresztą nie mam już 15 lat, plakatów na ścianach, potrzeby dostosowania się do tego popierniczonego świata, a pewne rzeczy i ludzie, na których tak cholernie mi zależało, to już historia. I ta muzyka, obojętnie jaka, jakoś tak ciszej nastawiona. I nie maluję już oczu na pandę. I włosy nie przypominają mopa. Jestem również zmuszona do ogarnięcia swojego życia. Ale...

Lubię sobie posłuchać Nightwish, czy Delain. Ba, nawet Linkin Park, Evanescence, Three Days Grace, czy Halestorm. I wielu innych zespołów dla gimbusów. Czasem poodmóżdżam się, czytając Cosmopolitana, czy jakieś romanse z wampirami, choć teraz częściej sięgam po coś ambitniejszego. Wciąż mam ochotę nosić spodnie z dziurami, t - shirty z dziwnymi nadrukami, koszule w kratę, czy trampki. I nawet noszę czasem jakieś buty glanopodobne. Chciałabym jakoś bardziej poszaleć z włosami, może jakieś ombre. I marzy mi się jeszcze tatuaż. Na razie nie wspomnę, jaki, bo nie wiadomo, czy nie zmienię zdania za parę miesięcy, a to jednak ozdoba na całe życie.

To może jednak nie jestem jeszcze taka stara?

środa, 21 stycznia 2015

Zabrakło mi weny. Co począć?!


Uwaga, uwaga, tego jeszcze nie grali. Dziś zamieniam się w Ciocię Dobrą Radę, co to się nie zna, a się wypowie. Enjoy!

Chyba każdego blogera z iluśtamletnim stażem przynajmniej kilka razy dopada coś zwanego brakiem weny, czy tam zastojem. I nie jestem tu jakimś wyjątkiem. Ale znam sposoby na to, jak ten stan rzeczy zmienić, albo przynajmniej spróbować.

Przede wszystkim zeszyt, choćby tylko kilka kartek było wolnych. Można w nim zapisywać wszystkie pomysły na wpisy, jakie tam nam wpadną do głowy. Jakieś myśli, hasła, czy nawet całe teksty, zanim ujrzą światło dzienne. I najlepiej, jeśli ten zeszyt nosi się ze sobą wszędzie. Albo prawie wszędzie. Można go nawet przywlec do kibla, a co tam :)

Ważne jest też szukanie inspiracji. Tekst na czyimś blogu, czy artykuł w jakiejś gazecie dał nam do myślenia? Ktoś na imprezie walnął tak ciętą ripostę, że do tej pory dochodzimy do siebie? Przeczytaliśmy ciekawą książkę? Obejrzeliśmy świetny film? W naszym życiu zdarzyło się coś niesamowitego? Najlepiej to wszystko notować we wspomnianym zeszycie. Może kiedyś się przyda?

Dalej coś nie idzie? Można skorzystać z pomysłów na wpisy na bloga, których w Internetach jest od cholery i jeszcze trochę.

I co, już jest dobrze? Jeśli nie, pozostaje po prostu odczekać, zająć się czymś innym. Ile to będzie trwało? Pewnie nie dłużej niż kilka dni/tygodni. I zanim się obejrzymy, znów pojawi się w naszych głowach pierdyliard pomysłów :)

środa, 14 stycznia 2015

To już rok?


Kiedy to zleciało? Mogłoby się wydawać, że zaledwie wczoraj z bólem serca opuściłam poprzedniego bloga i założyłam tego. I nawet znalazły się osoby, którym chciało się te moje wypociny czytać. Statystyki mówią same za siebie - ponad 18 k wyświetleń, jakieś 80 obserwatorów. Dotychczas stworzyłam 56 postów. Ale mniejsza o to.

To niesamowite, że spotkałam się tu ze sporym zrozumieniem. Nie padały teksty typu "weź się lecz", "nie rób siary", "zmień się", "rób to, co wszyscy", etc. Zamiast nich czytałam: "mam tak samo", "bądź sobą". Możliwe, że byłabym odebrana przez Was inaczej, gdybyście tak stanęli ze mną twarzą w twarz. W końcu, z wyjątkiem tych paru osób śledzących mnie na Instagramie, nawet nie wiecie, jak wyglądam. Nie słyszycie mojego głosu, śmiechu. Nie widzicie moich łez. Ale w sumie chętnie bym z Wami pogadała, napiła się piwa. Tylko szkoda, że tak daleko mieszkacie.

Co jakiś czas rzucam cytatami z prehistorycznych czasów mojego blogowania, jednak i tutaj znalazłoby się coś, z czego dziś mam niezłą bekę. Ale to fajne, że człowiek się zmienia, choć świadomość mijającego czasu i drobne zmarszczki na twarzy raczej nie przywołują wesołych myśli.

Mam nadzieję, że będę jeszcze długo tu pisać, i przez ten rok, i następne. Dzielić się myślami o wszystkim i niczym. Przywiązałam się do tego bloga i do Was.

I może zrobię porządki w linkach i podstronie o mojej skromnej osobie, bo coś tu jest mocno nie teges.

No to do zobaczenia w kolejnych wpisach o piernik wie, czym :)

niedziela, 11 stycznia 2015

Dzisiejszy świat


Szykuje się kolejny, bardzo nudny wywód nie wnoszący nic szczególnego do życia czytelników tego pierdolnika. Czyli norma.

O tym, że nie ogarniam dzisiejszego świata, pisałam tu chyba pierdyliard razy. Pewnie nierzadko jeszcze walnę niezłego facepalma. I don't want to live on this planet anymore :D

Świat potrzebuje ludzi głośnych, ekstrawertyków. Nie jesteś kimś takim? Z pewnością usłyszysz, że jesteś jakiś dziwny, ułomny. Ktoś pewnie zasugeruje wizytę u psychologa. Tymczasem to nie jest żadna choroba. Ale choć mamy już XXI wiek, ciemnogród wciąż ma się dobrze. Aha, i prawdopodobnie jest nas przynajmniej dwoje :)

Wrzuć na Twarzoksiążkę link do popularnej piosenki. Zbierze pewnie jakiś tuzin lajków. Po jakimś czasie zrób to samo z taką z bardziej Twoich muzycznych rejonów. O ile zakład, że będzie najwyżej jeden lajk? Tak, story of my life. Do czego piję tym razem? Do tego, że wręcz wypadałoby jarać się aktualnymi hiciorami z Eski. Masz wyjebane? Tutaj znowu możemy sobie przybić piątkę.

Kolejny powód do uznania kogoś za dziwaka? Spokojnie obędzie się bez telewizji. No przecież nie ma nic bardziej niesamowitego od oglądania telenowel typu "Burza", seriali sprzed ćwierćwiecza wałkowanych pięćset razy na każdym możliwym kanale, czy teledysków, w których jakieś dziunie świecą cyckami i dupami. A, i jeszcze "włączoneee niskieee cenyyy" :D

Ktoś jest niesamowicie inteligentny, oczytany? Albo ma jakieś nietypowe zainteresowania? Kogo to obchodzi? Najważniejsza jest najbliższa impreza, której szczegółów jej uczestnicy i tak nie będą pamiętać, bo urządzą sobie zawody w schlaniu się do zgona. Ewentualnie można jeszcze nawijać o najnowszym hicie Taylor Swift, czy problemach sercowych Mostowiaków.

Miłość? A co to takiego? Najlepiej związać się z kimś tylko po to, by nie było przypału przy znajomych. Autentyk!

Pewnie nie jestem szczególnie inteligentna, czy ogarnięta, ale i tak nie zamierzam uczestniczyć w tym cyrku.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Ale się zmieniłam, cz. 2


Już kiedyś coś podobnego pisałam. Inspiracją jest stary blog. Tym razem nie zarzucę cytatami jak w serii "Z życia dojrzałej, nastoletniej blogerki", ale tak podczas przeglądania wpisów sprzed kilku lat naszły mnie pewne refleksje.

Zacznę od tego, że tamtej dawnej mnie należałby się niezły ochrzan. Jak, do jasnej cholery można aż tak się uzewnętrzniać na blogu? Wywlekać na wierzch sprawy, o których nie wszyscy muszą wiedzieć? I potem płacz, bo ktoś znalazł adres. No cóż, life is brutal, na bloga może wejść każdy. No chyba, że ustawi się go jako prywatnego. Choć w sumie nie pamiętam, czy na Onecie [*] była taka opcja. Ale tak czy owak myślenie nie boli. Niestety musiałam przejechać się na tym kilka razy, by coś wreszcie do mojego pustego łba dotarło. Obecnie można dowiedzieć się o mnie paru rzeczy, jednak nie na zasadzie "mój drogi pamiętniczku". Pamiętnik to ja mam papierowy.

Uważałam się za brzydką. Ale to jeszcze nic. Sądziłam, że nie jestem lubiana właśnie z racji wyglądu. Jednak sporo czasu zajęło mi dojście do tego, że ludzie z klasy w liceum mogli mieć inne powody, dla których nie darzyli mnie szczególną sympatią.
Już sobie daruję wszelkie szczegóły, ale wiem już, że zachowania takie, a nie inne były prawdopodobnie spowodowane wychowaniem i introwertyzmem. Co do urody, to jak tak obecnie patrzę w lustro, nie widzę jakiejś miss świata, ale do pasztetów też z pewnością się nie zaliczam. Dobrze jest :)

A może ten wpis jednak powinien mieć tytuł "Ale zmieniło się moje myślenie" albo "Do jakich wniosków doszłam na podstawie dawnych zachowań"? A może lepiej pójdę spać? xD

czwartek, 1 stycznia 2015

No to mamy Nowy Rok!


Tak, mam niesamowity zapłon pisząc ten post, bo zbliża się 22:00. Niektórzy z Was powoli dochodzą do siebie po ostrej popijawie, a inni, tak jak ja, wybrali spokojną posiadówę w domu. Wkurwiający huk petard już ustał, przynajmniej w mojej dziurze.

Nie spisałam żadnych noworocznych postanowień. Jeśli któregoś dnia uznam, że czas coś zrobić, zmienić, zacznę działać. I nieważne, że według kalendarza będzie inna data niż 1 stycznia. Wiem też, że będę kontynuowała to, co zaczęłam w poprzednim roku.

W ogóle już sam styczeń będzie ciekawy. Jakoś tak w połowie ten blog skończy rok (ależ to szybko zleciało!), a pod koniec będę już taka stara :D
Reszty przewidzieć się nie da, lecz mam nadzieję, że będzie w miarę znośnie.

Szczęśliwego Nowego Roku! :)