poniedziałek, 28 marca 2016

Co ja czytam!


Na dobrą sprawę mam pierdyliard pomysłów na posty, ale dziś zapodam taki z kategorii liżę tyłki*, mimo że nie w głowie mi póki co bycie tą zajebistą personą z profesjonalnym szablonem i zarabiającą na pisaniu tych wszystkich bzdur. Od razu wspomnę, że wymienione (i zalinkowane!) przeze mnie blogi nie stanowią pełnej listy tych, które sobie naprawdę cenię. I nie jest to też coś w rodzaju rankingu, bo właściwie sprawia mi trudność stwierdzenie, który jest tym naj.

1. Marta Pisze
Poczynania Marty w Internetach zaczęłam śledzić jeszcze w czasach, gdy wciąż uparcie siedziałam na Onecie, a wielu blogerów dawno z niego spier...uciekło. Wtedy jeszcze jej blog nazywał się Włosy koloru blond, czy jakoś tak. No w każdym razie po tych trzech latach wciąż nie mam dość dowiadywania się o jej przypałach, oglądania zabawnych zdjęć jej kotów, czy wreszcie czytania jej inspirujących, motywujących postów. Bo Marta pomaga w zmianie życia tysięcy ludzi na lepsze.

2. Moje Wywody
Lubię Binę. Bardzo. Rozpływam się nad jej wywodami. Jest cholernie mądra. Nietuzinkowa. Ma dość oryginalne rozkminy. Chodzi własnymi ścieżkami. Umie wrzucić na luz, czego jej zazdroszczę. I w przeciwieństwie do mnie jest typową ekstrawertyczką lubiącą, gdy coś się dzieje. I ogólnie nasze życia baaardzo się różnią. Ale i tak chętnie wybrałabym się z nią na piwo :D

3. Lajfstajl ironią płynący
Jedno z moich największych odkryć ostatnich miesięcy. I ciekawy sposób pisania. Dużo ironii, którą lubię w dość sporych dawkach. Po prostu Sherly. Od Sherlocka. Ostatnio cieszy się niezłym fejmem i wcale się nie dziwię - kolejna oryginalna postać w blogosferze. Kupiła mnie postem o idealnej selfie. Nie mogłam przestać się śmiać, więc wsiąknęłam na dłużej. I nie żałuję. I zauważyłam, że mamy parę cech wspólnych. Np. obie miałyśmy styczność z książkami Stefana Króla. I podziwiam ją za to, że nie wstydzi się mówić wszem i wobec o Lajfstajlu. W realu.

Dobra, dobra, za niedługo lecę zajrzeć do reszty, którą, wbrew pozorom lubię. Tak, to o Was. Swoją drogą, znacie blogi, które wymieniłam? A może macie inne ulubione?

*Na codzień nie mam takiego zwyczaju, ale zawsze można zrobić małą odskocznię :D

Twarzoksiążka! KLIK

wtorek, 22 marca 2016

Drogi pamiętniku!


Na śniadanie zjadłam kanapki. Dwie. Chleb posmarowałam masłem. Potem leci ser żółty i pomidor.*

To naprawdę cud, że obecnie moje prywatne zapiski (i oby takie pozostały jak najdłużej) są wolne od tego typu kwiatków. W końcu nic ciekawego nie dzieje się nawet raz na ruski rok.

Pierwsze pamiętniki zaczęłam pisać jeszcze w podstawówce. Niestety zaginęły, a mogłyby być niesamowitym źródłem beki i totalnego odmóżdżenia. Tak też obecnie postrzegam tfu!rczość z lat gimnazjalnych. A jednak coś zostało mi z tamtych czasów - zdecydowanie nie mogę powiedzieć, że wiek i mentalność zlewają się w jedno. W dodatku kompletnie nie miałam własnego zdania - za takowe bezkrytycznie, automatycznie przyjmowałam to, co wcześniej powiedział np. ktoś z rodziny. Ewentualnie przytakiwałam wszystkiemu, co wyczytałam w gazetach. No dobra, może nie w stu procentach, ale inni mieli na mnie naprawdę spory wpływ.

Potem poszłam do liceum, a parę miesięcy później myśli na papier były coraz rzadziej przelewane w związku z rozpoczęciem długiego i burzliwego romansu z blogosferą, który jakimś cudem trwa do dziś. Pierwsze blogi mógł czytać cały świat, lecz po pewnym czasie założyłam wirtualny odpowiednik prywatnego pamiętnika, którego adresu nie udostępniałam nikomu. Ale nie muszę po raz setny przypominać, jak to się skończyło :D

Prawie 2 lata temu postanowiłam wrócić do spisywania myśli na papier. Pomyślałam sobie, że przy okazji może moje wpisy na blogu staną się ciekawsze. A gdzie tam! Najlepsze (nie mylić z najpopularniejszymi!) nie powstawały godzinami.

Swoją drogą, zapiski prowadzone na bieżąco to tak naprawdę dziennik.

*Nie jest to autentyczny cytat z jakiegoś mojego starego pamiętnika :D

Twarzoksiążka! KLIK

niedziela, 6 marca 2016

Oryginalny, chwytliwy tytuł wpisu, który przyniesie fejm.


Co jakiś czas szukam blogów. Blogów, które mnie zachwycą. Które będą oryginalne i niepowtarzalne. Które przyciągną mnie dzięki świetnemu stylowi pisania danego autora/autorki. A co najczęściej spotykam? Gówno. Morze gówna.

Jakaś laska płacze, bo jej blog nie jest popularny i jakby było tego mało, ktoś na Asku stwierdził, że powinna zająć się czymś innym. Życie jest do dupy! Tak sobie patrzę, a tam wpisy dosłownie o niczym. Coś w stylu Wstałam o 8.30, a godzinę później poszłam na spacer z Asią. Jakby tego było mało, zrobiła pierdyliard błenduf ortograficznyh. W końcu słowniki nie istnieją. Żadnych wielkich liter, kropek. Ale co tam - każdemu będzie się przyjemnie czytało.
Jeszcze dochodzi kwestia zdjęć. Podpis pod nimi? Mam na sobie białą sukienkę i czerwone buty.* Serio? Nie wpadłabym na to.

Fajny blog. Tak, wiem, że jest zajebisty. Obs za obs? Kom za kom? No, thanks. W taki sposób można zrazić do siebie potencjalnych czytelników. Jeśli blog naprawdę jest dobry, znajdzie się chociaż niewielkie ich grono. Naprawdę. Oczywiście nie zaszkodzi dawać sensownych komentarzy na blogach, które naprawdę Wam się spodobają.

O czym mam pisać? Skoro już masz tego bloga, to chyba wiesz? Naprawdę lubisz pisać pod dyktando innych? To może rzuć to w cholerę. A jeśli nie, poczekaj na przypływ weny i miej przy sobie jakiś zeszyt czy tam notatnik w smartfonie na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, kiedy znajdzie się dobry temat.

Sama nie jestem oryginalną, charyzmatyczną personą w blogosferze, ale co tam, ma prawo coś mi się nie podobać. I mogę też robić wieś tytułami postów, bo tak. Bo mentalnie jestem nadal nastolatką.

*Takich przypadków jest oczywiście więcej. Moje oczy!

Twarzoksiążka! KLIK