wtorek, 29 września 2015

Lekcja życia, cz. 2

Dalsza część moich "przygód" w DPS - ie. Coś o stażu, który niedawno się skończył. I dobrze.

Po skończeniu dwutygodniowego kursu zawodowego było jeszcze trochę zajęć, kilka dni przerwy, a potem zaczęła się harówa. No dobra, nie tak od razu. Pierwszy szok? Praca od 6 rano, co wiązało się ze wstawaniem o 4. Kolejne zaskoczenie? Okazało się, że nie zaczynamy pracy od razu i przez jakieś pół godziny możemy spokojnie zjeść śniadanie. No dobra, było tak w pierwszych dniach. Później trzeba było latać do pokoju mieszkańca, który włączył alarm, więc pierwszy posiłek już nie był na spokojnie. Oczywiście alarmy zdarzały się również w innych porach. Ależ mnie one wkurwiały!

Najpierw był tzw. obchód. Zmiana pościeli, pampersów,ubieranie, mycie mieszkańców, naczyń. A, i jeszcze kładło się brudne ubrania do toreb, które tak jak brudną pościel wrzucało się do wózka, z którym jechało się windą na parter (my byliśmy na II piętrze) do pralni.

Potem śniadanie i karmienie kilku mieszkańców. Roznoszenie jedzenia i picia po pokojach. I przerwa.

Potem kąpiele i kolejna zmiana pościeli. I kolejna przerwa.

Obiad, karmienie, i do pralni po torby z czystymi ciuchami. Roznoszenie ich po pokojach. Układanie w szafach. Zbieranie talerzy po obiedzie. Zmiana pampersów.

Dawno doszłam do wniosku, że ten zawód to nie opiekun, tylko ekspert ds. wszystkiego i wszystkich. Dosłownie. Kto kluczyk od szafy ma na półce? A kto pije gorzką herbatę, a kto słodką? Kto je zupę mleczną? U kogo po stoliku chodzą mrówki? Kto lubi uciekać z drugiego piętra? Kto sam przynosi talerz po posiłku? Kogo trzeba pilnować, by połknął tabletki? Tego oczywiście było duuużo więcej.

Niby były przerwy, ale w tym czasie zdarzał się alarm. Ciągły pośpiech, hałas. Praktycznie brak możliwości pobycia choć przez parę nieszczęsnych minut w samotności. I gdy myśli się, że o budynku i jego mieszkańcach wie się już wszystko, nawet po kilku miesiącach może nastąpić jakaś niespodzianka.
Ale było też trochę pozytywów. Na pewno dobrze zapamiętam wielu pracowników i niektórych mieszkańców. I nauczyłam się wielu rzeczy, które być może kiedyś mi się przydadzą w życiu. Wiem jednak też, że to zdecydowanie nie jest praca dla mnie. Trzeba naprawdę mieć sporo siły psychicznej, cierpliwości, empatii i w ogóle powołania do tej pracy. I być chyba jakimś skrajnym ekstrawertykiem :D Dobrze, że od niedawna to już historia.

Napisałabym coś więcej, lecz to raczej niezbyt pasuje do publicznego bloga. O tym, co tam się odpierdalało dałoby się napisać gruuubą powieść :)

16 komentarzy:

  1. To napisz powieść :D

    A tak serio, to dobrze, że chociaż sama stwierdzasz, że to nie jest coś dla ciebie i nie rzucasz się na siłę do kolejnych tego typu zajęć, które męczyłyby ciebie, a może i po czasie podopiecznych. Niemniej doświadczenie świetne.

    Masz jakieś plany co do kolejnych stażów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam żadnych pomysłów. Jeszcze muszę się nad tym głębiej zastanowić :)

      Usuń
  2. To może faktycznie książkę o tym napiszesz? Bo temat dość ciekawy i niestety przerażający :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym miała zacięcie literackie, to może bym pomyślała :) Ale generalnie było to coś w rodzaju ironii :)

      Usuń
  3. Bardziej się opłaca zostać pielęgniarką niż opiekunem. Bo pielęgniarki nikt nie wykorzystuje "do wszystkiego".

    OdpowiedzUsuń
  4. Powieść też bym przeczytała, lubię mocne pozycje :D Mogę tylko powtórzyć, że tak praca jest bardzo specyficzna. Sama potrzebuję pomocy i już po styczności z pielęgniarkami wiem, że mało która się nadaje. Być zostać opiekunem, trzeba mieć coś w rodzaju powołania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, to byłby niezły hardkor, nie oszczędziłabym nikogo i niczego :D
      Czyli widzisz od drugiej strony, jak to jest.

      Usuń
  5. Podziwiam cię. Ja nie bylabym w stanie wykrzesac tyle empatii. Zrobilas cos naprawdę wielkiego: )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że tak uważasz, ale myślę, że Twój komentarz byłby inny, gdybym opisała w najdrobniejszych szczegółach to, co się działo. No i przede wszystkim swoje odczucia i takie tam. Ale na tego bloga to się nie nadaje.

      Usuń
  6. Jestem strasznie ciekawa co tam się działo. Wiesz, gdyby był spokój to później narzekałabyś na niego. ;)) A tak masz co wspominać.

    http://okiem-kobiety-na-swiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, można kiedyś o tym szerzej opowiem? Ale z pewnością nie tutaj.

      Usuń
  7. Praca w DPS-ie musi być bardzo ciężka. Ludzie byli mili i odwzajemniali się uśmiechem, wdzięcznością? Jeśli tak, to dzięki temu na pewno łatwiej znieść pracę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, był niezły zapiernicz. Wiele osób okazywało swoją wdzięczność, ale różne nieprzyjemne incydenty również się zdarzały.

      Usuń
  8. Wiadomo, że czułaś się nie na miejscu,jakby wciśnięta w zły świat, bo zdaje się, że jesteś introwertyczką i indywidualistką. Babeczka, która skierowała Cię na ten staż, zdecydowanie powinna zastanowić się nad własną pracą :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest jakimś psychologiem, by to wiedzieć, zresztą do większości rodzajów zawodów potrzeba ekstrawertyków, także wielu introwertyków jest zmuszonych do zakładania maski. Mi to akurat się nie udawało :)

      Usuń