poniedziałek, 18 grudnia 2017

Avril, ach to ty!

Pamiętacie może lata ok. 2007 - 10, kiedy to zarówno w wielkich miastach, jak i w Wypizdowie Małym można było kupić różne dziwne rzeczy? Jakieś jaskrawe tiszerty z czachami, pieszczochy z ćwiekami, paski do spodni w szachownicę i inne takie. Ponadto czasopismo, którego tytuł brzmiał nie inaczej jak Bravo (i które wszyscy czytali, choć na ogół się nie przyznają) pewnego dnia wypuściło dodatki takie jak kredka i lakier, oczywiście koloru czarnego. Weszłam wtedy w posiadanie owych, a ich jakość szału nie robiła. I niedawno z pomocą wujka Google przypomniałam sobie, jak wyglądały. Czy Wy to widzicie? Emo. EMO.



Nie mam wątpliwości, że jedną z osób odpowiedzialnych za całe to zamieszanie była Avril Lavigne, moja ówczesna idolka. Tak jak i milionów innych osób w przedziale wiekowym 10 - 20.



O istnieniu kogoś takiego jak Avril wiedziałam od dawna, w końcu słyszałam jej starsze hity jak Complicated czy He Wasn't i odmóżdżałam się czytając wspomniane Bravo. Tam z kolei co chwilę owa wokalistka była określana jako księżniczka punk rocka (huehue) czy coś w ten deseń. Nie to jednak sprawiło, że pewnego dnia zaczęłam się interesować jej muzyką i nią samą.

Pewnego dnia (był to bodajże rok 2007) w jakichś okolicznościach (już zapomniałam, czy w którymś radiu, czy może na sali gimnastycznej w gimbazie) usłyszałam Girlfriend. Tak, tą samą piosenkę, po usłyszeniu której niektórzy starzy fani prawdopodobnie pomyśleli : Co to kurwa jest? Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o kupnie płyty The Best Damn Thing, z której ów hit pochodzi. Jednak na jakiś rok się wstrzymałam.
A potem nabyłam również pozostałe dwie, czyli Let Go i Under My Skin. I się zaczęło słuchanie ich całymi dniami, co niekoniecznie podobało się rodzicom. O dziwo, miałam to gdzieś. Ponadto zdarzało mi się wówczas tłumaczyć teksty piosenek Avril. Na tym oczywiście się nie skończyło.

W wakacje poprzedzające moje pójście do trzeciej klasy gimnazjum zaczęłam malować się na wzór Avril - grube, czarne krechy. Wyobraźcie sobie, jak przekomicznie musiało to wyglądać, zwłaszcza przy naprawdę bardzo małych oczach. Oczywiście nie była to wersja do szkoły, a tam przypierdalano się nawet do lekkiego makijażu. O dziwo, nikt nie miał nic przeciwko, gdy we wrześniu rozjaśniłam włosy. One sprawiły, że w połączeniu z czarnymi ciuchami (wszelkie pastele i inne oczojebności dałam Młodej) i bardzo bladą cerą byłam taką brzydszą wersją swej idolki.



Wielu byłych/obecnych fanów Avril na pewno kojarzy jej firmę odzieżową Abbey Dawn. Oczywiście nie było mnie stać na rzeczy z niej, dlatego też mniej lub bardziej świadomie nabywałam podobne na hali lub w Focusie. A byłam już w liceum i o dziwo, nikomu to nie przeszkadzało. Większości tamtych ciuchów już nie mam, ale do dziś pamiętam różową bluzę w czarne czachy czy jakąś żółtą tunikę z dziwnym nadrukiem, w której wyglądałam naprawdę tragicznie. Ostatecznie jednak czerń górowała nad innymi kolorami.

2010 był rokiem, w którym udzielałam się w Internetach częściej niż kiedykolwiek wcześniej. Wtedy to założyłam pierwszego bloga na legendarnym Onecie, a pomiędzy tym wydarzeniem a założeniem konta na Twarzoksiążce odkryłam fora. Fora fanów Avril, bo jakżeby inaczej. Było ich wtedy kilka, ale najbardziej liczyło się to jedno. Takie najmniej liczne, jakby elitarne. Na codzień udzielało się tam może kilkanaście osób. W chwili mojego dołączenia forum to istniało jakieś pół roku. Jak na horom curke przystało, nie zaczęłam od szczególnie mądrych wypowiedzi. Szybko zarobiłam dwa ostrzeżenia :D Z czasem jednak w miarę się zaaklimatyzowałam i brałam czynny udział m.in. w dyskusji odnośnie czwartej płyty Avril, której termin wydania był ciągle przekładany. Przy okazji różnych wymian i sprzedaży udało mi się zgarnąć różne materiały prasowe, które gdzieś kiedyś mi zaginęły. Poznałam parę ciekawych zespołów, z których najbardziej polubiłam Sum 41. A przede wszystkim w jakimś stopniu nauczyłam się mieć własne zdanie. Wcześniej ściemniałam, że i moją ulubioną płytą jest Under My Skin, choć zdecydowanie wolałam The Best Damn Thing :D Forum ostatecznie wysiadło jakieś 5 lat temu, a potem jego kontynuacja miała miejsce na Facebooku. Szczególnie długo to jednak nie potrwało.

Wkrótce moje zainteresowanie Avril zaczęło maleć. Kupiłam jeszcze płytę Goodbye Lullaby, ale następnej, Avril Lavigne już nie, choć kilka kawałków z niej nawet mi się spodobało. Nie byłam już blondynką i tak pozostało po dziś dzień. Czarny kolor nadal jest tym najlepszym. Artykuły z odmóżdżających czasopism zostawiłam na pamiątkę. Tamtych paru lat zdecydowanie nie uważam za stracone.

Z cyklu Trudne wyznania. Raz na ruski rok zdarza mi się sprawdzać, co tam u niej słychać. I chciałabym poznać sekret jej wiecznej młodości :D

Twarzoksiążka.

27 komentarzy:

  1. Nigdy fanką Avril nie byłam, ale, chyba jak każdy, kojarzę właśnie jej kawałki i ten styl.
    A EMO nie odeszło do lamusa. Nadal widuję ludzi noszących się w ten sposób, ale, fakt faktem, zdaje się to być bardziej eklektyczne:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzi o tego typu wyglądzie jak z poprzedniej dekady rzadko widuję właśnie, ewentualnie w jakiejś bardzo lajtowej wersji ograniczającej się np. do kolorowych włosów :)

      Usuń
    2. W sumie, może to i włosy, chociaż nie same :D
      Ale, nie zapomnę czasów w Berlinie, gdy jako starsza nastolatka obserwowałam bijące się punki i emo przy Bramie Brandenburskiej :D

      Usuń
    3. No tak, punki od zawsze nie tolerowały emo. Ja bym osobiście takiego widoku nie zdzierżyła, za wrażliwa jestem :D

      Usuń
  2. Aż się oderwałam od Twojego bloga, aby sprawdzić online, co tam teraz w Bravo piszczy xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja to lubię! Co? Słuchać o muzycznych fascynacjach, nawet byłych. Sentyment zawsze pozostaje, co czuć w Twoim poście. Sama miałam miłość przelotną bardzo i pewnie nie uwierzysz, że mowa o Łzach xD Rok niecały, wspominany z mieszanką śmiechu oraz zażenowania :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że Łzy to niby była taka siara? No bez przesady. Też ich lubiłam, choć w moim przypadku nie była to znowu taka wielka fascynacja :D

      Usuń
  4. Nie nazwałabym siebie fanką Avril, lecz był czas, kiedy słuszałam jej piosenek ;) A do BRAVO przyznaję się! Czytałam i kupowałam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też kiedyś lubiłam Avril, ale nie aż tak! :D zawsze odpalałam vive polska i tam słuchałam wszystkich hitów i nigdy nie potrafiłam podjąć decyzji kogo lubię najbardziej ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Vivy w ogóle nie miałam i z wieloma rzeczami byłam do tyłu :D

      Usuń
  7. Co za wspomnienia! Jeśli chodzi o ,,Girlfriend'' to razem z koleżankami umawiałyśmy się w domu którejś z nas i tworzyłyśmy choreografię taneczną :) Beztroskie czasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do "Girlfriend" tańczyłam jedynie w samotności, wstydziłam się :D

      Usuń
  8. Pamiętam ten szał na emo. Ja nigdy nie stylizowałam się w ten sposób. Bliższe mi były koszulki z zespołami czy flanelowa koszula w kratę plus minimalny makijaż i potargane włosy przypominające bardziej dready niż fryzurę emo. :) Ale miałam znajome, które na chwilę załapały ten styl. Są Avril kojarzę z kilku nawet fajnych piosenek. :)
    A Bravo było ekstra! :D Kocham takie wspomnienia. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, w podobny sposób nosiłam się pod koniec liceum i coś mi z tego zostało do dziś :)

      Usuń
  9. Pamiętam te czasy! Wszechobecna i pożądana szachownica na ubraniach, ćwieki <3 No i byłam wtedy naturalną blondynką. :P Co do teledysku Girlfriend to moja ówczesna BBF wymyśliła, że ta ruda Avril to pewna dziewczyna, która przystawia się do obiektu mych westchnień, ta czarna to ona, a blondyna to ja. xD Dżizas ale miałyśmy ubaw. Gimbaza to na prawdę czas, który lepiej zapomnieć. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała dziewczyna wyobraźnię :D
      Oj, gimnazjum ogólnie było dla mnie bardzo traumatyczne. Ale jednocześnie był to też czas sporej kreatywności :D

      Usuń
  10. Sam kiedyś słuchałem Avril. Trochę dziwnie mi to pisać. Tak samo jak to, że kiedyś czytałem sporo Coelho. Teraz moje upodobania muzyczne czy literackie z tamtych czasów wydają mi się zupełnie nierealne i trochę obciachowe, ale dzieciństwo chyba zawsze trochę idealizujemy i myślimy o nim z sentymentem. Ja z sentymentem wspominam polski hip-hop z lat 2000-2005. Wtedy się tym jarałem, a teraz myślę jakie głupie były niektóre teksty piosenek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z polskim hip hopem i ja miałam krótki epizodzik :)
      Również przyłapuję się na tym, że książki, muzyka czy filmy, które dawniej lubiłam, po latach okazują się strasznymi gniotami. A z moich dawnych fascynacji to w sumie Avril nie była taka najgorsza w porównaniu do co niektórych :)

      Usuń
  11. Przeczytałam z uśmiechem na ustach. ;) Czarny lakier + czarna kredka = "zestaw do makijażu emo" XD Haha :D Nie mogę z tego. :D Bravo girl pamiętam i coś tam poczytywałam, ale generalnie to była to dla mnie zakazana gazeta. Mama chyba nie pozwalała mi jej czytać :P W ogóle mi się ona kiedyś właśnie taka zboczona wydawała :P Taka 18+ :P Co do Avril to chyba każdy się nią jarał na pewnym etapie swojego życia ;) Chociaż "jarał" to u mnie za dużo powiedziane - był czas kiedy po prostu się jej słuchało. Bo była na topie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bravo Girl też czytałam, a to Bravo było dla mnie zakazane w czasach wczesnonastoletnich, a przynajmniej słynne różowe strony :D

      Usuń
  12. Ja niedawno temu widziałem Bravo jeszcze :D

    OdpowiedzUsuń