czwartek, 13 stycznia 2022

2021 - podsumowanie

 


Przed chwilą ktoś trafił na tego bloga po haśle zbliża się czas na pierdolenie nowy rok nowa ja. I w sumie coś w tym jest. Taka, a nie inna data w kalendarzu nie wymaże magicznie pewnych życiowych problemów, bądź innych rzeczy, które w 2021 lub nawet i wcześniej już były do poprawki. No teraz to dopiero odkryłam Amerykę. To jaki był ten mój miniony już rok?

Dobiłam do 28. urodzin, co nijak nie sprawiło, bym zaczęła nagle rozważać prowadzenie takiego typowego życia ze ślubem w kościele (choć od katolicyzmu się odcinam) i bombelkami. 

Kontynuowałam pozbywanie się tego, co zbędne (czasem nawet zyskałam przy okazji jakiś mały piniądz), i to w większym stopniu, tak porównując z poprzednimi latami. Do tego zwracałam większą uwagę na to, co kupuję i czy w ogóle jest mi potrzebne. Ale też bez skrajności. 

Czasem (szczególnie latem) zdarzały się jakieś kilkugodzinne wypady, zwykle w granicach mojego województwa, ale nie tylko. Dość często, w porównaniu z poprzednimi latami, byłam w Łodzi, wobec której w dalszym ciągu mam ambiwalentne odczucia.

Nadal szalałam z włosami, na których tym razem głównie gościł róż. O dziwo, wyglądało to całkiem fajnie. 

Przypomniałam sobie o dbaniu o własne zdrowie. Najwyższy czas, bo 30stka coraz mocniej puka od spodu. 

Zaszczepiłam się na covida. Trzecia dawka jeszcze przede mną. Oczywiście unikałam jak ognia dyskusji z antyszczepionkowcami, choć niestety nie wszystkich da się wyłączyć jak Fejsbuka. 

W dalszym ciągu nie udawało mi się dotrzeć na protesty odnośnie zaostrzenia prawa aborcyjnego (na inne zresztą też nie), ale chociaż machnęłam podpisik pod projektem ustawy Legalna Aborcja Bez Kompromisów. 

Mocno zaniedbałam bloga. Za to w którymś momencie zaczęłam być bardziej aktywna na Instagramie. Oprócz wrzucania tam czegoś od siebie, chętnie udostępniałam dalej czyjeś wartościowe (przynajmniej według mnie) treści. 

Przeczytałam dość mało książek, ale i tak jest progres względem poprzedniego roku. A zresztą, i tak nigdy nie brałam udziału w wyścigu pt. 52 rocznie, czy jakoś tak.

Zdarzyło mi się być samej w kinie i tak jest chyba nawet lepiej. Polecam to doświadczenie. 

No i to byłoby na tyle. Oby 2022 był w miarę znośny!









5 komentarzy:

  1. Zawsze chodzę sama do kina. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest w sumie najlepiej :)

      Usuń
    2. Ja chodziłem sam do kina i na koncerty, potem obczaiłem że to całkiem dobry sposób na pierwsze randki. Moją obecną narzeczoną też kiedyś zaprosiłem do kina.
      Odmówiła

      Usuń
  2. Do kina chodzę rzadko, ale ostatnio przekonuję się do samotnych wycieczek :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy rok nowy rok... ech, co za piękna nazwa. W pewnym sensie możliwe, że dla wielu z nas zmiana cyferki w kalendarzu jest katalizatorem czegoś w stylu mentalnego resetu a może tylko krótkotrwałego przypływu motywacji? Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że to głównie wynik tego, że przełom roków (xD) to czas podsumowań i refleksje na temat własnego życia nasuwają się mimowolnie.
    Oczywiście nie wszyscy temu ulegają, chociaż widzę nawet ty nie powstrzymałaś się przed machnięciem podsumowania także... who I am to judge?

    Niemniej jeśli ja miałbym spojrzeć na rok to cóż...
    + kariera idzie w najlepsze
    + zarobki w miarę, na to nie narzekam
    + narzeczona obroniła się w końcu
    - pozew do sądu (od starego)
    - przekonałem się, że wcale nie jestem taki poukładany emocjonalnie, za jakiego się miałem

    Raczej na +, ale tak kurczę no nie do końca. Są jeszcze rzeczy, które chciałbym podomykać, ale nie do końca jest na nie czas (i motywacja). NO nic, zobaczymy jak to będzie.
    Do następnego wpisu!

    Ps. nie wiedziałem, że masz instagrama :o

    OdpowiedzUsuń