czwartek, 2 sierpnia 2018

Co powiedziałabym nastoletniej sobie?



Czasy gimnazjum i liceum zdecydowanie nie były najwspanialszym okresem w moim życiu. Sytuacje zarówno w domu, jak i w szkole nie napawały optymizmem. Dziś, po tych kilku/kilkunastu latach wiem, że na coś miałam jednak wpływ. Szkoda, że wtedy tego nie zauważałam. Jakie więc rady jako ta starsza i mądrzejsza (taa) dałabym tamtej nastolatce?

1. Przede wszystkim zmień szkołę.

Czy nie jesteś przypadkiem najbardziej gnębioną osobą w gimnazjum, choć nie zrobiłaś niczego złego swoim oprawcom? No właśnie. Po prostu zauważyli, że w jakiś tam sposób odstajesz i się zaczęło. Porozmawiaj z rodzicami. Pewnie będą na nie, bo prawie wszyscy ludzie w twoim wieku lub zbliżonym ze wsi jeżdżą autobusem tam, gdzie najbliżej, ale nie poddawaj się, walcz do skutku. Nie, nie ma pewności, że w którymś z piotrkowskich gimnazjów będzie lepiej, ale w aktualnym sytuacja już do końca nie ulegnie zmianie. Naprawdę.

2. Nie próbuj na siłę być cool.

Nie chodź na imprezy, skoro tak ich nie lubisz. Nie pal papierosów, skoro ci nie smakują. Nie dostosowuj się ciągle do innych. Poszukuj siebie. Pozostań bez własnego stada lub rozejrzyj się za ludźmi podobnymi do ciebie.

3. Eksperymenty z wyglądem to normalna sprawa.

Tak, nawet wtedy, gdy mieszkasz na wsi i rodzice przejmują się tym, co ludzie powiedzą. To ich problem, a nie twój. Czy naprawdę wciąż musisz brać pod uwagę ich zdanie na ten temat? Nie masz pięciu lat i masz prawo do podejmowania własnych decyzji w tej konkretnej sprawie. Jeszcze szkoła trochę to ogranicza, ale nie w stu procentach. Czasem jakoś nietypowo wymieszasz ciuchy, innym razem zerżniesz coś ze swojej idolki. Poszukiwania własnego stylu są normalne i bywa, że nie kończą się po okresie dojrzewania. I dobrze.

4. Rozwijaj swoje pasje.

Tak, wiem, śpiewasz w szkolnym chórze i prowadzisz swoje pierwsze w życiu blogi. Ale naprawdę zwłaszcza w tym ostatnim masz do przekazania więcej niż codzienne dylematy, o których zresztą nikomu nie wspominasz. Pozwól światu poznać swoje spostrzeżenia, poglądy na pewne sprawy.

A Wy macie coś do powiedzenia sobie z przeszłości?

25 komentarzy:

  1. Mnie zawsze szkołę wybierali rodzice i nigdy nie miałam nic do gadania. Nawet liceum.
    Złożyłam papiery do trzech innych niż oni chcieli. Dostałam się, ale musiałam iść do czwartego, które ich zdaniem było najlepsze, bo – najbliżej domu. Poziom nauczania miało o wile niższy niż tamte trzy, w dodatku dzielnica była... patologiczna i chodziłam do szkoły z najgorszymi typami. Byłam szykanowana, ale na szczęście nie bita. Zmieniłam klasę, bo szkoły mi nie pozwolili zmienić. Trochę pomogło.
    Jednak uległości, bo gdybym postawiła na swoim (jeśli byłoby to możliwe), miałabym jakiś zawodowy fach w ręku albo lepszy kierunek (inne rozszerzenia w przedmiotach bardziej mnie interesujących).
    W jednej mogłabym zostać introligatorem (umierający zawód), w drugiej miałabym rozszerzony polski. A tak, skończyłam ogólniaka z rozszerzonym francuskim, którego nie lubię i nie umiem.
    W gimnazjum też musiałam zmieniać klasę przez szykanowanie.

    Ze wszystkimi Twoimi "przekazami" zgadzam się w stu procentach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście w sprawie liceum miałam już wolność wyboru, ale i tak poszłam do jedynego, w którym załapałam się na dni otwarte, więc tak trochę lekkomyślnie podeszłam do sprawy. Tu było trochę lepiej niż w gimnazjum, jednak zdarzały się sporadycznie incydenty z cyberbullingiem i ogólnie w dalszym ciągu nie byłam za bardzo lubiana. Ludzie zagadywali do mnie głównie wtedy, gdy czegoś chcieli, a tak to rzadko.

      Usuń
  2. Pewnie powiedziałabym sobie bardzo dużo! Ale najważniejsze: olej innych, nie zastanawiaj się, co oni sądzą, tylko posłuchaj siebie. Takie podejście zdecydowanie ułatwiłoby mi życie już lata temu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż... Jeżeli chodzi o mnie, to nie wiem właściwie co powinnam powiedzieć sobie samej sprzed lat. Moje dzieciństwo i wkraczanie w młodzieńczy okres było super! Na szkołę nie narzekałam. W gimnazjum poznałam super koleżanki i poza lekcjami mam naprawdę miłe wspomnienia, technikum było szkołą marzeń! Myślę, że byłam całkiem szczęśliwym i beztroskim dzieckiem. Robiłam, co chciałam i uważałam za słuszne w kwestii marzeń. Z wyglądem raczej strasznie nie eksperymentowałam. Największą zmianą było obcięcie grzywki :D Wyszłam na ludzi, więc raczej nie chciałabym przeżywać swojej wczesnej młodości inaczej, niż ona wyglądała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę. Bardzo. Właśnie tak ten okres powinien wyglądać.

      Usuń
  4. Niestety szkoda, że nie można przekazywać sobie takich rad. Ale człowiek uczy się na własnych błędach i najważniejsze, żeby nie odkryć tego za pózno. dreamerworldfototravel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. U nie okres szkolny nie należał do najlepszych, wynikało to z braku akteptacji innnych do mojej osoby.

    http://skucinska-foto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Takich osób, jak Ty, jest całe mnóstwo. Aż dziwne czasem, że naprawdę fajne i mądre osoby miały tak przerąbane w szkole. Ja gimnazjum wspominam tragicznie, liceum już trochę lepiej. Twoje rady bardzo spoko - oby przeczytała je niejedna nastolotka.

    A nową płytę AM przesłuchaj koniecznie :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze napisane. Bo o ile sobie z przeszłości już nie pomogę, to może jakaś nastolatka tu zabłądzi i ten tekst będzie pomocny?

      Usuń
  7. Ja bym powiedziała sobie tylko tyle: Nie przejmuj się, jakoś to będzie. Przyjdzie czas, że będziesz się z dzisiejszych problemów śmiać, na samo wspomnienie. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. W sposób szczególnie niemiły wspominam czasy gimnazjum. Cieszę się już dawno mam je za sobą :)
    świetne porady :) warto walczyć i coś zmienić niż tkwić w bezmyślnym dole :)
    pozdrawiam
    mojaszafamodnaszafa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Ah gdybym mogła to gimnazjum także bym zmieniła. :( Nie lubiłam tego otoczenia. Chodziłam tam za karę. Liceum na szczęście sama mogłam wybrać z czego jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona. Uparłabym się także na szkołę muzyczną. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miałyśmy podobnie. Tak, gimnazjum było jak najgorsza kara.

      Usuń
  10. U mnie było podobnie. Gimnazjum to było piekło. I w domu, i w szkole.
    Na przełomie gimnazjum i liceum stało się kilka cudów. Nagle ojciec przestał pić i zaczął terapię, a dwóch debili z gimnazjum, którzy mnie prześladowali, nagle straciło zainteresowanie moją osobą. Poza tym mama zaprowadziła mnie do psychologa. Siłą. Wtedy się wkurwiłem, ale z perspektywy czasu jestem jej za to wdzięczny. Gdyby nie tych kilka wydarzeń, to dziś zamiast pisać na blogu czy uprawiać sport może brałbym dopalacze albo bił żonę.

    Co bym zrobił, gdybym mógł cofnąć czas? Może odważyłbym się dać w pysk jednemu z tych dwóch gości z gimnazjum. Chociaż to byłoby ryzykowne ;) Na pewno bardziej bym siebie lubił, mniej przejmował się negatywnymi opiniami innych, szukał wartościowych i życzliwych osób.
    Gimnazjum to był chory eksperyment, który okaleczył wiele wartościowych osób. Może dlatego jest tylu blogerów ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Też chyba potrzebowałam tych rad jako nastolatka. Jest mi mega przykro, że teraz, spoglądając wstecz, chciałabym się przytulić, tę młodszą wersję siebie i powiedzieć: hej, nie płacz, wstań z kolan, będzie dobrze, zobaczysz. Żałuję, że nikt dorosły nie powiedział mi tego, co napisałaś w poście. Że nie dodał mi otuchy i nawet nie wiedział, z jakimi problemami się borykałam. :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Co powiedziałabym nastoletniej sobie? Dziś nie byłabym zastraszoną osobą i przede wszystkim poszłabym na policję. Nie bałabym się, że trzydzieści osób w klasie jest przeciwko mnie. Dziś czytam kryminały i wiem, że istnieje psychiatra, który stwierdzi czy człowiek jest poczytalny czy nie a nawet czy ty kłamiesz czy nie. I za to czego doświadczyłam na własnej skórze moi oprawcy mieliby nieźle przesrane. A co mnie spotkało? Na lekcji matematyki, kiedy nauczycielka na chwilę wyszła zaczęli we mnie rzucać podstawkami od kwiatków. Nie wytrzymałam i wyszłam z klasy. Po powrocie razem z nauczycielką wchodzę a tam cała klasa pisze grzecznie zadanie. Ot co. Przemoc i robienie debila prosto w oczy. Zepchnięcie ze schodów po tym jak wróciłam do szkoły kiedy zdjęli mi gips z nogi, którą skręciłam na WF. Zimna wychodzę ze szkoły razem z koleżanką z ławki a prawie cała klasa zaczęła we mnie rzucać kulkami. Nawet nie mogłam uciec, bo ta grubsza koleżanka z ławki mnie przytrzymała. Poleciała mi krew z nosa. To są najgorsze rzeczy pomijając oczywiście przemoc psychiczną czyli wyśmiewanie, plotki, poniżanie słowne. Co powiedziałam dorosłej sobie? Jestem aspołeczna. Nie mam żadnych znajomych i utrzymuję kontakt tylko z rodziną. Nie zależy mi wcale na znajomych, nie zależy mi na byciu lubianą i dałabym sobie radę na bezludnej wyspie. Jestem sama, samodzielna i samowystarczalna. Potrafię żyć bez ludzi, bo gimnazjum mnie zahartowało. Nigdy więcej nie dam się skrzywdzić. Nikomu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Liceum u mnie wciąż trwa i w sumie jest póki co najlepszym okresem w moim życiu, ale bym powiedziała sobie (chociaż wiem, że młoda ja i tak by mnie miała w dupie i nie uwierzyła) przede wszystkim, żeby była sobą, że jest wolna i nie musi do nikogo się dostosowywać. Że jak myśli, że ktoś grubo przegina to ma mu powiedzieć, a jak kogoś kocha to niech kocha, ale taką miłością na jaką stać 13/14 latkę, a nie oddając wszystko. Że nie warto zawsze być miłą, że czasem trzeba po prostu być wredną suczą i nie dać sobie podskoczyć i że najlepsza jest ta prawdziwa wersja siebie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Kurczę, czuję, że bardzo chętnie poszłabym z Tobą na herbatę (jak na prawdziwego herbatoholika przystało). Zwłaszcza po przeczytaniu tego posta - powiedziałabym sobie dokładnie to samo, niezaprzeczalnie (u mnie też czasy gimnazjum nie należały do szczególnie przyjemnych).
    Jeszcze byłam taka durna, że "odrzuciłam" swoją prawdziwą pasję (sztuka, a jakże!), za co do tej pory pluję sobie w brodę, bo to przecież kilka lat, które mogłam wykorzystać inaczej.

    Take care! ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam dziwne wrażenie, że największe grono osób zwróciłoby się do samych siebie z okresu gimnazjum - oczywiście z tych roczników, którzy przez ten dramat musieli się jakoś przebić

    samej sobie powiedziałabym, że koniec końców masz język w gębie i nie bój się w końcu odpowiedzieć, tak, że pójdzie w buty, a nie tylko myśleć dla siebie i prowadzić wewnętrzne monologi po fakcie. w sumie, mogłabym to powiedzieć też samej sobie teraz.

    a pytanie takie - ilu z tych rad dla siebie ówczesna Ty byś posłuchała? bo osobiście samej siebie pewnie bym nie posłuchała, bo nadal brakowałoby mi siły przebicia się przez własną skorupkę

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja bym powiedziała jedno - bądź sobą i nie patrz na innych

    OdpowiedzUsuń