wtorek, 9 lipca 2019

Początek kolejnej łódzkiej przygody

Choć do coraz lepszego poznawania Łodzi wróciłam ponad dwa lata temu, w moim przypadku przebiega to bardzo powoli. Być może wynika to z tego, że jak na typową wieśniaczkę przystało, nie jestem przyzwyczajona do częstszego bywania w dużych miastach. Może nawet i nie chcę w nich tak często bywać.

Po kilku miesiącach przerwy, w lutym w końcu zawitałam do stolicy mojego województwa, i to o dość nietypowej jak na mnie porze, bo wczesnym wieczorem. Co mnie tam wtedy sprowadziło? Rozmowa o pracę. Tak, chwilowo wymyśliłam sobie, by poszerzyć teren poszukiwania nowej pracy także o Łódź. Wcześniej wysłałam CV w odpowiedzi na ogłoszenia z paru miejsc w tym mieście i z jednego z nich ktoś się odezwał. Także gdy wysiadłam na dworcu Łódź Fabryczna, zaczęłam poszukiwania miejsca docelowego.

Było zimno, ciemno, a na chodnikach leżały jeszcze resztki śniegu. A ja chodziłam pobliskimi ulicami i nie wiedziałam, w którym konkretnie kierunku się udać. Wiedziałam też jednak, że musi to być gdzieś blisko, bo w Śródmieściu. Kręciłam się trochę po ulicy Narutowicza. W oddali było widać oświetlony Teatr Wielki. I gdy tak szłam i szłam, pomyślałam sobie, że może by tak w końcu zapytać kogoś o drogę. Padło na pewnego pana w średnim wieku. Ten jednak mnie olał i szedł dalej. I to był moment, kiedy po raz pierwszy spotkała mnie taka sytuacja. Potem już nie zagadywałam ludzi, z których większość gdzieś się spieszyła, co jest w sumie typowe dla dużego miasta. Nie wiedzieć czemu, przeszłam na drugą stronę ulicy i chwilę potem znalazłam się właśnie na Placu Dąbrowskiego, pod Teatrem Wielkim. A tam stały taksówki. Stanęłam sobie przy jednej z nich i dalej nic, co w pewnym momencie zirytowało kierowcę, który wziął mnie za żebraczkę. W końcu jednak pojechaliśmy na miejsce docelowe.

Nie dostałam tej pracy. Okazało się, że potrzebują kogoś z doświadczeniem w tej konkretnej branży. Szkoda tylko, że ani w ogłoszeniu, ani w rozmowie przez telefon nie było o tym mowy. Straciłam więc tylko czas. W końcu uznałam, że dobrze się stało, bo w końcu nie mieszkam nawet w Piotrkowie, by pomyśleć o pracy w Łodzi. Oj, byłby problem z ewentualnym powrotem do domu w takiej sytuacji.

Przy budynku, w którym miałam rozmowę o pracę stała kolejna taksówka. Pojechałam nią oczywiście na dworzec Łódź Fabryczna. Czyli przyjechała-wróciła. Zanim wsiadłam w busa do Piotrkowa, zdążyłam zrobić zdjęcie jednemu z dworcowych murali.


Na następną wizytę w Łodzi musiałam trochę poczekać. Chciałam, by było wtedy ciepło, ale też nie upalnie. W końcu w pewną sobotę, pod koniec czerwca uznałam, że wreszcie nadszedł ten moment. Także pojawiłam się w Piotrkowie i wsiadłam w busa, który najdalej zatrzymywał się na Placu Dąbrowskiego. W końcu po jakiejś godzinie wysiadłam. I tak szłam sobie ulicą Narutowicza. 


Po drodze z daleka zobaczyłam mural, który już kiedyś widziałam. Czy tego dnia miałam zobaczyć kolejne? Na razie wybierałam się na ulicę Piotrkowską, której nie widziałam prawie rok. Tak, dobrze czytacie. Pędziłam, bo wiedziałam, że w Łodzi mogę spędzić najwyżej cztery godziny, by zdążyć na wczesnowieczornego busa do Piotrkowa. Następnym razem pojadę wcześniej. O ile będzie następny raz.

W końcu dotarłam na Piotrkowską. Co tam chciałam zobaczyć? Na pewno niedawno powstały pomnik jednorożca. Najpierw jednak uznałam, że fajnie by było po długiej przerwie zobaczyć Pasaż Róży. Zanim to jednak nastąpiło, zobaczyłam ludzi jadących rikszami (ciekawe, czy kiedyś i ja tak sobie pojadę) oraz jakąś rodzinkę robiącą sobie zdjęcia przy jednym z licznych pomników w tych okolicach. Standard. W końcu dotarłam na Pasaż Róży, gdzie prócz mnie było tylko kilka osób. I dobrze. 




W końcu stamtąd wyszłam, wrzucałam pierwsze zdjęcia na Instagrama i szłam ulicą Piotrkowską. Zobaczyłam antykwariat. Choć lubię takie miejsca, tym razem nie weszłam do środka. Dalej był już raz przeze mnie widziany pomnik Misia Uszatka, który jakaś dziewczynka głaskała niczym psa. To też typowe. 

Weszłam do sklepu z pamiątkami, choć na ogół omijam takie miejsca. Nie skusiłam się na notes z folklorystycznym motywem, choć tak bardzo mi się podobał. Zamiast niego kupiłam dwa najtańsze, płaskie magnesy na lodówkę, które zamierzałam dołączyć do listów. Tak, wciąż piszę listy. Wyszłam, szłam dalej i w pewnym momencie przeszłam na drugą stronę ulicy, bo z daleka zobaczyłam mural. O, taki.


Znajduje się on na przylegającej do Piotrkowskiej ulicy Roosevelta. 
I znów przeszłam na drugą stronę Piotrkowskiej, bo z daleka widziałam Stajnię Jednorożców. A oto i ona.


No i jednorożec. 


Oczywiście musiałam poczekać, aż pójdzie sobie w końcu te parę osób, które robiły sobie przy nim zdjęcia. 

I szłam dalej, choć w sumie nie widziałam już niczego ciekawego. I dotarło do mnie, że wciąż nie dopadło mnie znajome uczucie przebodźcowania pomimo tłumów na ulicy. W oddali widziałam Galerię Łódzką, ale zdecydowanie nie zamierzałam do niej iść.  Także w tył zwrot. W pewnym momencie szłam obok kilku zaparkowanych samochodów. I wtedy właśnie jakaś kobieta około czterdziestki spytała mnie po angielsku, czy można tu parkować. Nie wiedziałam, bo w końcu nie jestem tutejsza, ale odpowiedziałam "Yes". A ona się uśmiechnęła. 

Szłam i szłam. I co mam z tym przechodzeniem na drugą stronę ulicy? Jakaś starsza pani chciała mi za parę złotych sprzedać korale. Podziękowałam i poszłam sobie. Niedługo potem jakiś facet rozdawał na ulicy schłodzone piwa bezalkoholowe. Także tak sobie szłam i piłam. W smaku średnie moim zdaniem. 
W końcu załapałam się na kolejny mural. 


Potem już właściwie nie miałam żadnych przygód. Na szczęście tego dnia nikt nie rzucił do mnie tekstem "Da pani złotówkę". Szłam już na dworzec Łódź Fabryczna, choć do odjazdu busa do Piotrkowa została jeszcze jakaś godzina. A na dworcu robiłam w notatniku na smartfonie prywatne notatki, których nigdy nikomu nie pokażę oraz oczywiście kolekcjonowałam kolejne murale. W rezultacie miałam już chyba wszystkie z tego konkretnego miejsca.






I to tyle. Na następną wizytę w Łodzi chciałabym przeznaczyć więcej czasu, więc chętnie dowiem się, co jeszcze ciekawego można tam zobaczyć. Jakieś propozycje?












10 komentarzy:

  1. W dużych miastach panuje typowa dla ludności miejskiej anonimowość. Nie każdy ma ochotę dać przekłuć swą bankę prywatności. Ale jakbyś mnie spotkała, to bym Ci pomogła. :) Mnie często ludzie zaczepiają na ulicy, przyzwyczaiłam się i traktuję to jako normalność.

    Mieszkając daleko, nie powinno się szukać pracy tam, skąd trudno wrócić po drugiej zmianie. Chyba, że zamierzasz się przeprowadzić albo kupić samochód.
    Słowem to dziwne, że zaprosili Cię na rozmowę skoro już z CV wiedzieli, że nie masz doświadczenia. Po co im taki manewr?

    Pod koniec czerwca byłam w Łodzi. Ciekawa jestem czy nasze drogi nie skrzyżowały się choć raz. ;) Często przemykam Piotrkowską, na dworcu też w tych dniach byłam jak jechałam do i z Warszawy.

    Ten mural z oknami i ludźmi namalowanymi w środku, jest bodajże pierwszym w Łodzi. Nie wiem ile ma lat, ale być jest starszy ode mnie. Pamiętam go, że był od zawsze.

    Propozycje zwiedzania:

    Stacja Radegast: http://ekstraktzycia.blogspot.com/2019/06/na-ziemi-zami-zroszonej.html

    Ogród Botaniczny: http://ekstraktzycia.blogspot.com/2019/05/polskie-wspomnienia-ogrod-botaniczny-w.html

    Imperium Poznańskich: http://ekstraktzycia.blogspot.com/2018/12/imperium-poznanskich.html

    Skansen Domów Drewnianych: http://ekstraktzycia.blogspot.com/2018/10/skansen-domow-drewnianych.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie byłam w Łodzi, ale to miasto zdecydowanie znajduje się na liście do odwiedzenia przeze mnie. Lubię chodzić uliczkami obcych miast, podziwiać różnicę i zauważać podobieństwa z miastami, które już znam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja natomiast tak ostatnio zwiedzalam Olsztyn. Myślałam że się zgubie ale udało się i wróciłam jakoś do domu :p
    by-tala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo brzydkie zachowanie ze strony osób, których prosiłaś o pomoc... tempo życia jakie sobie narzucamy jest nad wyraz zauważalne, niestety.
    W Łodzi jeszcze nigdy nie byłam, zastanawiam się czy w ogóle przejeżdżałam przez Twoje województwo; hm... trzeba to koniecznie zmienić :D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Łódź jako wielka przygoda? Dla ciebie wyście do sklepu po bułki musi być nie lada wyzwaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę się nie wypowiadać o autorce tekstu w taki sposób - nie znając jej. Każdy jest inny i dla każdego co innego może być wielką przygodą. Troszkę więcej szacunku, empatii i zrozumienia.

      Usuń
  6. Ja osobiście lubię duże miasta, ale wiadomo, każdy jest inny i lubi co innego. w Łodzi jeszcze nie byłem. Przyznam się, że już prawie by mi się to udało, ale niestety ciężko było mi znaleźć połączenie powrotne, więc zrezygnowałem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. wow! beautiful
    Very interesting, love your blog, thank you for sharing.
    luxhairshop homecoming Hairstyle
    (づ ̄3 ̄)づ╭❤~

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja również lubię podróżować sama. Dwa lub trzy razy w miesiącu jestem w Katowicach. Tej zimy byłam w Częstochowie & zrobiłam zdjęcie pięknej świątecznej szopki na alejach. Mam w planie wybrać się jeszcze na wycieczkę do Krakowa. A największym moim marzeniem jest odłożyć piniondz oraz jechać samej nad morze :D

    OdpowiedzUsuń